niedziela, 29 czerwca 2014

6.

Zanurzył spierzchnięte wargi w kubku świeżej kawy, a czekoladowymi tęczówkami omiótł pomieszczenie sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Cały ten mechanizm powtarzał się średnio co dziesięć minut.
Nie było ważne, że ciecz zdążyła już dawno wystygnąć. Chłopak nerwowo co parę minut uaktywniał swój instynkt obronny sprawdzając sytuację w szpitalnej sali. Było to jeden z pierwszych objawów nerwowych. W jego głowie paliła się lampka czujności. Bał się, że nawet teraz, kiedy jest w stanie śpiączki, może jej się coś stać. Oględziny pomieszczenia powtarzał jak mechanizm.
Nerwowe stukanie paznokciami o blat stołu akompaniowało dialogom wydostającym się z trzeszczącego telewizora.
I tak cały czas.
Nerwowe stukanie, łyk kawy, rozglądnięcie się, ponowne wlepienie wzroku w szklany ekran. Nerwowe stukanie, łyk kawy, rozglądnięcie się, ponowne wlepienie wzroku w szklany ekran. Niekiedy dochodziło do tego przemierzenie pomieszczenia, dla świadomości, że Livii nic nie grozi.
Po kolejnej z rzędu kontroli, ponownie upił kilka łyków napoju. Powoli odwrócił głowę w stronę telewizora, uporczywie wlepiając w niego obojętny wzrok. Gdy już miał przenieść go na leżącą w rogu pomieszczenia dziewczynę, coś go tchnęło. Coraz uważniej przysłuchiwał się dialogom oraz śledził postacie przemykające przez ekran.
Jakaś para spacerowała pustymi ulicami zupełnie pogrążona w rozmowie. Po chwili mężczyzna położył się na drodze, uporczywie namawiając kobietę, która mu towarzyszyła do zrobienia tego samego. Ostatecznie uległa i ułożyła się obok niego. Leżeli tak pewien czas, wpatrując się w zmieniające światła i napawali się ciszą.
The Notebook
Momentalnie do jego umysłu nadciągnęła kolejna fala wspomnień. Ten film, wieczór, rozmowa, cisza. Nowe odkrywanie siebie i dym wydostający się z ust.

~~

Ostatni raz przejechała rozgrzaną płytą żelazka po bawełnianej bluzce, by po chwili złożyć ją w kostkę i ułożyć na niewielkiej kupce z ubraniami. Jednym ruchem wyłączyła urządzenie z prądu i ująwszy ciuchy w dłonie, zaniosła je do swojego pokoju. Po uchyleniu drzwi szafy, z jej wnętrza wysypała się para zniszczonych już point.
Livia szybko odłożyła pranie na jedną z półek. Schyliła się do podartych bucików z namaszczeniem chwytając je w dłonie. Zdarte czubki pokryte były już brudem, boczne obicie straciło swoją kremową barwę kosztem poszarpanego materiału, natomiast wstążki były już prawie rozerwane. Aż ją coś ścisnęło za serce, kiedy patrzyła na obiekt swojej dawnej pracy.
Przycisnęła je do serca, wracając myślami do londyńskich poranków spędzonych na pustej sali otoczonej lustrami. Specyficzny zapach marcepana roznosił się dookoła. Być może ze względu na cukiernię znajdującą się w budynku obok. Albo najzwyczajniej pani Dreake używała płynu do pastowania parkietu o takim właśnie zapachu. Wrócił widok chłodnych jeszcze promieni przenikających przez stare żaluzje i rzucających cienie na drewnianą podłogę. Odbicie jej drobnego ciała w niezliczonej ilości zwierciadeł. Wrócił pot, łzy i krew. Obolałe stopy, przykurcze mięśni i radość, jaką od zawsze dawał jej balet.
Spokojne pukanie do drzwi przerwało jej tę nostalgiczną chwilę. Ostrożnie wsadziła pointy w głąb szafy i z niesamowitą gracją podniosła się z paneli. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. Naciągając rękawy przydużego swetra na swoje chłodne dłonie, otworzyła drewnianą powłokę.
- Wolisz kolację w knajpie na rogu czy wypad do kina? - zapytał Zayn, uśmiechając się spod naciągniętego na głowę kaptura.
- Cześć, ummm skąd masz pewność, że chcę gdziekolwiek wychodzić dzisiejszego wieczoru? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, zadziornie podnosząc brew do góry.
- Potrzebujesz detoksu, Liv. Musisz stąd wyjść, nie myśleć o tym wszystkim. Pora odpocząć - odparł spokojnie, opierając się ramieniem o framugę. - Więc jak będzie?
Westchnęła głośno, niepewnie spoglądając w za siebie.
- Właściwie, to jestem już po kolacji - wskazała za siebie, palcem namierzając kuchnię. -  Więc chyba pozostaje nam kino - uśmiechnęła się nieśmiało. Nie była pewna, czy rzeczywiście Zayn chce ją gdzieś zabrać.
- Świetnie! - chłopak klasnął w dłonie. - Ale noc jest zbyt piękna, żebyśmy się wybierali do budynku. Na drugim końcu miasta jest jakiś festiwal filmowy. Jakieś stare filmy, czy coś. Puste pola, ekrany pod gołym niebem. Warto spróbować, co? - Entuzjazm z jakim to opowiadał sprawił, że przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- A co jak się przeziębimy? - zapytała, zakładając dłonie na piersi.
- Dlatego z domu wziąłem dwa śpiwory. Mam też gorącą herbatę i biszkopty jakbyś zgłodniała.
Teraz nie była w stanie powstrzymywać śmiechu. Po klatce schodowej rozniósł się dziewczęcy chichot.
- Dobra, niech Ci będzie. Przekupiłeś mnie tymi biszkoptami. Daj mi chwilkę, tylko się przebiorę i wezmę jakieś dodatkowe koce.

~*~

Pojedyncze szepty wypełniały polanę, na którą przybyło sporo wielbicieli starych filmowych hitów. Blask z wielkiego ekranu rozlewał się po świecącej od lekkiego przymrozku trawie. Ustawione w różnych grupkach białe leżaki wypełniały niemal prawie całą przestrzeń.
Chuchnęła w zziębnięte dłonie, nakrywając się szczelniej drugim kocem. Chwyciła kubek, który podał jej Zayn i upiła z niego łyk gorącej herbaty. Przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu, pozwalając na chwilę zapomnieć o chłodzie panującym dookoła. Wlepiła szare tęczówki ponownie w wielki ekran ustawiony na środku polany, uważnie śledząc losy bohaterów, które przecież z wręcz na pamięć.
Starsza kobieta leżała na szpitalnym łóżku, a przy jej boku czuwał mężczyzna również w podeszłym wieku. Kurczowo trzymał ją za dłoń opowiadając pewną historię. Uśmiechnęła się pod nosem, mimo dramatyczności tej sceny.
- To jest niesamowite móc się tak z kimś zestarzeć - zachwyciła się, spoglądając na Malika. -  Najzwyczajniej mieć osobę, która będzie przy Tobie czuwała w momentach kiedy jest naprawdę źle i nie zostawi Cię mimo wszystko. Za czymś takim rzeczywiście musi przemawiać wielkie uczucie - szepnęła.
Siedział tak przez chwilę zastanawiając się nad sensem jej słów. Rzeczywiście ogromną rolę w tym wszystkim ma osoba która podtrzymuje Cię w ciężkich chwilach, nie pozwalając upaść. Już dawno zapomniał jak to jest czuć się komuś potrzebny. Żeby ktokolwiek troszczył się o Ciebie bez żadnych wygórowanych wymagań. Brak tak bliskiej osoby powodował pewnego rodzaju wyrwę w duszy.
Jednak uczucie to znikało gdy tylko spotykał się z Livią. W głębi duszy miał przeświadczenie, że ona go potrzebuje, że bez niego najzwyczajniej upadnie pod ciężarem wszystkich swoich wspomnień i emocji. Przytłoczy ją rzeczywistość, nachalnie katująca stabilność w jej życiu. W tamtym momencie jeszcze nie wiedział, w jakim stopniu będzie dla niej podporą.
Olivia naciągnęła na głowę kaptur, by po chwili mocniej przyciągnąć kolana do brody. Wypuściła spomiędzy spierzchniętych ust ciepły oddech, którego obłoczek rozlał się w mroźnym powietrzu.
- Swoją drogą to musi być straszne nie pamiętać ukochanej osoby, której przecież tak wiele zawdzięczasz. Niby jest obok Ciebie, a nie możesz z nią porozmawiać tak jak kiedyś. Nie możesz jej tak samo spojrzeć w oczy. Nie możesz poczuć zapachu. To ciągłe odtwarzanie wydarzeń nie ma przecież najmniejszego sensu. Na dobrą sprawę ta maleńka cząstka zawsze pozostaje gdzieś w głębi.
Ludzie powoli zaczęli zbierać swoje manatki i kierować się do samochodów ustawionych na pobliskim parkingu. Nie przejmowali się tym. Dalej siedzieli na skarbie pod jabłonką, w ciepłych śpiworach otuleni trzema kocami. Zayn potrząsnął głową, uśmiechając się pod nosem.
- Nie przestajesz mnie zadziwiać, Livia. Te Twoje przemyślenia to jedna wielka plątanina psychologiczna, która mimo swojej specyfiki jest jakaś taka... prawdziwa. Ciekawy jestem co jeszcze skrywasz. - Na te słowa wzruszyła ramionami ponownie biorąc łyk herbaty.
- Pozwolisz mi Cię kiedyś poznać? Pozwolisz mi się kiedyś do Ciebie zbliżyć? - zapytał, oblizując suche usta.
Przełknęła ślinę, odchrząkując cicho. Szare tęczówki skierowały się ponownie na biały ekran, na którym właśnie przemykały ostatnie napisy.
- Może pozwolę Ci kiedyś byś ze mną się budził. Może powiem Ci kiedyś jakie lubię wino. Może pozwolę Ci kiedyś zapalić świeczkę, gdy w pewną zimową noc zgaśnie światło.* Ale to nie teraz. Może kiedyś - odparła spokojnie. Po chwili podniosła się z ziemi, drżącymi z zimna dłońmi składając jeden z koców.
- A teraz lepiej się zbierajmy.


*Hey- Chyba (cytat zmieniony na potrzeby opowiadania)

~~

Dźwięk specjalnych aparatur z powrotem przywołał go na ziemię. Podniósł się z krzesła i powoli ruszył w stronę okna. Rozchylił palcami żaluzje, spoglądając na wypełniony samochodami parking. Ludzie wychodzili i wchodzili do szpitalnego budynku. Niektórzy z nich w odwiedziny, inny byli do tego przymuszeni, by poprawić stan swojego zdrowia. Dźwięki karetki, która wyjeżdżała do kolejnego wezwania roznosił się z tyłu budynku. Pacjenci opuszczali szpital i na parkingu z wielkim uśmiechem na twarzy witali się ze swoimi stęsknionymi bliskimi. A on dalej czekał ze zniecierpliwieniem, że wreszcie będzie mógł ją zabrać z tego wysterylizowanego miejsce.
Odwrócił się nagle, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. W ciągu sekundy zdążył strzelić sobie mentalnie w twarz za to, że znowu tak łatwo odpłynął. Brązowe tęczówki powiodły ku wejściu do sali. Napotkały tam wysokiego blondyna ubranego w jeansową kurtę i ciemne spodnie.
- Och, Zayn? - ton jego głosy zdradzał ewidentne zaskoczenie. - Nie wiedziałem, że Cię tu spotkam o tej porze. Myślałem, że będziesz udzielał wywiadu. - Malik wzruszył ramionami, kładąc dłoń na swoim karku.
- Tak jakoś wyszło. Cześć Mike - uśmiechnął się słabo, wyciągając do jasnowłosego drugą rękę.
Dopiero teraz zauważył się niebieskooki trzyma na ramieniu bukiet żółtych róż. Z uwagą obserwował jak podchodzi do stojącego obok umywali wazonu, napełnia go do połowy wodą i wsadza do niego obfitą wiązankę. Położył szklane naczynie na szafce obok łóżka dziewczyny.
Zastygł w bezruchu, wpatrując się w jej bladą twarz. Przejechał delikatnie palcami po jej ręce ułożonej na białym materiale prześcieradła.
- I jak z nią? - zapytał po chwili Michael, nie przestając gładzić alabastrowej skóry, jednak odwracając twarz w stronę stojącego z tyłu Zayna.
- Wciąż tak samo. Przynajmniej jej stan się nie pogarsza - westchnął brunet, opadając ponownie na krzesło.
I znowu w pomieszczeniu zapadła głucha cisza, przerywana pikaniem aparatury.
Malik spojrzał ze współczuciem na blondyna, który z wielkim bólem przypatrywał się śpiącej Livii, ciągle muskając jej dłoń. Szybko jednak odwrócił wzrok, nie chcąc dodatkowo się katować. W tym momencie jego uwagę przykuły herbaciane róże.
- Takie same jak wtedy. Pamiętasz, Liv? - zapytał w myślach.

~~

Bryza morska otulała twarze przechodniów, zostawiając na ustach słonawy posmak. Szum fal rozbijających się o kamienisty brzeg co chwila przerywany był przez skrzek mew krążących nad głowami turystów. Popołudniowe słońce zalewało swoim blaskiem Brighton Pier sprawiając, że woda pod ogromną konstrukcją przybierała kolor ciemnej zieleni.
Chłodny wiatr muskał swoim oddechem jej czarne włosy, opadające na pochyloną nad barierką białą twarz. Kościstymi dłońmi trzymała się metalowej rurki. Raz za czas zmieniała pozycję, próbując się wreszcie usadowić na podkurzonych pod siebie nogach. Wpatrywała się w morskie odmęty kotłujące się kilka metrów pod nią.
Z minimalnym uśmiechem na ustach obserwował jej skupioną twarz. Może i nie dawał tego po sobie poznać, ale bardzo go ucieszyło, że Liva po tylko namowach zdecydowała się na jeden dzień uciec z zakurzonego Londynu. Chciał ją oderwać od ciągłego czuwania przy telefonie, który praktycznie nie dzwonił. Jej upartość jednak nie pozwalała odpuścić, a głębokie przeświadczenie, że zadzwoni ktoś ze szpitala, bo będzie im potrzebna pomoc panny Spencer, skutecznie trzymało ją jak magnes przy aparacie. Wreszcie jednak uległa.
Nie ukrywając, ten wyjazd miał dwie strony medalu. Najważniejsze dla Zayna było to, by poprawić samopoczucie dziewczyny, jednak ogromną rolę odgrywało też niezauważalne wymsknięcie się z miasta. Malik chciał odpocząć od ciągłych próśb o autografy czy zdjęcia. Miał dość czających się na każdym rogu paparazzich i tego ogromnego natłoku zadań. Tutaj, w Brighton, miał pełną swobodę. Wystarczyło bowiem, że założył bluzę z kapturem, a już rozpoznanie jego twarzy było dość ciężkie. Na szczęście przez cały dzień świecił słońce, więc chłopak miał również pretekst, by ubrać okulary przeciwsłoneczne. Pozbył się ich jednak bardzo szybko, ponieważ były niesamowicie uciążliwe. Na spokojnie mógł jednak spędzić czas z Olivią. Poświęcić jej większą część swojej uwagi, odpocząć i uwolnić się od ciągłych kłótni ze znajomymi z powodu wypalanych papierosów.
Ludzie mijali ich bardzo spokojnie. Nikt się nie zatrzymywał, nie pytał o nic. Sam nawet nie wiedział, jakby zareagował gdyby ktoś go rozpoznał. Jakby jej to wytłumaczył? Cały czas przecież zatajał prawdę. Słynne molo było stosunkowo wyludnione. Jedną z przyczyn był środek tygodnia i wiadome było, że ludzie nie znajdą czasu na beztroskie spacery po promenadzie, kiedy czeka na nich masa obowiązków. Jednak znaczący aspekt stanowiła pogoda. Chłód zbliżającej się zimy był czuć zaraz po wyjściu z ciepłego mieszkania. Nie przeszkadzały mu jednak grube kurtki jakie mieli na sobie. Atmosfera była wystarczająca.
Na jego twarzy pojawił się grymas, kiedy dostrzegł, że Livia wyjmuje z kieszeni okrycia paczkę papierosów i po chwili zaciąga się jednym z nich. Zapach tytoniu rozniósł się w powietrzu, skutecznie podrażniając jego nozdrza. Poczuł głód nikotynowy, mimo że wypalił swojego peta niecałe dziesięć minut wcześniej.
Nie lubił kiedy się truła. Mimo że ich znajomość nie była wystarczająco długa, zdążył zauważyć, że Olivia pali niczym smok. Może to była kwestia przyzwyczajenia? Głupi nałóg towarzyszący na każdym kroku, który pozwalał spokojniej przebrnąć przez wyboistą rzeczywistość?
Ponownie wypuszczając z ust biały dym, odgarnęła niesforny kosmyk, który pod wpływem wiatru przyczepił się do bladego czoła. Tym samym odsłoniła drobne kolczyki w kształcie kuleczek. Ich żółty kolor mienił się w blasku jesiennego słońca. Zayn uśmiechnął się pod nosem, na chwilę zapominając o białej rurce między jej wargami. Wręczy jej pudełeczko z biżuterią z okazji jej dwudziestych urodzin. Czy tak i tak dowiedział się o nich cudem.
Siedzieli wtedy u niej w mieszkaniu. Livia krzątała się przy kuchence kończąc zmywanie naczyń, kiedy z jej telefonu zaczęła grać przyjazna melodia. Dziewczyna oderwała się od aneksu i przejechawszy palcem po ekranie urządzenia przeczytała wiadomość. Prychnęła pod nosem, po czym wystukała kilka słów na klawiaturze. Telefonu zetknął się z chłodnym blatem, wędrując na jego drugi koniec tuż obok pijącego herbatę Zayna. Olivia nie zablokowała klawiatury, więc chłopak kątem oka mógł zerknąć na wiadomość. Wszystkiego najlepszego! Wtedy szybko zerwał się z krzesła mówiąc, że zaraz wraca. Po wyjściu z kamienicy wstąpił do sklepu jubilerskiego kilka przecznic dalej i kupił polecone przez sprzedawczynię kolczyki. Za godzinę był z powrotem w mieszkaniu dziewczyny. Mimo jej ciągłych oporów, ostatecznie przyjęła podarunek i od tamtej pory jej uszy zdobiły dwie żółte kuleczki.
Potrząsnął głową ponownie skupiając się na dymiącym papierosie.
Sam zaskoczony swoją reakcją, jednym ruchem ręki wyrwał jej biały rulonik z dłoni, po czym wrzucił do morza. Osłupienie wymalował się na jej twarzy. Spojrzała na niego z widoczną wściekłością w szarych tęczówkach.
- Co to do cholery miało być? - zapytała z wyrzutem, unosząc do góry brwi. Już miał kontynuować, gdy czyjś głos pokrzyżował jej plany.
Mężczyzna przebrany za klauna paradował po pomoście z naręczem róż.
- Kwiaty dla pięknej Pani - zwrócił się w stronę brunetki, która niemal jak na zawołanie oblała się rumieńcem.
- Dz-dziękuję -wyjąkała, przyjmując bukiet herbacianych róż.
- Będą pasowały do kolczyków - uśmiechnął się ciepło, po czym wrócił do swojej pracy.
Livia z niemałym szokiem wpatrywała się w bladożółte płatki kwiatów. Podniosła je ku górze, muskając kielichami swój lekko zadarty nosek, by poczuć przyjemny zapach. Przymknęła powieki, napawając się słodką wonią.
- Nie powinienem Ci dawać tych kolczyków. Przyciągają zbyt dużo obcych facetów -prychnął pod nosem Zayn, z rozbawieniem obserwując jak zachwyt ustępuje miejsca obojętności na jej alabastrowej buzi.
- A co, zazdrosny? - zapytała zaczepnie, prostując zagiętą łodygę.
- Wydaje Ci się. - Pokiwała głową, śmiesznie wydymając usta. - No dobra, może trochę - odparł cicho, dalej z uśmiechem obserwując ile radości sprawił Livii zwyczajny bukiet kwiatów.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz