piątek, 18 kwietnia 2014

2.

Wesołych świąt, Kochani!

~


            Czarny Range Rover przemknął przez mokre, londyńskie ulice, skręcając w stronę pobliskiego szpitala. Pojazd zaparkował na samym końcu wielkiego placu mieszczącego się za budynkiem. Chłopak wziął głęboki wdech i łapiąc telefon znajdujący się w schowku, wyszedł na zewnątrz, blokując przy tym drzwi. Wilgotne powietrze uderzyło do jego nozdrzy, a on szczelniej okrył się czarną bluzą, jaką miał na sobie, naciągając przy tym kaptur na sterczące kosmyki włosów.
Szybkim krokiem przemierzył parking, chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku, by tylko nie moknąć na kolejnej tego dnia, chłodnej mżawce. W głowie cały czas dźwięczały mu słowa, które wypowiedział lekarz podczas wczorajszej konsultacji: Stan pozostaje bez zmian. Dalej walczy.
Atmosfera szpitala nie robiła już na nim większego wrażenia. Owszem, w dalszym ciągu odczuwał nieprzyjemne uczucie na widok tych wszystkich przyrządów, białych ścian i smutnych twarzy ludzi, jednak po chwili wszystko to mijało. Przyzwyczaił się. Bywał w tym strasznym miejscu codziennie przez przeszło dwa tygodnie.
Dwa tygodnie. Tyle czasu nie słyszał jej głosu, nie widział szarych tęczówek, nie dźwięczał mu w uszach uroczy, dziewczęcy śmiech, który był rzadkim elementem jej humoru. Dwa tygodnie pełne bólu, cierpienia, strachu i wewnętrznej wojny z poczuciem winy.
Nawet nie zauważył kiedy siedział w małej sali, tuż obok jej pogrążonej we śnie sylwetki. Przełknął wielką gulę, zmuszając się do popatrzenia na jej bladą twarz. Opuszkami palców przejechał delikatnie po jej kruchej dłoni, zataczając małe kółka na nadgarstku. Wyczuł wystające w tym miejscy kosteczki i przeniósł na nie czekoladowe spojrzenie. Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły. Poczuł jak nagła fala gorąca oblewa jego ciało. Drżącą dłonią ponownie powiódł po jej alabastrowej skórze naznaczonej dwoma granatowymi siniakami.
Miałaś podobne, kiedy wtedy się spotkaliśmy, prawda?

~*~

Ciężkie chmury unosiły się nad popołudniowym Londynem, zwiastując rychły deszcz. Jesienny wiatr rozwiewał włosy przechodniów, muskając swoim chłodem ich twarze. Cicha uliczka wiodąca między jednorodzinnymi domkami była zupełnie pusta. Uschnięte liście wirowały tylko wraz z każdym podmuchem.
Szli brukowanym chodnikiem, stawiając ciężkie kroki na wilgotnej, od pierwszych kropel deszczu, powierzchni. Brązowe tęczówki beznamiętnie śledziły kolejne kostki wyłożone na ziemi. Niedopiętą kurtką szarpały chłodne powiewy wiatru. Ręce schował do kieszeni, w prawej dłoni obracając drobną monetę, przypadkowo znalezioną w jeansowych spodniach. Nie przejmował się tym, że pomiędzy nim a przyjacielem zaległa niezręczna cisza. Nie miał ochoty na rozmowy. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu.
Wszystko dookoła go przygnębiało. Zagubił się w pędzącym świecie sławy. Stał się fałszywie wykreowaną postacią, której głównym celem było zdobywanie pieniędzy. Chciał chociażby na chwilę wyrwać się z tej pędzącej rzeczywistości, opuścić na chwilę deszczową Anglię, zaczerpnąć ciepłych promieni słonecznych i najzwyczajniej zapomnieć o tym wszystkim co bombardowało jego umysł. Chciał odpocząć od wszystkich bodźców zewnętrznych.

- Za niedługo będziemy musieli Cię siłą wyciągać z domu, Zayn. - zaśmiał się cicho Liam, chcąc przerwać milczenie. Malik wzruszył ramionami, kopiąc przy okazji leżący na drodze kamyk.
- Cieszę się, że jednak zgodziłeś się ze mną odwiedzić Toma. - ponownie cichy głos Payne'a rozniósł się po pustej alejce.
- Nie ma problemu. Jakbyś jeszcze potrzebował mojej pomocy, to wal śmiało. - po raz pierwszy od wyjścia z mieszkania Toma, Zayn się odezwał. Dodatkowo delikatnie uniosły się jego kąciki ust, dzięki czemu szatynowi zrobiło się lżej na sercu.
Malik wcale nie chciał się odcinać od przyjaciół. Ba, nie chciał odcinać się od niczego. Pomoc najbliższym była jednym z nielicznych elementów, dzięki który nadal czuł swoje człowieczeństwo, które powoli zanikało przez nadmiar pracy.
- Pospieszmy się, bo zaraz zacznie mocniej padać. - powiedział Liam, naciągając kaptur na miodowe włosy i jednym susem znalazł się po drugiej stronie ulicy. Brunet podążył jego śladem. Już mieli skręcać w wąską alejkę biegnącą między płotami dwóch domów, kiedy Zayn poczuł uderzenie w klatkę piersiową. Krucha postać odbiła się od jego torsu i z pewnością upadła by na mokrą nawierzchnię, gdyby chłopak nie chwycił jej za łokieć. Gdy owa postać, zdołała powrócić do równowagi, podniósł wzrok. Obraz jaki pojawił mu się przed oczami był ewidentną definicją nędzy i rozpaczy.
Stała przed nim dziewczyna średniego wzrostu. Kruczoczarne włosy, nasiąknięte już deszczem, w nieładzie opadały na kościste ramiona okryte jedynie kremowym sweterkiem. Duże, szare oczy okalane ciemnymi rzęsami zasnute były mgłą łez. Zapuchnięte powieki co jakiś czas przysłaniały jej pole widzenia. Małe, malinowe usta były popękane, z widocznymi śladami rdzawej cieczy. Nierównomierny oddech wydobywający się spomiędzy spierzchniętych warg wskazywał na morderczy wysiłek. Po czerwonych od płaczu policzkach rozmazana była krew. Materiał okrywający jej przeraźliwie kruche ciało, również nosił szkarłatne ślady. Niedowierzającym wzrokiem powiódł po jej wystraszonej sylwetce. Faktura swetra odkrywała wystające obojczyki, na który zauważył dwa fioletowe sińce. W tej chwili uświadomił sobie, że dalej zaciska swoje smukłe palce na jej łokciu. Spojrzał na jej ręce i zamrugał kilkakrotnie. Nadgarstki purpurowego koloru znacznie wyróżniały się na tle jej alabastrowej skóry.
- Cholera - zaklął cicho.
- J...j...ja... p...przepraszam - wychrypiała niemal szeptem, nie podnosząc do góry swoich przestraszonych tęczówek. Już miała odwrócić się na pięcie i biec dalej, jednak uścisk męskiej dłoni jej na to nie pozwolił. Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, wypuszczając z ust cichy szloch.
Nie czekając na nic, zdjął z ramion swoją czarną kurtkę i zarzucił jej na ramiona, ignorując wszystkie protesty jakie tylko zdążyła wypowiedzieć.
- Zayn? - zza żywopłotu wyłoniła się zdezorientowana sylwetka Liama, który idąc pierwszy, nie zauważył zderzenia. Gdy tylko zobaczył dziewczynę, momentalnie przyłożył dłoń do ust, mamrocząc przy tym jakieś niezrozumiałe słowa. Ledwo trzymała się na nogach, cała przemoczona, pobita, wychłodzona i wyczerpana. Lodowaty wiatr z zacinającym rzęsistym deszczem robił z jej ciałem co tylko mu się podobało. Wyglądała jak drewniana kukiełka, sterowana przez siłę wyższą.
Malik wsunął rękę pod jej kolana, drugą natomiast oplatając jej talię. Przeczekał chwilę, aż przestanie próbować się uwolnić. Po chwili ciągłego wyrywania, poddała się. Półprzytomne ciało bezwładnie trzymane było przez silne ramiona Zayna.
- Weźmiemy Cię do siebie - szepnął - Teraz jesteś bezpieczna. - Po tych słowach, wraz z osłupiałym Liamem udali się do samochodu zaparkowanego dwie ulice dalej.


~~

Wchodząc do domu przyjemne ciepło otuliło ich ciała. Liam natychmiast udał się do kuchni, by przynieść apteczkę. Wychodząc z pomieszczenia włączył jeszcze palnik pod żółtym czajnikiem. Wyziębiona dziewczyna automatycznie rozluźniła swoje skurczone mięśnie, czując przyjemną atmosferę. Na chwilę otworzyła oczy, badając wszystkimi zmysłami swoje obecne położenie. Szare tęczówki zlustrowały przytulne pomieszczenie, które wydawało się być salonem. Brzoskwiniowa tapeta była zestawiona z brązowymi meblami. Siedziała na niewielkiej kanapie naprzeciwko drzwi, z białym, puchowym kocem na kolanach. Światło przebijające się przez delikatny abażur, rzucało smugę na jasne panele. Tuż obok niej znajdowała się wielki telewizor, a po jego prawej stronie wysokie, drewniane meble. Pod nogami wyczuła kosmaty dywan, lekko wsunięty pod szklany stolik. Podskoczyła gwałtownie, gdy zorientowała się, że obok niej siedzi chłopak o kruczoczarnych włosach.
W skupieniu lustrował emocje tańczące na jej twarzy i resztki chłodu tańczącego z jej papierowym ciałem. Zebrała się na odwagę i podniosła wzrok, chcąc lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Brązowe tęczówki emanowały strachem i troską. Speszona, spuściła głowę, bawiąc się rękawem swojego zniszczonego swetra.
Ciepło powoli zaczynało otulać jej skórę, co równało się z pierwszą falą bólu. Gdy biegła szarą ulicą, czuła tylko pieczenie w gardle. W głowie miała zakodowane, by uciec jak najdalej. Dopiero teraz zaczynała odczuwać palące nadgarstki, pulsujący policzek, liczne siniaki na ciele. Syknęła z bólu, gdy chcąc zwilżyć wargi, przejechała po niewielkim rozcięciu, szpecącym malinowe usta.
To było jednak nic. Największa rana została rozdrapana na jej psychice. Kiedy myślała, że już wszystko będzie dobrze, musiało wydarzyć się to. Była naiwna myśląc, że takie sytuacje się już nie powtórzą. W rzeczywistości słowa wypowiedziane przez niego kilka tygodni temu, stały się kolejnymi rzuconymi na wiatr. A gdyby tylko zareagowała wcześniej...
To Ty - z transu wyrwał ją szept Zayna. Popatrzyła na niego zszokowana, nie wiedząc dokładnie o co chodzi. Będąc w całkowitym amoku, powoli przetworzyła informacje i... wreszcie do niej dotarło. Ponownie podniosła na niego przerażony wzrok. Sterczące włosy, lśniące pod wpływem światła oczy, zapach wonnych perfum, niski i lekko ochrypły głos. To on. Przyłożyła kruchą dłoń do ust, chcąc powstrzymać jęk strachu. Momentalnie podniosła się do pionu, strącając z kolan biały materiał, ale natychmiast z powrotem zalazła się na kanapie, za dłoni Malika, które z niebywałą delikatnością posadziły ją na miejscu.
Nie bój się. Chcę Ci tylko pomóc. - odezwał się ponownie, sięgając po wodę apteczkę przyniesioną przez Liama.
Klękając przed jej napiętą postacią, ostrożnie odgarnął kosmyki włosów, które opadały na twarz. Namoczył wacik w wodzie utlenionej i przejechał nim po rozciętej wardze. Dziewczyna syknęła od razu, nerwowo zagryzając policzek.
- Chwilę poszczypie i przestanie. - po tych słowach wziął wilgotny ręcznik, którym przemył jej splamioną od krwi twarz. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że ukazały się jej lekkie rumieńce. Następnie wziął do rąk kostki lodu, leżące na blacie stolika.
- Wiem, że dopiero co się zagrzałaś, ale to jedyny sposób, żeby te siniaki nie były na tyle rozległe. - spojrzał na nią niepewnie - Mogę? - W odpowiedzi dostał lekkie skinienie głową, po czym ponownie zapadła między nimi cisza. Gdy przyłożył zimny opatrunek, zauważył, że jej alabastrowa skóra pokrywa się polaną gęsiej skórki. Chcąc rozpocząć jakąkolwiek rozmowę, która zniwelowałaby w najmniejszym stopniu ciężką atmosferę ponownie się odezwał:
- Jak masz na imię? - niepewnie przekręciła głowę w jego stronę, nie odzywając się. Odetchnął głęboko, spoglądając na wielką fioletową plamę na bladych nadgarstkach. - Chyba, że chcesz, żebym mówił do Ciebie Nieznajoma.- posłał jej lekki uśmiech. Ponownie nie wypowiedziała żadnego słowa. Głos uwiązł jej w gardle, nie chcąc wydusić nawet jednej literki.
- Więc, Nieznajoma... - zaczął, lecz niski głosik przerwał mu wypowiedź.
-Olivia - zawahała się przez chwilę - Ale to bardziej oficjalnie, więc po prostu Livia. - Odrobina dumy wdarła się do jego wnętrza, ponieważ dotarło do niego, że przełamał pierwsze lody. Było to niezwykle ciężkie. Miał wrażenie, że znaczącej roli nie odgrywa tutaj sam dzisiejszy incydent, a konkretnie chodzi o jej charakter. Znał ją zaledwie kilka godzin, a dodatkowo przywołane wspomnienia z nocy przed klubem powoli tworzyły mu obraz zamkniętej w sobie dziewczyny, noszącej na psychice wielki uraz.
- Miło mi Cię poznać Liv. Jestem Zayn.
Po tym jak wreszcie poznał jej imię, nie odezwała się więcej. Wyduszała z siebie ciche przytaknięcia lub przeczenia. On przejął pałeczkę osoby mówiącej. Ona tylko siedziała, milcząc. Mimo tego, miał wrażenie, że słucha każdego słowa, które wypłynęło z jego ust. Nie pytał co ją spotkało. Nie chciał dodatkowo wprowadzać jej w bardziej podły nastrój. Wyszedł z założenia, że jeżeli będzie gotowa, sama o wszystkim opowie.
- Byłbym za tym, żebyś przebrała te ubrania. Pożyczę Ci swoje, jeżeli chcesz, bo w tym domu ciężko o damskie cuchy. - Po raz pierwszy odezwał się Liam, który do tej pory uważnie śledził całą sytuację.
- Och, nie dziękuję. W zasadzie powinnam już iść. Nawet nie powinno mnie tu być. - szepnęła. Cały czas to robiła. Ton jej głosu nie podniósł się ani razu przez ostatnie kilka godzi, jakie spędziła w towarzystwie dwójki przyjaciół.
- Zostań. Przecież nie masz wystarczająco dużo siły, żeby wrócić do domu. - na te słowa zastygła na chwilę, lecz zaraz po tym, pokręciła lekko głową.
- Dziękuję za wszystko Zayn i....  - zacięła się. Przecież nie znała imienia drugiego chłopaka, ponieważ nie zdążył się przedstawić.
- Liam - wyciągnął w jej stronę dłoń, którą lekko uścisnęła. Łapiąc za chłodną klamkę, pociągnęła ją z niemałym wysiłkiem.
- Pozwól mi chociaż Cię odwieźć - Malik nie dawał za wygraną. - Nie pójdziesz w taką ulewę, a już na pewno nie w takim stanie - powiedział, łapiąc kluczyki do samochodu, leżące na etażerce w holu.

Mokre londyńskie ulice były zupełnie wyludnione. Mijali je w zupełnej ciszy.
- To tutaj - odezwała się, wskazując mały parking na osiedlu jednorodzinnym. Chłopak zatrzymał samochód, pozwalając jej z niego wysiąść.
- Jeszcze raz dziękuję. - po tych słowach wygramoliła się z pojazdu, zeskakując na mokry asfalt i zatrzaskując drzwi, ruszyła wolnym krokiem do jednego z domków. Zayn ponownie odpalił auto. Wyjeżdżając z podjazdu, ruszył przed siebie. Spojrzał jeszcze w wsteczne lusterko i poczuł wewnętrzny strach, widząc jak jej drobne ciało targane jest przez lodowaty wiatr. Nie był głupi. Zatrzymał pojazd za najbliższym zakrętem. Blokując zamek, ruszył w ślad za Olivią, która po obejrzeniu się za siebie, skręciła szybko w jedną z uliczek odgradzających dwie posesje. Jak się okazało, prowadziła ona do wysokiej kamienicy, ulokowanej za osiedlem. Cicha i spokojna okolica, lecz chłopak miał wrażenie, że skrywa w ona w sobie trochę mroku. Przystanął przy jednej z furtek obok przekwitniętej magnolii, z założonym na głowę kapturem. Widział dokładnie, jak brunetka rozglądając się jeszcze dookoła, wchodzi na klatkę schodową, zatrzaskując za sobą ogromne metalowe drzwi.

~*~

           Pokręcił z niedowierzaniem głową, na wspomnienie tamtych wydarzeń. Przygryzł lekko wargę, próbując pozbierać wszystkie myśli.
Nigdy nie przestanie zadziwiać mnie fakt, że aby doszło do spotkania dwojga ludzi, musi gdzieś z boku, gdzieś z dala od reflektorów zdarzyć się tyle małych, na pozór nieistotnych rzeczy, jak to, że pojedziesz tramwajem numer sześć, o tej a nie innej godzinie, czy idąc na piwo dojdziesz do tego, a nie innego lokalu, czy wyjdziesz na fajkę teraz, a nie pięć minut później lub też, czy poślizgniesz się w tym a nie innym miejscu.* - wziął głęboki oddech, prostując się na szpitalnym krzesełku, lustrując z uwagą jej przymknięte powieki.
- I dobrze zrobiłem, że wtedy za Tobą pojechałem, Livia.

*soup.io







Od autorki: Czeeeeść! Parę słów o tym opowiadaniu chyba powinnam napisać pod pierwszym rozdziałem, ale nie chciałam Was tam torturować. Silent jest dość nietypowe, przynajmniej dla mnie, bo pisane w dwóch przestrzeniach czasowych i mam nadzieję, że nie będzie problemów z ogarnięciem retrospekcji. Są one zazwyczaj oddzielone czymś zbliżonym do tego > ~*~. Mam kilka rozdziałów do przodu, więc powinny się one pojawiać tu regularnie. Cicho proszę, żebyście mnie nie zabili za tego Zayna, bo moja słabość do niego znowu wygrała i będzie on główną postacią tutaj. (I żeby tylko tutaj! Ale ciiii.) Ach, i jeszcze jedno. Jeżeli przeczytaliście te bazgroły, to bardzo bym prosiła o jakiś znak. Piszcie co myślicie, albo chociażby zostawiajcie kropki w komentarzach na dole, bo wtedy i jest motywacja i wiem, że to nie są przypadkowe wyświetlenia. Byłabym baaaardzo wdzięczna : )

Silent w całości dedykowane Cioci. Z wiadomych powodów. Mam nadzieję, że będziesz chociaż trochę dumna.

I tak jak na górze, wesołego alleluja! : ) 

7 komentarzy:

  1. Rozdział mega! Ach ten Zayn. Wcale się nie dziwię, że to znowu on jest głównym bohaterem Twojego opowiadania. Czekam na rozdział trzeci. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Inku noooo! Przestań pisać tak perfekcyjnie to znaczy pisz dalej i się rozwijaj hahahaha no wiesz kiedyś wszyscy zobaczymy twoje nazwisko na najbardziej płaczliwej książce w historii człowieczeństwa ;) I nadal twierdze że Mickiewicz to się przy tobie chować może :)

    A tak ogółem co ci tu powiedzieć na temat rozdziału po za tradycyjną formułką którą wszyscy znamy. Daruję sobie więc "rudział świetny chcę kolejny dnjdfnsjdn" i napisze porostu że bardzo mi się podobał i że kocham absolutnie KAŻDE zdanie które sklecisz na tej swojej klawiaturce czy notesiku i gdziekolwiek...
    Dobra tu ja już chyba nie będę przynudzała bo na ten temat to można by spokojnie epopeję napisać, szkoda że Mickiewicz na to nie wpadł byłoby ciekawiej :) hehhe xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, Mila! Zostaw Ty mi już tego Mickiewicza w spokoju, co? I tutaj już nie chodzi o tego Adasia nawet, chociaż to zuuuuuuupełna przesada (sorcia, Mila). Mimo wszystko dziękuję, bo każde słowa są budujące i naprawdę dają wsparcie (mimo że równają z ziemią słynne klasyki, którym nie dorastam do.... stóp!) Ale Ty jesteś Mila aka hejter Mickiewicza na wszystkich frontach, więc cichaczem gdzieś to przemknie. Ściskaaaaaaaam! <3

      Usuń
  3. Kocham cie za tego Zayna!! Jesteś niesamowita no i dzięki tobie dowiedziałam się, że mój tusz do rzęs jednak nie jest wodoodporny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę Cię, tylko mi nie mów, że było tak źle. Co do Zayna, trochę się chłopak nacierpi niestety, ale mam nadzieję, że Cię to nie przerazi.
      Dziękuję za komentarz! : ) xx

      Usuń
  4. był strumien łez ale kocham to ;) a z Zayn`em będę całym sercem.... już jestem

    OdpowiedzUsuń