Wesołych świąt, Kochani!
~
Czarny Range Rover przemknął przez mokre, londyńskie ulice, skręcając w stronę pobliskiego szpitala. Pojazd zaparkował na samym końcu wielkiego placu mieszczącego się za budynkiem. Chłopak wziął głęboki wdech i łapiąc telefon znajdujący się w schowku, wyszedł na zewnątrz, blokując przy tym drzwi. Wilgotne powietrze uderzyło do jego nozdrzy, a on szczelniej okrył się czarną bluzą, jaką miał na sobie, naciągając przy tym kaptur na sterczące kosmyki włosów.
~
Czarny Range Rover przemknął przez mokre, londyńskie ulice, skręcając w stronę pobliskiego szpitala. Pojazd zaparkował na samym końcu wielkiego placu mieszczącego się za budynkiem. Chłopak wziął głęboki wdech i łapiąc telefon znajdujący się w schowku, wyszedł na zewnątrz, blokując przy tym drzwi. Wilgotne powietrze uderzyło do jego nozdrzy, a on szczelniej okrył się czarną bluzą, jaką miał na sobie, naciągając przy tym kaptur na sterczące kosmyki włosów.
Szybkim krokiem przemierzył parking, chcąc jak
najszybciej znaleźć się w środku, by tylko nie moknąć na kolejnej tego dnia,
chłodnej mżawce. W głowie cały czas dźwięczały mu słowa, które wypowiedział
lekarz podczas wczorajszej konsultacji: Stan pozostaje bez zmian. Dalej
walczy.
Atmosfera szpitala nie robiła już na nim większego
wrażenia. Owszem, w dalszym ciągu odczuwał nieprzyjemne uczucie na widok tych
wszystkich przyrządów, białych ścian i smutnych twarzy ludzi, jednak po chwili
wszystko to mijało. Przyzwyczaił się. Bywał w tym strasznym miejscu codziennie
przez przeszło dwa tygodnie.
Dwa tygodnie. Tyle czasu nie słyszał jej głosu, nie widział
szarych tęczówek, nie dźwięczał mu w uszach uroczy, dziewczęcy śmiech, który
był rzadkim elementem jej humoru. Dwa tygodnie pełne bólu, cierpienia, strachu
i wewnętrznej wojny z poczuciem winy.
Nawet nie zauważył kiedy siedział w małej sali, tuż
obok jej pogrążonej we śnie sylwetki. Przełknął wielką gulę, zmuszając się do
popatrzenia na jej bladą twarz. Opuszkami palców przejechał delikatnie po jej
kruchej dłoni, zataczając małe kółka na nadgarstku. Wyczuł wystające w tym miejscy
kosteczki i przeniósł na nie czekoladowe spojrzenie. Jego oczy gwałtownie się
rozszerzyły. Poczuł jak nagła fala gorąca oblewa jego ciało. Drżącą dłonią
ponownie powiódł po jej alabastrowej skórze naznaczonej dwoma granatowymi
siniakami.
- Miałaś
podobne, kiedy wtedy się spotkaliśmy, prawda?
~*~
Ciężkie chmury unosiły się nad popołudniowym Londynem,
zwiastując rychły deszcz. Jesienny wiatr rozwiewał włosy przechodniów, muskając
swoim chłodem ich twarze. Cicha uliczka wiodąca między jednorodzinnymi domkami
była zupełnie pusta. Uschnięte liście wirowały tylko wraz z każdym podmuchem.
Szli brukowanym chodnikiem, stawiając ciężkie kroki na
wilgotnej, od pierwszych kropel deszczu, powierzchni. Brązowe tęczówki
beznamiętnie śledziły kolejne kostki wyłożone na ziemi. Niedopiętą kurtką
szarpały chłodne powiewy wiatru. Ręce schował do kieszeni, w prawej dłoni
obracając drobną monetę, przypadkowo znalezioną w jeansowych spodniach. Nie
przejmował się tym, że pomiędzy nim a przyjacielem zaległa niezręczna cisza. Nie
miał ochoty na rozmowy. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu.
Wszystko dookoła go przygnębiało. Zagubił się w
pędzącym świecie sławy. Stał się fałszywie wykreowaną postacią, której głównym
celem było zdobywanie pieniędzy. Chciał chociażby na chwilę wyrwać się z tej
pędzącej rzeczywistości, opuścić na chwilę deszczową Anglię, zaczerpnąć
ciepłych promieni słonecznych i najzwyczajniej zapomnieć o tym wszystkim co
bombardowało jego umysł. Chciał odpocząć od wszystkich bodźców zewnętrznych.
- Za niedługo
będziemy musieli Cię siłą wyciągać z domu, Zayn. - zaśmiał się cicho Liam, chcąc
przerwać milczenie. Malik wzruszył ramionami, kopiąc przy okazji leżący na
drodze kamyk.
- Cieszę się,
że jednak zgodziłeś się ze mną odwiedzić Toma. - ponownie cichy głos Payne'a
rozniósł się po pustej alejce.
- Nie ma
problemu. Jakbyś jeszcze potrzebował mojej pomocy, to wal śmiało. - po raz
pierwszy od wyjścia z mieszkania Toma, Zayn się odezwał. Dodatkowo delikatnie
uniosły się jego kąciki ust, dzięki czemu szatynowi zrobiło się lżej na sercu.
Malik wcale
nie chciał się odcinać od przyjaciół. Ba, nie chciał odcinać się od niczego.
Pomoc najbliższym była jednym z nielicznych elementów, dzięki który nadal czuł
swoje człowieczeństwo, które powoli zanikało przez nadmiar pracy.
- Pospieszmy
się, bo zaraz zacznie mocniej padać. - powiedział Liam, naciągając kaptur na
miodowe włosy i jednym susem znalazł się po drugiej stronie ulicy. Brunet
podążył jego śladem. Już mieli skręcać w wąską alejkę biegnącą między płotami
dwóch domów, kiedy Zayn poczuł uderzenie w klatkę piersiową. Krucha postać
odbiła się od jego torsu i z pewnością upadła by na mokrą nawierzchnię, gdyby
chłopak nie chwycił jej za łokieć. Gdy owa postać, zdołała powrócić do
równowagi, podniósł wzrok. Obraz jaki pojawił mu się przed oczami był ewidentną
definicją nędzy i rozpaczy.
Stała przed nim dziewczyna średniego wzrostu.
Kruczoczarne włosy, nasiąknięte już deszczem, w nieładzie opadały na kościste
ramiona okryte jedynie kremowym sweterkiem. Duże, szare oczy okalane ciemnymi
rzęsami zasnute były mgłą łez. Zapuchnięte powieki co jakiś czas przysłaniały
jej pole widzenia. Małe, malinowe usta były popękane, z widocznymi śladami
rdzawej cieczy. Nierównomierny oddech wydobywający się spomiędzy
spierzchniętych warg wskazywał na morderczy wysiłek. Po czerwonych od płaczu
policzkach rozmazana była krew. Materiał okrywający jej przeraźliwie kruche
ciało, również nosił szkarłatne ślady. Niedowierzającym wzrokiem powiódł po jej
wystraszonej sylwetce. Faktura swetra odkrywała wystające obojczyki, na który
zauważył dwa fioletowe sińce. W tej chwili uświadomił sobie, że dalej zaciska
swoje smukłe palce na jej łokciu. Spojrzał na jej ręce i zamrugał kilkakrotnie.
Nadgarstki purpurowego koloru znacznie wyróżniały się na tle jej alabastrowej skóry.
- Cholera - zaklął
cicho.
- J...j...ja...
p...przepraszam - wychrypiała niemal szeptem, nie podnosząc do góry swoich
przestraszonych tęczówek. Już miała odwrócić się na pięcie i biec dalej, jednak
uścisk męskiej dłoni jej na to nie pozwolił. Gwałtownie zachłysnęła się
powietrzem, wypuszczając z ust cichy szloch.
Nie czekając
na nic, zdjął z ramion swoją czarną kurtkę i zarzucił jej na ramiona, ignorując
wszystkie protesty jakie tylko zdążyła wypowiedzieć.
- Zayn? - zza
żywopłotu wyłoniła się zdezorientowana sylwetka Liama, który idąc pierwszy, nie
zauważył zderzenia. Gdy tylko zobaczył dziewczynę, momentalnie przyłożył dłoń
do ust, mamrocząc przy tym jakieś niezrozumiałe słowa. Ledwo trzymała się na
nogach, cała przemoczona, pobita, wychłodzona i wyczerpana. Lodowaty wiatr z
zacinającym rzęsistym deszczem robił z jej ciałem co tylko mu się podobało. Wyglądała
jak drewniana kukiełka, sterowana przez siłę wyższą.
Malik wsunął
rękę pod jej kolana, drugą natomiast oplatając jej talię. Przeczekał chwilę, aż
przestanie próbować się uwolnić. Po chwili ciągłego wyrywania, poddała się.
Półprzytomne ciało bezwładnie trzymane było przez silne ramiona Zayna.
- Weźmiemy
Cię do siebie - szepnął - Teraz jesteś bezpieczna. - Po tych słowach, wraz z
osłupiałym Liamem udali się do samochodu zaparkowanego dwie ulice dalej.
~~
Wchodząc do domu przyjemne ciepło otuliło ich ciała.
Liam natychmiast udał się do kuchni, by przynieść apteczkę. Wychodząc z
pomieszczenia włączył jeszcze palnik pod żółtym czajnikiem. Wyziębiona
dziewczyna automatycznie rozluźniła swoje skurczone mięśnie, czując przyjemną
atmosferę. Na chwilę otworzyła oczy, badając wszystkimi zmysłami swoje obecne
położenie. Szare tęczówki zlustrowały przytulne pomieszczenie, które wydawało
się być salonem. Brzoskwiniowa tapeta była zestawiona z brązowymi meblami.
Siedziała na niewielkiej kanapie naprzeciwko drzwi, z białym, puchowym kocem na
kolanach. Światło przebijające się przez delikatny abażur, rzucało smugę na
jasne panele. Tuż obok niej znajdowała się wielki telewizor, a po jego prawej
stronie wysokie, drewniane meble. Pod nogami wyczuła kosmaty dywan, lekko
wsunięty pod szklany stolik. Podskoczyła gwałtownie, gdy zorientowała się, że
obok niej siedzi chłopak o kruczoczarnych włosach.
W skupieniu lustrował emocje tańczące na jej twarzy i
resztki chłodu tańczącego z jej papierowym ciałem. Zebrała się na odwagę i
podniosła wzrok, chcąc lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Brązowe tęczówki
emanowały strachem i troską. Speszona, spuściła głowę, bawiąc się rękawem
swojego zniszczonego swetra.
Ciepło
powoli zaczynało otulać jej skórę, co równało się z pierwszą falą bólu. Gdy
biegła szarą ulicą, czuła tylko pieczenie w gardle. W głowie miała zakodowane,
by uciec jak najdalej. Dopiero teraz zaczynała odczuwać palące
nadgarstki, pulsujący policzek, liczne siniaki na ciele. Syknęła z bólu, gdy
chcąc zwilżyć wargi, przejechała po niewielkim rozcięciu, szpecącym malinowe
usta.
To było jednak nic. Największa rana została rozdrapana
na jej psychice. Kiedy myślała, że już wszystko będzie dobrze, musiało wydarzyć
się to. Była naiwna myśląc, że takie sytuacje się już nie powtórzą. W
rzeczywistości słowa wypowiedziane przez niego kilka tygodni temu, stały
się kolejnymi rzuconymi na wiatr. A gdyby tylko zareagowała wcześniej...
- To Ty -
z transu wyrwał ją szept Zayna. Popatrzyła na niego zszokowana, nie wiedząc
dokładnie o co chodzi. Będąc w całkowitym amoku, powoli przetworzyła informacje
i... wreszcie do niej dotarło. Ponownie podniosła na niego przerażony wzrok.
Sterczące włosy, lśniące pod wpływem światła oczy, zapach wonnych perfum, niski
i lekko ochrypły głos. To on. Przyłożyła kruchą dłoń do ust, chcąc
powstrzymać jęk strachu. Momentalnie podniosła się do pionu, strącając z kolan
biały materiał, ale natychmiast z powrotem zalazła się na kanapie, za dłoni
Malika, które z niebywałą delikatnością posadziły ją na miejscu.
- Nie bój
się. Chcę Ci tylko pomóc. - odezwał się ponownie, sięgając po wodę apteczkę
przyniesioną przez Liama.
Klękając przed jej napiętą postacią, ostrożnie
odgarnął kosmyki włosów, które opadały na twarz. Namoczył wacik w wodzie
utlenionej i przejechał nim po rozciętej wardze. Dziewczyna syknęła od razu,
nerwowo zagryzając policzek.
- Chwilę
poszczypie i przestanie. - po tych słowach wziął wilgotny ręcznik, którym
przemył jej splamioną od krwi twarz. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że
ukazały się jej lekkie rumieńce. Następnie wziął do rąk kostki lodu, leżące na
blacie stolika.
- Wiem, że
dopiero co się zagrzałaś, ale to jedyny sposób, żeby te siniaki nie były na
tyle rozległe. - spojrzał na nią niepewnie - Mogę? - W odpowiedzi dostał lekkie
skinienie głową, po czym ponownie zapadła między nimi cisza. Gdy przyłożył
zimny opatrunek, zauważył, że jej alabastrowa skóra pokrywa się polaną gęsiej
skórki. Chcąc rozpocząć jakąkolwiek rozmowę, która zniwelowałaby w najmniejszym
stopniu ciężką atmosferę ponownie się odezwał:
- Jak masz na
imię? - niepewnie przekręciła głowę w jego stronę, nie odzywając się. Odetchnął
głęboko, spoglądając na wielką fioletową plamę na bladych nadgarstkach. - Chyba,
że chcesz, żebym mówił do Ciebie Nieznajoma.- posłał jej lekki uśmiech.
Ponownie nie wypowiedziała żadnego słowa. Głos uwiązł jej w gardle, nie chcąc
wydusić nawet jednej literki.
- Więc, Nieznajoma... -
zaczął, lecz niski głosik przerwał mu wypowiedź.
-Olivia - zawahała się przez chwilę - Ale to bardziej oficjalnie, więc po prostu Livia.
- Odrobina dumy wdarła się do jego wnętrza, ponieważ dotarło do niego, że
przełamał pierwsze lody. Było to niezwykle ciężkie. Miał wrażenie, że znaczącej
roli nie odgrywa tutaj sam dzisiejszy incydent, a konkretnie chodzi o jej
charakter. Znał ją zaledwie kilka godzin, a dodatkowo przywołane wspomnienia z
nocy przed klubem powoli tworzyły mu obraz zamkniętej w sobie dziewczyny,
noszącej na psychice wielki uraz.
- Miło mi Cię
poznać Liv. Jestem Zayn.
Po tym jak wreszcie poznał jej imię, nie odezwała się
więcej. Wyduszała z siebie ciche przytaknięcia lub przeczenia. On przejął
pałeczkę osoby mówiącej. Ona tylko siedziała, milcząc. Mimo tego, miał
wrażenie, że słucha każdego słowa, które wypłynęło z jego ust. Nie pytał co ją
spotkało. Nie chciał dodatkowo wprowadzać jej w bardziej podły nastrój. Wyszedł
z założenia, że jeżeli będzie gotowa, sama o wszystkim opowie.
- Byłbym za
tym, żebyś przebrała te ubrania. Pożyczę Ci swoje, jeżeli chcesz, bo w tym domu
ciężko o damskie cuchy. - Po raz pierwszy odezwał się Liam, który do tej pory
uważnie śledził całą sytuację.
- Och, nie
dziękuję. W zasadzie powinnam już iść. Nawet nie powinno mnie tu być. - szepnęła.
Cały czas to robiła. Ton jej głosu nie podniósł się ani razu przez ostatnie
kilka godzi, jakie spędziła w towarzystwie dwójki przyjaciół.
- Zostań.
Przecież nie masz wystarczająco dużo siły, żeby wrócić do domu. - na te słowa
zastygła na chwilę, lecz zaraz po tym, pokręciła lekko głową.
- Dziękuję za
wszystko Zayn i.... - zacięła się. Przecież nie znała imienia drugiego
chłopaka, ponieważ nie zdążył się przedstawić.
- Liam
- wyciągnął w jej stronę dłoń, którą lekko uścisnęła. Łapiąc za chłodną klamkę,
pociągnęła ją z niemałym wysiłkiem.
- Pozwól mi
chociaż Cię odwieźć - Malik nie dawał za wygraną. - Nie pójdziesz w taką ulewę, a
już na pewno nie w takim stanie - powiedział, łapiąc kluczyki do samochodu,
leżące na etażerce w holu.
Mokre londyńskie ulice były zupełnie wyludnione. Mijali
je w zupełnej ciszy.
- To
tutaj - odezwała się, wskazując mały parking na osiedlu jednorodzinnym. Chłopak
zatrzymał samochód, pozwalając jej z niego wysiąść.
- Jeszcze raz
dziękuję. - po tych słowach wygramoliła się z pojazdu, zeskakując na mokry
asfalt i zatrzaskując drzwi, ruszyła wolnym krokiem do jednego z domków. Zayn
ponownie odpalił auto. Wyjeżdżając z podjazdu, ruszył przed siebie. Spojrzał
jeszcze w wsteczne lusterko i poczuł wewnętrzny strach, widząc jak jej drobne
ciało targane jest przez lodowaty wiatr. Nie był głupi. Zatrzymał pojazd
za najbliższym zakrętem. Blokując zamek, ruszył w ślad za Olivią, która po
obejrzeniu się za siebie, skręciła szybko w jedną z uliczek odgradzających dwie
posesje. Jak się okazało, prowadziła ona do wysokiej kamienicy, ulokowanej za
osiedlem. Cicha i spokojna okolica, lecz chłopak miał wrażenie, że skrywa w ona
w sobie trochę mroku. Przystanął przy jednej z furtek obok przekwitniętej
magnolii, z założonym na głowę kapturem. Widział dokładnie, jak brunetka
rozglądając się jeszcze dookoła, wchodzi na klatkę schodową, zatrzaskując za
sobą ogromne metalowe drzwi.
~*~
Pokręcił z
niedowierzaniem głową, na wspomnienie tamtych wydarzeń. Przygryzł lekko wargę,
próbując pozbierać wszystkie myśli.
- Nigdy
nie przestanie zadziwiać mnie fakt, że aby doszło do spotkania dwojga ludzi, musi
gdzieś z boku, gdzieś z dala od reflektorów zdarzyć się tyle małych, na pozór
nieistotnych rzeczy, jak to, że pojedziesz tramwajem numer sześć, o tej a nie
innej godzinie, czy idąc na piwo dojdziesz do tego, a nie innego lokalu, czy
wyjdziesz na fajkę teraz, a nie pięć minut później lub też, czy poślizgniesz
się w tym a nie innym miejscu.* - wziął głęboki oddech, prostując się na
szpitalnym krzesełku, lustrując z uwagą jej przymknięte powieki.
- I dobrze
zrobiłem, że wtedy za Tobą pojechałem, Livia.
*soup.io
Od autorki: Czeeeeść! Parę słów o tym opowiadaniu chyba powinnam napisać pod pierwszym rozdziałem, ale nie chciałam Was tam torturować. Silent jest dość nietypowe, przynajmniej dla mnie, bo pisane w dwóch przestrzeniach czasowych i mam nadzieję, że nie będzie problemów z ogarnięciem retrospekcji. Są one zazwyczaj oddzielone czymś zbliżonym do tego > ~*~. Mam kilka rozdziałów do przodu, więc powinny się one pojawiać tu regularnie. Cicho proszę, żebyście mnie nie zabili za tego Zayna, bo moja słabość do niego znowu wygrała i będzie on główną postacią tutaj. (I żeby tylko tutaj! Ale ciiii.) Ach, i jeszcze jedno. Jeżeli przeczytaliście te bazgroły, to bardzo bym prosiła o jakiś znak. Piszcie co myślicie, albo chociażby zostawiajcie kropki w komentarzach na dole, bo wtedy i jest motywacja i wiem, że to nie są przypadkowe wyświetlenia. Byłabym baaaardzo wdzięczna : )
Silent w całości dedykowane Cioci. Z wiadomych powodów. Mam nadzieję, że będziesz chociaż trochę dumna.
I tak jak na górze, wesołego alleluja! : )
Silent w całości dedykowane Cioci. Z wiadomych powodów. Mam nadzieję, że będziesz chociaż trochę dumna.
I tak jak na górze, wesołego alleluja! : )
Rozdział mega! Ach ten Zayn. Wcale się nie dziwię, że to znowu on jest głównym bohaterem Twojego opowiadania. Czekam na rozdział trzeci. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuuuuuuuuję! x
UsuńInku noooo! Przestań pisać tak perfekcyjnie to znaczy pisz dalej i się rozwijaj hahahaha no wiesz kiedyś wszyscy zobaczymy twoje nazwisko na najbardziej płaczliwej książce w historii człowieczeństwa ;) I nadal twierdze że Mickiewicz to się przy tobie chować może :)
OdpowiedzUsuńA tak ogółem co ci tu powiedzieć na temat rozdziału po za tradycyjną formułką którą wszyscy znamy. Daruję sobie więc "rudział świetny chcę kolejny dnjdfnsjdn" i napisze porostu że bardzo mi się podobał i że kocham absolutnie KAŻDE zdanie które sklecisz na tej swojej klawiaturce czy notesiku i gdziekolwiek...
Dobra tu ja już chyba nie będę przynudzała bo na ten temat to można by spokojnie epopeję napisać, szkoda że Mickiewicz na to nie wpadł byłoby ciekawiej :) hehhe xx
Ej, Mila! Zostaw Ty mi już tego Mickiewicza w spokoju, co? I tutaj już nie chodzi o tego Adasia nawet, chociaż to zuuuuuuupełna przesada (sorcia, Mila). Mimo wszystko dziękuję, bo każde słowa są budujące i naprawdę dają wsparcie (mimo że równają z ziemią słynne klasyki, którym nie dorastam do.... stóp!) Ale Ty jesteś Mila aka hejter Mickiewicza na wszystkich frontach, więc cichaczem gdzieś to przemknie. Ściskaaaaaaaam! <3
UsuńKocham cie za tego Zayna!! Jesteś niesamowita no i dzięki tobie dowiedziałam się, że mój tusz do rzęs jednak nie jest wodoodporny.
OdpowiedzUsuńProszę Cię, tylko mi nie mów, że było tak źle. Co do Zayna, trochę się chłopak nacierpi niestety, ale mam nadzieję, że Cię to nie przerazi.
UsuńDziękuję za komentarz! : ) xx
był strumien łez ale kocham to ;) a z Zayn`em będę całym sercem.... już jestem
OdpowiedzUsuń