Od autorki: Czeeeeść! Poniżej fragment trzeciego rozdziału, który musiał zostać podzielony na dwie części, bo niestety wyszedł za długi, a nie chciałam żeby się to tak ciągnęło w nieskończoność. Kolejna część powinna pojawić się w przyszłym tygodniu, żeby już była całość. Zapraszam jeszcze na hemmingsowego shota Fake shades : ) Także ten, zalane Śląskie pozdrawia! Trzymajcie się! x
~~
Westchnął cicho, przecierając zmęczoną twarz dłońmi.
Delikatny zarost podrażnił opuszki jego palców. Zmęczenia dawało mu się we
znaki. Nie tylko podkrążone oczy, zmierzwione włosy i nieogolona twarz to zdradzały.
Jego psychika była zszargana. Nie mógł normalnie funkcjonować, bo za każdym
razem wracał myślami do papierowego ciała ułożonego na białym łóżku w
wysterylizowanej sali szpitalnej. Przed oczami miał jej szare tęczówki,
kruczoczarne włosy, minimalny uśmiech i tak rzadki, melodyjny śmiech. Nie mógł
się na niczym skupić. Z roztargnienia wylewał herbatę na świeżo wyprany
podkoszulek, rysował różnorakie wzroki na nowych kontraktach płytowych,
zapominał tekstów piosenek, nieobecnym wzrokiem śledził program kucharski
emitowany przez jedną ze stacji telewizyjnych, którego przecież nie znosił, godzinami
wpatrywał się w przeciwległą ścianę, dłońmi ciągnąc za kosmyki włosów czy też
wstawał o czwartej nad ranem, nieświadomy wczesnej godziny błądził ulicami
zaspanego miasta. I tylko ona mogła zrozumieć jego rozrywający od środka
smutek. ...
~~
Jesienne słońce przedzierało się przez ociężałe
chmury, pozwalając Brytyjczykom wyjść na ulice bez uciążliwych parasoli.
Pachniało świeżo skoszoną trawą. Szedł raźnym krokiem ulicą, mijając po drodze
przechodniów. Ciemne włosy wystawały spod popielatego beanie. U nasady nosa,
zaczepione były czarne okulary, które miały za zdanie choć trochę odwrócić
uwagę od jego osoby.
Jak najszybciej chciał się znaleźć u drzwi wielkiej kamienicy,
do której zeszłego dnia weszła dziewczyna. Nie przejmował się zbytnio tym
spotkaniem. Zastanawiał się tylko, jak zareaguje Olivia, gdy zobaczy go w swoim
mieszkaniu. Jego priorytetem w obecnej chwili, było sprawdzenie jej stanu
zdrowia i czy wszystko z nią w porządku.
O dziwo chciał również wreszcie ją poznać. Od momentu
kiedy zobaczył ją na schodach przed klubem, nie mógł pozbyć się dziwnego
wrażenia, że coś jest z nią nie tak. Wszystkiego dopełniła wczorajsza sytuacja.
Zayn w duchu czuł się odpowiedzialny za kruchą dziewczynę o alabastrowej cerze.
Sam nie wiedział dlaczego. Ciągnęło go do niej jak diabli, bo chciał znaleźć
powód, dla którego zeszłego popołudnia zastał ją w takim stanie. Wyraz jej
szarych tęczówek dawał mu pewność, że skrywa ona jakąś przeszłość, która dalej
ją nęka jak nocna zmora. Gdy tylko w myślach przywiódł obraz jej papierowego
ciała umorusanego krwią i przyozdobionego dużą ilością siniaków, coś ścisnęło
go w żołądku. Od tej pory jego podświadomość nakazała mu ją chronić, za wszelką
cenę.
Nim się obejrzał, stał przed zielonymi drzwiami.
Odwrócił się w stronę listy, na której widniały nazwiska lokatorów. Palcem
wodził po poszczególnych pozycjach, jednak uświadomił sobie, że przecież nie
zna jej nazwiska. Jeszcze raz spojrzał na spis i zorientował się, że tym razem
los jest po jego stronie.
- M &
J Calls
- W. L.
P Jones
- K &
F Michells
- D.O.S
Spencer
Przecież
nikt inny nie miał imienia zaczynającego się na literkę O, więc szybkim ruchem
pchnął metalową powłokę i znalazł się we wnętrzu budynku. Była to typowa ciemna
kamienica, lecz wyjątkowo zadbana. Tablica ogłoszeń, zejście do piwnicy
ulokowane na prawo od wejścia, jedno mieszkanie na każdym piętrze i wijące się
w górę schody. Ściany utrzymane były w odcieniu przygasłej żółci. Z jednego z
okien znajdujących się na klatce schodowej, przed pięknie zdobiony witraż
padała na brązowe płytki kolorowa smuga światła.
Zayn chwycił się poręczy i spokojnym krokiem udał się
na ostatnie piętro. Stanął przed drzwiami do mieszkania dziewczyny. Nie czekając
ani chwili dłużej zapukał delikatnie w drewnianą powłokę, by po chwili usłyszeć
ciche kroki oraz przekręcanie się zamka.
Zza
uchylonej powierzchni wyglądała blada twarz, z szeroko otwartymi oczami.
Widoczne były podpuchnięte powieki oraz liczne rysy na jej policzkach. Gdy
spojrzał w kierunku dłoni zaciśniętych na klamce, zauważył liczne, maskujące
siniaki bransoletki.
- C..co Ty
tutaj robisz? - zapytała niepewnie, wychodząc na chłodny korytarz i przymykając
za są drzwi, jakby w obawie, że chłopak mógłby zauważyć zbyt wiele. Zmarszczył
lekko brwi tym zachowaniem, lecz zaraz z powrotem uśmiechnął się pod nosem.
- Cześć
Livia. Mi też miło Cię widzieć. - w odpowiedzi usłyszał burknięte 'hej' i
ponowny strach w szarych tęczówkach. - Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko z
Tobą w porządku.
- Tak,
pewnie. Jestem cała. - odparła skubiąc zębami swoją zapuchniętą jeszcze wargę.
Zapanowała cisza, podczas której dało się tylko słyszeć przytłumione szczekanie
psa sąsiada. Zayn spojrzał na nią wyczekująco, przenosząc co chwila na
drewnianą powłokę.
- To.. mogę
wejść? - zapytał wreszcie, na co Livia podniosła ponownie wzrok. Zdawało mu
się, że jej źrenice momentalnie się rozszerzyły, gdy z wewnątrz mieszkania
dobiegły kroki.
- Umm... to
nie najlepszy pomysł. - umilkła na chwilę - Co powiesz na spacer? - po tych
słowach, momentalnie ugryzła się w język. Przecież to nie miało tak wyglądać.
Nie miała nawiązywać z nim bliższych kontaktów.
- Bardzo
chętnie. To chyba będzie lepszą alternatywą. - posłał jej ciepły uśmiech, ale
zgodnie z jego przypuszczeniami, nie odwzajemniła go. Zniknęła w głębi
mieszkania, lecz zaraz pojawiła się znowu, z niezawiązanymi trampkami
wsuniętymi na stopy i narzucając na swoje ramiona czarną bluzę.
- Twoje
sznurówki - wskazał palcem na poplątane tasiemki przy butach. Już miał się
schylać, by zawiązać je za nią, lecz go ubiegła.
- Poradzę
sobie. - wyszeptała.
Wychodząc z kamienicy minęli plac zabaw i skręcili w
uliczkę prowadzącą do pobliskiego parku. Popołudniowe słońce przedzierało się
przez niemal nagie gałęzie drzew, przyjemnie otulając ich twarze. Szli ramię w
ramię, wsłuchując się w stukot swoich butów o betonowy, nieco już zniszczony,
chodnik. Po chwili dziewczyna sięgnęła do kieszeni swojej bluzy i wyciągnęła z
niej paczkę mentolowych papierosów.
- Więc
jednak palisz nałogowo? - było to bardziej stwierdzenie jak pytanie. Livia
skinęła głową, zaciągając się toksycznym dymem.
- Nie pasuje
Ci to? - odezwała się wreszcie, chwilowo spoglądając na jego twarz.
- Nie
skądże. Po prostu, uważam, że nie powinnaś. Sam siedzę w tym bagnie już chyba
trzeci rok i wiem, że to stopniowo wykańcza człowieka. - dziewczyna wzruszyła
ramionami, wydychając obłoczek dymu
- Mi to nie
przeszkadza. - bąknęła.
Po chwili weszli w bardziej ustronną część parku,
odgrodzoną od reszty wysokim żywopłotem. Żeby się tam dostać, musieli
przecisnąć przez wąską ścieżkę biegnącą między gałązkami. Zayn stanął z boku,
wzrokiem instruując Olivię, by szła przodem. Prychnęła cicho pod nosem i zaraz
zniknęła za roślinną ścianą. Chłopak zaraz ruszył za nią. Po chwili jego oczom
ukazała się drewniana ławka pomalowana brązową farbą, która prawdopodobnie pod
wpływem wielu lat zaczęła odpadać. Siedziała na niej Livia, niecierpliwie
stukając trampkiem.
- Pusto tu. -
zauważył, siadając koło dziewczyny.
- Do tej
części parku rzadko ktoś przychodzi. Ludzie nie lubią przedzierać się przez
zarośla. - odparła wyrzucając niedopałek papierosa na ziemię.
- Lubisz tu
przychodzić, prawda?
- Tak. Skąd
wiesz? -zapytała zaskoczona, rozsiadając
się wygodniej.
- Widać to
po Twoim zachowaniu. Jesteś teraz bardziej skora do rozmowy i taka... - zaciął
się na chwilę, by poszukać odpowiedniego słowa - spokojna.
Nic nie
odpowiedziała, tylko oparła się o chłodne drewno za sobą, odchylając głowę do
tyłu, by złapać jak najwięcej promieni słonecznych.
W tym świetle jej cera wydawała się być mniej blada
niż w rzeczywistości. Nagle uchyliła delikatnie powieki, wpatrując się w
błękitne niebo.
- Skąd
wiedziałeś? - zmarszczył brwi, zaskoczony takim pytaniem.
- Ale że co
miałem wiedzieć?
- Ugh, to
gdzie mieszkam? - wyprostowała się, po raz pierwszy uporczywie wpatrując się w
jego lekko zdezorientowaną twarz, co wprawiło go w niesamowity podziw. Teraz to
on wzruszył ramionami.
- Nie jestem
głupi. Wiedziałem, że starasz się mnie zbić z tropu. Nie chciałaś mnie już
nigdy więcej wiedzieć, a tu proszę! To znowu ja! Jestem zbyt upierdliwy, wiesz?
- powiedział z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Na te słowa po raz pierwszy
najzwyczajniej się zaśmiała. Pokazała rząd białych ząbków i ten dziewczęcy,
dzwoniący w uszach śmiech. Uniósł kąciki ust do góry, w skupieniu przyglądając
się jej twarzy.
- Co? - zapytała
zdziwiona.
- Nic, tylko
wreszcie się uśmiechnęłaś. Pokonałaś tę cholerną maskę obojętności,
udowadniając, że jest jeszcze w Tobie trochę szczęścia. - pokiwała głową
z dezaprobatą.
- Mój zapas
szczęścia dawno gdzieś uciekł. I powiedziałabym, że za nim tęsknię, ale cóż,
przyzwyczaiłam się.
Założyła
kosmyk włosów za ucho, ponownie opierając głowę o drewnianą powierzchnię. Zayn
oblizał lekko wargi, zaplatając swoje dłonie. Westchnął głęboko po czym się
odezwał:
- Znajdziemy
go, Livia. Zobaczysz. - kruchą dłoń przyłożyła do linii brwi, chroniąc oczy
przed słońcem.
- My?
- ton jej głosu zdradzał całkowite zaskoczenie.
- Oczywiście,
że my. Zawsze raźniej we dwójkę, czyż nie? - Jej prychnięcie było
odpowiedzią. Zaśmiał się w duchu.
- Chodźmy.-odezwał
się po półgodzinnym delektowaniu się ciszą. Wyciągnął w jej stronę dłoń, chcąc
pomóc jej wstać, lecz nie ujęła jej. Miał wrażenie, że jej przygnębiająca aura
na nowo wróciła.
- Dokąd? - zapytała
unosząc brwi ze zdziwienia.
- Moim
koledzy chcą Cię poznać. - po tych słowach w pośpiechu zniknął za żywopłotem,
lecz zmuszony był wrócić z powrotem, ponieważ Livia nie ruszyła się nawet o
centymetr.
- To, że
zaprowadziłam Cię tutaj, nie znaczy, że musisz mnie zapoznawać ze swoimi znajomymi.
Poza tym, towarzystwo nie jest dla mnie. - bąknęła cicho, spuszczając wzrok na
swoje palce, które z zawzięciem skubały rękawa bluzy.
- Nie
wygłupiaj się Liv. Zresztą Liam chciałby Cię znowu zobaczyć. Cały czas umiera
ze strachu, że Ci się jednak coś stało i nie chce mi wierzyć, że jest wszystko
w porządku. - teatralnie przewrócił oczami. - Nie daj się prosić.
Dziewczyna
nie odpowiedziała, ponieważ silne dłonie chłopaka chwyciły ją za ramiona,
pchając w kierunku samochodu.
-Będzie
fajnie. Obiecuję.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz