Dla Mani, w dniu osiemnastych urodzin. Nie lubię się powtarzać, ani też nie jestem dobra w składaniu życzeń. Niemniej jednak, chciałabym żebyś dalej była niezłomna i silna. Żebyś nie natrafiła na dużo problemów w tym swoim nowym życiu. Żebyś łapała każdą chwilkę i cieszyła się nią, tak jak to robiłaś do tej pory. Żeby Twoje oczy się uśmiechały, a nie spoglądały na świat zza kotary łez. Żeby Cię zdrowie nie opuszczało, bo bez niego przecież funkcjonować się nie da. Żeby w Twoim gronie było dużo prawdziwych przyjaciół, ludzi zaufanych, którzy będą za Tobą, nieważne co się stanie. Spełnienia wszystkich marzeń, od tych najmniejszych do tych nawet surrealnych.
I wreszcie, żebyś oddychała pełną piersią, bo na to wszystko zasługujesz. Ach, bym zapomniała! Niech Ci ten Irlandczyk śpiewa do snu, tuli w ramiona i posyła najpiękniejsze uśmiechy na ziemi. Kocham Cię, Słońce i jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
(Przepraszam, że dedykacja w specyficznym i smutnym opowiadaniu, ale chciałam, żebyś miała tutaj jakieś swoje miejsce.)
*
Kolejny raz bezcelowo przemierzał swój pokój, tępym wzrokiem wpatrując się w podłogę. Promienie zachodzącego słońca rzucały ostatni blask na orzechowe panele, tworząc tym samym różnorakie wzorki na ich powierzchni. Ponownie czuł ścisk w sercu. Dzisiejszego dnia nie potrafił już racjonalnie myśleć. Przesiedział w jej sali prawie dwanaście godzin, wychodząc tylko do Niallera, który przyniósł mu gorącą herbatę i cudem wręcz wepchnął mu do gardła czerwone jabłko. Do pustki w głowie zaczęły napływać obrazy jej poturbowanego ciała, papierowej twarzy i sińców pod zapuchniętymi oczami. Wzdrygał się za każdym razem, czując suchość w ustach, by zaraz ponownie poruszać się jak w amoku po pomieszczeniu.
Prawdopodobnie robiły tak dalej, gdyby w pewnym
momencie jego uwagi nie przykuł notes leżący na komodzie, z wsuniętą między
oprawki kartką. Faktura była już zmiętoszona, nosząc na sobie ślady wilgoci.
Mimo to otworzył ją z namaszczeniem i wyprostował zagięte rogi. Jego oczom
ukazał się rysunek wykonany ołówkiem. Przestawiał smutną dziewczynę siedzącą w
kącie pokoju, z twarzą ukrytą w dłoniach. Wokół niej symbolicznie panowała
pustka.
Ostrożnie przejechał palcem po konturach twarzy
postaci. Zacisnął mocniej szczękę i biorąc głęboki wdech, z frustracją
zatrzasnął z powrotem rysunek w kajecie. …
~~
Z zarzuconą na głowę kapuzą, mijał kolejne uliczki.
Spokojnym krokiem spacerował po obrzeżach miasta, chłonąc spokój jaki panował z
dala od centrum. Nieświadomie kierował się tę samą drogą, którą poznał ponad
dwa tygodnie wcześniej.
Nagły podmuch wiatru wdarł się pod jego niedopiętą
bluzę, powodując dreszcze na całym ciele. Ciemnoniebieskie niebo zostało
otulone szarymi chmurami, które ociężale przemieszczały się po sklepieniu i
momentalnie dały opady rzęsistego deszczu. W mgnieniu oka na ulicach znalazły
się brudne kałuże. Chłodne krople moczyły materiał bluzy, przez co zmuszony był
przyspieszyć kroku. Gdy stanął pod wielką kamienicą, w jej drzwiach minął
starszego mężczyznę o siwych włosach, który prowadził na smyczy psa.
Przytrzymał staruszkowi drzwi, by ten spokojnie mógł wejść do środka i po
lekkim skinieniu głową, ponownie ruszył w stronę schodów.
Znalazłszy się na ostatnim piętrze od razu zapukał do
drzwi. Usłyszał szuranie za powłoką, brzdęk przekręcającego się klucza i zgrzyt
otwieranego drewna. Zza niego wyłoniła się blada twarz o czarnych włosach
opadających na ramiona.
- Zayn?-
zaskoczenie w jej głosie spowodowało uśmiech na jego twarzy.
- Cześć!
Szedłem na spacer i złapał mnie deszcz. - tu pokazał na swoją wilgotną bluzę. -
Pomyślałem, że może do Ciebie wpadnę, bo
do domu mam jeszcze spory kawał.
Szare tęczówki spojrzały w głąb mieszkania. Dziewczyna
cicho wypuściła powietrze z płuc, nieznacznie się rozluźniając. Gdy ponownie
odwróciła twarz w stronę chłopaka, malowała się na niej ulga.
- Wejdź. - gestem
ręki zaprosiła Malika do środka.
Mieszkanie było małe. Znajdowało się na samej górze, a
od samego dachu oddzielał je strych, na którym mieszkańcy budynku składowali
stare rupiecie. Mimo niewielkich rozmiarów, w środku było bardzo przytulnie.
Prawdopodobnie za sprawą ciepłych kolorów, które pokrywały ściany
poszczególnych pomieszczeń. W przedpokoju stał drewniany wieszak, a obok niego
niewielka szafka, pod którą ułożone były trzy pary butów. Podłoga pokryta
beżowymi płytkami, dodatkowo gościła na swojej powierzchni słomiany dywanik. Po
wyjściu z tego pomieszczenia, automatycznie znajdowało się w kuchni połączonej
z salonem. Ściany utrzymane były w odcieniach muślinu. Szafki wykonane z
jasnego drewna idealnie kontrastowały z tym odcieniem. Wysoki blat z
dostawionymi krzesłami, ustawiony na wprost kuchenki i pełnił funkcję stołu,
odgraniczając tym samym kuchnię od salonu. Na jego środku stała ciemnofioletowa
kanapa, zwrócona w stronę telewizora. Przed nią stał małych rozmiarów stolik
kawowy. Drewniana komoda ulokowana w rogu pokoju była zbiorowiskiem wielu ramek
ze zdjęciami. Białe okno roztaczało panoramę na pobliskie osiedle. Idą dalej na
prawo znajdowały się drzwi łazienki, natomiast po lewej stronie miał miejsce
małych rozmiarów gabinet, a obok niego sypialnia.
Pokój Livii znajdował się na samym końcu holu i
właśnie on jako jedyne pomieszczenie w tym mieszkaniu- pomijając oczywiście
łazienkę- utrzymany był w chłodnych barwach. Ściany pokryte były odcieniem
letniego nieba. Na środku jasnych paneli znajdował się kosmaty dywanik. W rogu
stało łóżko z białą balustradą, zasłane kremową pościelą. Obok niego znajdowała
się półeczka z lampką nocną okrytą niebieskim abażurem. Szafa koloru zimowego
puchu, stała na ukos od legowiska. Tego samego koloru biurko, ulokowano pod
oknem. Pożółkła firanka tańczyła z wiatrem wpadającym przed uchylone okno, do
połowy którego opuszczona była granatowa roleta. Na parapecie stały dwa kwiatki
w bliźniaczych doniczkach. Całość komponowała ze sobą wręcz idealnie, jednak
pomieszczenie sprawiało uczucie pustki.
To co najbardziej przykuło uwagę Zayna, gdy tylko
stanął w progu pokoju, to masa kartek technicznych, nieskazitelnie białe
płótna, dwie sztalugi, farby oraz pędzle i ołówki, upchane gdzieś w jego rogu.
Na blacie biurka widniało kilka niedokończonych prac.
- Rysujesz? -
zapytał podnosząc do góry jedną brew. Livia wytrzeszczyła oczy i dopiero wtedy
uświadomiła sobie, że nie schowała swoich skarbów.
- Umm, tak. -
powiedziała półgłosem, spuszczając głowę w dół. Szybkim krokiem udała się w
stronę bałaganu , nieporadnie zbierając wszystkie prace. Wykorzystując chwilę
jej nieuwagi, chłopak chwycił kilka prac leżących na parapecie i z uwagą zaczął
lustrować idealne kreski na białym papierze.
Dziewczyna z
przerażeniem wyrwała mu kartkę z rąk, chowając ją do wielkiej czarnej teczki z
innymi dziełami. Popatrzył na nią zdumiony.
- Poważnie
Liv, masz talent. - powiedział spokojnym głosem, lustrując jak z zakłopotaniem
chowa tekę na sam dół szafy.
- Nie
posiadam żadnego talentu, Zayn.
- Nie mów
tak! Każdy z nas ma coś, co wychodzi mu ponad przeciętnie, a dodatkowo sprawia
mu to frajdę! - zaśmiał się cicho.
- Jestem
wyjątkiem. Szarym człowiekiem, który nie wyróżnia się niczym szczególnym. No
chyba że przesiadywanie godzinami przy oknie i bezcelowe wpatrywanie się w
krajobraz za szybą możemy nazwać czymś nadzwyczajnym. Wtedy możemy porozmawiać.
- prychnęła pod nosem, na co ponownie z jego gardła popłynął śmiech.
- Chciałbym
tak umieć. Ja nie dałbym rady. To zbyt... wyczerpujące. - założył ręce na
piersi, opierając się o futrynę. - Ale może kiedyś mnie nauczysz, co?
- Szczerze w
to wątpię. Nie jestem dobrym nauczycielem. - Już miał zaprotestować,
lecz dziewczyna ubiegła go, chcąc zakończyć temat:
- Napijesz
się herbaty?
- Poproszę.
Postawiła parujące kubki na blacie biurka, gestem ręki
wskazując, że może wziąć jeden z nich. Siedzieli na podłodze w jej pokoju, na
wprost uchylonych drzwi balkonowych, słuchając rytmicznych uderzeń deszczu.
Livia tępym wzrokiem wpatrywała się w odbijające się od parapetu krople,
mocniej ściskając ucho naczynia i zakrywając się szczelniej swoim bawełnianym
swetrem. Spod przymrużonych powiek lustrował jej każdy ruch, wahając się czy
nawiązać jakąkolwiek konwersację. Nie znał jej wystarczająco długo, jednak po
tych kilku spotkaniach polubił patrzyć na jej zatracenie w rzeczywistości.
- Czym się
zajmujesz na co dzień? - zapytał wreszcie. Ocknęła się jakby z transu, na
dźwięk jego głosu. Zamrugała kilkakrotnie, a jej długie rzęsy przecięły
cząsteczki powietrza znajdujące się w pomieszczeniu. Wzruszyła ramionami.
- Niczym
specjalnym. Pracuję w sklepie z bibelotami kilka ulic od mojej kamienicy.-
zaczęła strzepywać niewidzialny kurz z faktury wypłowiałych jeansów. - Ale to
przecież nic w porównaniu z podpisywaniem kontraktów z nowymi korporacjami. - uśmiechnęła
się słabo, a niewidzialny sznur zacieśnił się na jego gardle. Jego kłamstwo
zaczynało swój maraton, atakując tym samym kolejne tematy ich rozmów.
- Pokażesz
mi kiedyś swoje prace? - zapytał z nutą nadziei w głosie. Pokręciła delikatnie
głową, palcami wodząc po kwiatowych wzrokach jakimi ozdobiona była porcelana.
- Wątpię.
Nie ma tam nic godnego uwagi.
- Dlaczego
tak mówisz?
- Zobaczenie
jakichś gryzmołów na papierze nie zmieni Twojego życia, Zayn, ani nic do niego
nie wniesie. Szkoda fatygi a przede wszystkim czasu. - powiedziała wreszcie,
spoglądając na jego zamyśloną twarz.
- Kto wie,
Livia. Może Twoje prace wniosą coś do mojego popieprzonego świata.
Włożyła brudne naczynia do zlewu, z zamiarem ich
umycia. Kątem oka zauważyła jak Zayn manewruje między kanapami w salonie i
staje przy komodzie z dużą ilością zdjęć. Przełknęła nerwowo ślinę,
powstrzymując drżenie rąk, lecz nie zaprzestała płukać kubków.
-To Ty? - zapytał
wesoło chłopak wskazując na ramkę, w której widniała mała dziewczynka z dwoma
warkoczykami zakończonymi czerwonymi wstążkami. Miała delikatne rumieńce na
policzkach, które nadawały koloru jej bladej cerze. Usta wygięte były w szeroki
uśmiech, a szare oczy wesoło się iskrzyły.
Olivia
pokiwała na potwierdzenie głową, wkładając czyste już naczynia do szafki.
-Prawie się
w ogóle nie zmieniłaś! - zaśmiał się pod nosem. - Tylko te oczy - podniósł
wzrok na jej zaciekawioną twarz, wpatrując się w tęczówki, by zaraz ponownie
przenieść go na fotografię. - Nie są już takie. Wiesz, że kiedy się uśmiechasz,
mają one kolor delikatnego błękitu? Teraz są smutne. - Na te słowa prychnęła
pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą.
Zayn dalej oglądał pamiątkowe zdjęcia ustawione na
drewnianej powłoce, tym razem jednak nic nie komentując. W pewnym momencie czekoladowe
tęczówki zatrzymały się na stojącej na samym rogu fotografii. Widniała na niej
kobieta około czterdziestego roku życia. Miała hebanowe włosy upięte w
wysokiego koka i okalane długimi rzęsami, błękitne oczy. Dzięki uśmiechowi w
policzkach uwydatnione były urocze dołeczki.
-Twoja mama?
- zapytał ponownie, chwytając do ręki ramkę i podnosząc go do góry.
Livia zamarła. Drut kolczasty ponownie wbił się w jej
serce, potęgując tak dobrze znany ból. Poczuła pieczenie pod powiekami, jednak
szybko je zignorowała. Odwróciła się powoli w stronę wyczekującego odpowiedzi
Malika, przybierając obojętny wyraz twarzy.
- Tak. - szepnęła.
- Jest
piękną kobietą. - wyznał wpatrując się w postać na zdjęciu. - Jesteś do niej
taka podobna. Mam nadzieję, że kiedyś ją poznam. - podniósłszy wzrok, posłał
szczery uśmiech osłupiałej dziewczynie. Wzięła głęboki oddech, powstrzymując
wypłynięcie na zewnątrz całego bólu.
- Chyba
powinieneś już iść, Zayn. - powiedziała cicho, podnosząc wzrok ze splecionych
palców. - Przestało padać. - dodała szybko, kierując się w stronę przedsionka.
Mulat zamrugał kilkakrotnie. Szybkim ruchem odstawił
ramkę na komodę i pobiegł za brunetką, która zdążyła już zniknąć za ścianą.
Szybko odprawiła gościa, wcześniej jednak zgadzając się, by ten zadzwonił do
niej następnego dnia. Gdy zniknął za drewnianymi drzwiami, Livia osunęła się po
ich chłodnej powierzchni. Chowając twarz w dłoniach, pozwoliła słonym łzom
spłynąć po policzkach. Jej cichy szloch wypełnił puste mieszkanie.
~*~
Przez całą noc Zayn odtwarzał w głowie wizytę w domu
Livii. Małe mieszkanie, rysunki, rozmowa, zdjęcia, starsza kobieta, nagła
reakcja dziewczyny. To wszystko skutecznie spędzało mu sen z powiek. Nie mógł
zasnąć, ponieważ cały czas myślał nad sekretem skrywanym przez Olivię. Wiedział,
że jest to coś mrocznego, co za wszelką cenę usiłuje zachować w tajemnicy. Może
się boi? Nie chce by ktokolwiek o tym wiedział? Przez myśl przemknęła mu myśl o
narkotykach, jednak szybko ją od siebie odtrącił, prychając przy tym pod nosem.
Ona i dragi?
Przecież to
niemożliwe. Jest zbyt krucha, żeby bawić się w coś takiego. A może jednak? Nie!
To musi być coś bardziej związanego z jej uczuciami niż z gorączkowym
pragnieniem wbicia sobie igły w żyłę.
Odwracając się na drugi bok, utkwił czekoladowe
spojrzenie w smudze światła rzucanej przez pobliską latarnią wprost na panele
jego pokoju. Widział jej na pozór obojętny wyraz twarzy i oczy. Szare
diamenciki emanujące smutkiem, bólem i zagubieniem. Wszystkie te emocje były
tak namacalne, że wystarczyło tylko spojrzeć w jej tęczówki, a serce samoistnie
się zaciskało.
Zerknął na
zegarek uświadamiając sobie, że za dwie godziny musi wstać. Świt powoli
zaczynał gościć nad Londynem, a wścibskie promienie jesiennego słońca zaczynały
budzić się do życia. Świergot pierwszych ptaków wpadał przez uchylone okno wraz
z chłodem poranka.
Ponownie przewrócił się na legowisku, zanurzając
zmęczoną twarz w białej poduszce. Obiecał sobie, że dzwoniąc do Livii
dzisiejszego dnia, zrobi wszystko, by choć trochę poznać jej sekret. Chociażby
zbliżyć się do niej na tyle, by wreszcie obdarzyła go zaufaniem.
Z tą myślą
przymknął ociężałe powieki, na chwilę odpływając w błogi sen.
Wykręcając jej numer, nerwowo stukał palcami w
kuchenny blat. Miał przed sobą kubek z poranną kawą, w których co chwila
zanurzał spierzchnięte wargi. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Nic. Brak
jakiejkolwiek odpowiedzi.
Zerwał się na równe nogi, ponownie naciskając zieloną
słuchawkę przy kontakcie z jej zdjęciem. Znowu to samo. Głos poczty
głosowej rozbrzmiał w aparacie, informując o możliwości pozostawienia
wiadomości. Zaklął pod nosem, nerwowo mierzwiąc sterczące kosmyki włosów.
Nawet nie
zauważył kiedy do kuchni wszedł Liam.
- Może
jeszcze śpi. - powiedział zaspanym głosem, jedną dłonią przecierając sklejone
oczy, a drugą drapiąc się po nagim torsie.
- Na pewno
nie. Livia nigdy nie śpi tak długo. - powiedział, zerkając na zegarek kuchenny.
- Na litość
boską, Zayn. Jest dopiero ósma rano. Na dodatek mamy sobotę. Czego Ty od niej
chcesz? Daj dziewczynie odpocząć.- Payne ziewnął przeciągle, biorąc następnie
łyk pomarańczowego soku prosto z kartonu. - Zadzwonisz do niej w południe, a
teraz idź się jeszcze połóż. - Po tych słowach zniknął za drzwiami kuchni.
Malik przewracał telefon w dłoniach, lecz po chwili posłuchawszy
rady przyjaciela, ociężale poczłapał do swojego pokoju, by opaść na miękkie
łóżko.
Kolejne dni niesamowicie się ciągły. Nie wiadomo czy
to przez uporczywy londyński deszcz, który dniami i nocami okupował ulice, czy
też przez brak jakiegokolwiek znaku życia ze strony Livii. Po kilkunastu
próbach dodzwonienia się do niej w sobotę, Zayn się poddał. Wznowił działania
następnego dnia i następnego i jeszcze następnego, lecz one wszystkie kończyły
się niepowodzeniem.
Kilkukrotnie
zjawiał się w jej kamienicy, pukając do drzwi, dzwoniąc na dzwonek czy też
wybierając po raz kolejny numer jej telefonu. Cisza. Nie znał jej
rodzinny, znajomych, dokładnego adresu miejsca pracy. Na dobrą sprawę nie
wiedział o niej nic, poza tym, że nazywa się Olivia Spencer, mieszka przy Croke
Street, ma szare oczy i czarne włosy, jest delikatna jak papierowy samolocik,
niewiele mówi, ale posiada w sobie to coś, co za żadne skarby świata nie
pozwala mu jej zostawić. Nazywa się Olivia Spencer i to dzięki niej zapomina
o przytłaczającej go rzeczywistości.
Pierwsze melodie piosenki popłynęły z wielkich
głośników, pozwalając by z ust Harry'ego wydobyły się pierwsze słowa piosenki.
Jego ciepły głos wypełnił pomieszczenie. Następnie przyszła kolej na Liama,
później refren, a kiedy swoją partię miał zaczynać Malik, w sali można było
słyszeć tylko przygrywkę gitary.
Wszystkie
pary oczu skierowały się ku stojącemu z boku Zaynowi, który nieobecnym wzrokiem
błądził po pustych jeszcze krzesełkach.
- Do cholery
jasnej, Zayn! Weź się człowieku zlituj i zaśpiewaj porządnie chociaż jedną
piosenkę! - krzyk łysego mężczyzny rozniósł się po hali. - Poważnie, cieszę
się, że nie spóźniasz się na próby, mniej palisz czy też częściej wychodzisz do
ludzi, ale mógłbyś poprawić jeszcze skupienie razem z współpracą podczas
występów, co? - machał rękami na wszystkie możliwe strony, jednak widząc
niewzruszoną minę chłopaka głośno westchnął. - Dobra, Kochani. Przerwa. Jak do tego czasu się
nie zmobilizujesz i nie wrócisz do nas myślami, to obiecuję, że rzucę Cię
tłumowi napalonych fanek, bez żadnej ochrony! - syknął łysy, by zaraz wraz z
grupką asystentów zniknąć za kurtyną.
-Dalej nie
odbiera? - zapytał cicho Nialler, kiedy w ogromnym pomieszczeniu została tylko
piątka muzyków. W odpowiedzi uzyskał kiwnięcie głową i minimalne wzruszenie
ramionami.
- Może
gdzieś wyjechała? Albo konto straciło ważność i nie ma jak do Ciebie oddzwonić?
-sugerował Harry, usadawiając się na jednym z krzesełek przeznaczonych dla
publiczności.
Zayn westchnął cicho, przejeżdżając palcami po
kilkudniowym zaroście.
- Sam już
nie wiem. Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, pozwoliła mi zadzwonić następnego
dnia. Minął już tydzień. Rozumiecie? Tydzień! - nieznacznie podniósł ton głosu.
- A ona dalej nie odebrała ani jednego połączenia. Coś się musiało stać.
- Nie pieprz głupot, stary. - prychnął
Niall. - Dziewczyny już tak mają, że jak się za coś zabiorą, to tracą głowię i
ciężko jest je później z tego wyciągnąć. Może ma urwanie głowy w pracy? Albo
studiuje i musi wkuwać jakieś regułki?
- To nie
Livia. Gdyby wszystko było w porządku, odebrała by ten cholerny telefon i
powiedziała jaka jest sytuacja. Ona nie jest taka jak te wszystkie
dziewczyny. Ona jest... po prostu inna. - szepnął, zupełnie bezbronnie
opadając na jedno z krzeseł.
- Cóż, przynajmniej
odkąd ją poznałeś zmieniłeś trochę nastawienie do wszystkich rzeczy. Walter ma
rację, częściej wychodzisz z domu, rozmawiasz z nami, nie spóźniasz się. W
sumie wolę Ci pomagać w odszukaniu jakiejś dziewczyny niż próbować zrozumieć
Twoją chorą psychikę i rozgryzać nastawienie do świata. - zaśmiał się cicho
Styles, klepiąc przyjaciela po ramieniu.
Zayn tego nie zauważył, ale oni owszem. Zaintrygowanie
brunetką tak bardzo go pochłonęło, że zapomniał zupełnie o swoim poczuciu
przytłoczenia. A może to nie kwestia zaintrygowania? Może to najzwyczajniej to,
że w jej towarzystwie Zayn czuł się sobą bez tej całej medialnej szopki? Mimo
kłamstw czy też zatajania prawdy, jak kto woli, był tym Zaynem Malikiem, który
posiadał duszę nastolatka i pragnął, by chociaż trochę żyć tak jak jego
rówieśnicy.
Jego
rozmyślania przerwał chłodny ton Liama.
- Lou,
odezwiesz się coś dzisiaj, czy dalej będziesz ślęczał pod tą ścianą? - swoją
wypowiedź skierował do opierającego się o chłodną powierzchnię niebieskookiego.
Ten bez słowa wstał i kiwając głową z dezaprobatą, bez słowa opuścił salę.
Już mieli ruszyć za nim, by zapytać co się dzieje,
kiedy z położonego na jednej ze skrzynek nagłośnieniowych telefonu, zaczęła
wydobywać się melodia.
Zayn
poderwał się jak oparzony, jednym susem znajdując się tuż przy aparacie.
Spojrzawszy na ekran, zaczął szybciej oddychać. Zagubionym wzrokiem dał znać
chłopakom, że mają być cicho i odebrał połączenie.
- Livia?
Boże, już się bałem, że Ci się coś stało! Gdzie jesteś? Wszystko dobrze? Mam po
Ciebie przyjechać? - zasypał dziewczynę lawiną pytań, wypowiedzianych na
wdechu.
- Tak, Zayn,
wszystko jest w porządku. Dzwonię Ci powiedzieć, że nie spotkamy się w
najbliższym czasie. Nie chcę, żebyś dzwonił, ani żebyś przychodził do mojego
mieszkania. Nie szukaj mnie, bo to nie ma najmniejszego sensu. - po tych
słowach zamarł w bezruchu, próbując dokładnie wszystko przeanalizować.
- Ale co się
stał... - nie dokończył, ponieważ jej spokojny głos mu przerwał.
- Nic się
nie stało. Zaręczam Ci! Po prostu.... ja.... mam teraz urwanie głowy i nie mam
czasu. A teraz przykro mi, ale muszę kończyć.
- Może mogę
Ci jakoś pomóc! - krzyknął szybko, żeby powstrzymać ją od rozłączenia się.
- Nie, Zayn.
Poradzę sobie. Jak zawsze zresztą. Dziękuję. - po tych słowach w
słuchawce rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia.
~*~
Siedziała na
jednej z szafek ustawionych na zapleczu sklepu. Chude nogi zwisały bezradnie z
blatu. Trzymała w dłoni kawałek kanapki, który mimo godziny 13.20 stanowił jej
pierwszy posiłek. Co chwila odgarniała czarne kosmyki włosów błąkające się po
bladej twarzy.
- Więc
uczepił się Ciebie jak rzep psiego ogona? - zapytał wysoki chłopak, również
konsumujący grahamkę.
Był to Michael, ale ponieważ miał uprzedzenie do
swojego pełnego imienia przedstawiał się wszystkim jako Mike. Miał ciemne blond
włosy, opadające delikatnie na wysokie czoło. Spod krótkich kosmyków, iskrzyły
się kobaltowe oczy. Był dobrze zbudowany, a jego chłopięce rysy twarzy
załatwiły mu szerokie grono adoratorek.
Mike jednak
nie zwracał na to wszystko uwagi. Nie interesowały go dziewczyny wypinające w
jego kierunku pokaźne dekolty, tudzież schylające do tego stopnia, że spod
kusych spódniczek wystawał kawałek koronkowej bielizny. Chłopak żył z dnia na
dzień. Harował w supermarkecie nawet w weekendy, tylko dlatego, by starczyło mu
na opłacenie studiów a także akademika. Co z tego, że jego rodzice byli
zamożnymi i szanowanymi obywatelami hrabstwa Kornwalii? Smith jak najszybciej
chciał wyrwać się z rodzinnej miejscowości, by uciec od całej presji jaką
wywierali na niego wszyscy dookoła.
Ostatecznie dzięki dobrze zdanym egzaminom, rodzice
ulegli jego namowom i zezwolili na przeprowadzkę do stolicy. Krzywo patrzyli na
wynajmowany akademik, ponieważ do ostatniego dnia nalegali za zakup małego domu
na przedmieściach. Michael jednak postawił na swoim. Dzięki swojej upartości
zdołał wynegocjować jeszcze możliwość podjęcia się pracy. Rodzice jednak nie
byli świadomi, że ich jedyny syn biega jak oszalały rozpakowując przybyłą
dostawę, wykładając towar na półki czy też od czasu do czasu kasując zakupione płyty.
Raz w miesiącu przesyłali Mike'owi pokaźną sumę pieniędzy, by starczyło mu na
wygodne życie. W rzeczywistości cała kwoty lądowały na koncie w banku bądź też
były ukrywane w puszce po herbacie Yorkshire, ulokowane na samym dnie kuchennej
szuflady.
Tak czy inaczej po przeprowadzce blondyn poznał Livię.
Wspólnie spędzali większość czasu w pracy jak również poza nią. Często zabierał
brunetkę na długie spacery lub przesiadywał u niej w domu z kubkiem gorącej
herbaty. Wiele razy podejmowali się rowerowych wypraw za miasto, by uciec od
jego całodniowego zgiełku. Wielokrotnie wysłuchiwał jak dziewczyna opowiadała o
swoich rodzicach, wzlotach czy tez przypadkach. I był przy niej, kiedy to
się stało. Służył jej wtedy rękawem czarnej bluzy, silnym ramieniem, radą
czy też tym, że najzwyczajniej słuchał jak przez dwie godziny, bez chwili
wytchnienia wyrzuca z siebie swoje emocje, dławiąc się przy tym łzami. Wtedy
zazwyczaj po upływie kilku godzin padała zmęczona na materac łóżka, cała
zapuchnięta i ze zdartym gardłem. Brał ją wtedy w ramiona przenosząc na
właściwa stronę łóżka. Nakrywał ją szczelnie kołdrą i siadał na dostawionym
naprzeciwko krześle, czekając aż spokojnie odpłynie w błogą krainę snu.
Wtedy czy
tak i tak zostawał na resztę nocy, lokując się wygodnie w fotelu po przeciwnej
stronie pokoju i czytając zawzięcie kolejną książkę Stephena Kinga. Pilnował
ją przez tyle lat.
- To nie
tak, że się mnie uczepił. - powiedziała Livia, ładując sobie ostatni kęs
kanapki do ust. - Po prostu nie wiem co go przy mnie dalej trzyma. Sam przecież
wiesz, że mam problemy z nawiązywaniem nowych kontaktów i niezbyt dużo mówię.
Więc czemu on został? - w odpowiedzi Mike wzruszył ramionami. Już miał coś
powiedzieć, kiedy ponownie odezwał się jej słaby głos. - Ale wiesz, sama nie
wiem, czy poniekąd chciałabym, żeby się ode mnie odcinał. Mam wrażenie, że on
jest zagubiony w tym wszystkim. Gnieździ coś w sobie, co za żadne skarby świata
nie chce wyjść na zewnątrz. I to właśnie ulega destrukcji w jego wnętrzu. - szepnęła,
pocierając dłonią skroń.
- Trafił
swój na swojego. - bąknął pod nosem chłopak, na co dostał kuksańca w bok.
- To nie
było śmieszne.
- Powiedziałaś
mu? - zapytał Mike, przechodzą na drugi koniec pomieszczenia, by wyciągnąć z
półki swój telefon. Olivia spuściła wzrok na swoje splecione dłonie,
przygryzając przy tym wargę.
- Livia? -
Michael odwrócił się plecami do szafki, przy której się właśnie znajdował, by
móc wlepić pełne konsternacji spojrzenie w jej zagubioną twarz. Dziewczyna
pokiwała głową, dając mu jasną odpowiedź. Westchnął cicho.
- Jak długo
jeszcze masz zamiar to przed nim ukrywać? - zapytał zakładając dłonie na
piersi.
- To już
jest nieistotne. Nie spotkam go już prawdopodobnie nigdy więcej. - odparła
słabo, zeskakując z blatu, by włożyć do kieszonek swojego formalnego fartucha
potrzebne rzeczy, do spisywania nowej dostawy.
- O czym ty
mówisz? Przecież przed chwilą sama powiedziałaś, że nie chciałabyś, żeby Wasza
znajomość się urwała. - na te słowa, nerwowo się do niego odwróciła.
- To czego
ja chcę, a to co jest najbardziej właściwe, to dwie różne rzeczy. To wszystko
się mija z celem i wszyscy wiemy, że przynoszę same nieszczęścia. Nie jestem
odpowiednią osobą do znajomości. - powiedziała, ponownie zakładając kosmyk
włosów za ucho.
- Przyjaźnię
się z Tobą już dobre trzy lata i jakoś nadal żyję. - prychnął. - Nie możesz
wszystkich przekreślać, Liv.
- Ty jesteś
wyjątkowym okazem, którego nawet trzęsienie ziemi nie powali.- odparła zupełnie
ignorując ostatnią część wypowiedzi przyjaciela. - A teraz chodź, bo dostawa
się sama nie rozpakuje. - podała mu fartuch, po czym szybko zniknęła za
drzwiami zaplecza.
Mówiłam Ci już, że Cię uwielbiam? Ogromnie dziękuję Ci za te życzenia, są naprawdę cudowne i w zasadzie trudno było w sam piątek o takie szczere i piękne słowa w moją stronę. Wzruszyłam się (niestety, czy stety?) i nawet nie wiem, co mogę powiedzieć. Może tyle, że jestem niesamowicie dumna z posiadania dedykacji i życzeń do takiego przyjemnego dla oka i serca rozdziału? Czytało się przecudownie, wciąż mam uśmiech na twarzy. Jesteś wspaniałym talentem, który uwielbiam, lecz nie zawsze znajduję czas, by Ci to wypominać w chociażby taki sposób. Bardzo Ci dziękuję Słońce, że jesteś, że dla mnie to zrobiłaś... Jesteś wspaniała!
OdpowiedzUsuń