niedziela, 15 czerwca 2014

5. część I.


 Od autorki: Ten rozdział również musiałam podzielić na części, bo nie ma sensu, żebyście zanudzali się czytając rozdział długości jakiejś epopei. Troszkę się wyjaśni w tym rozdziale, druga część to uzupełni, ale jednak jakieś tajemnice pozostaną. Tak się mi przynajmniej wydaje. Nic się tutaj nie pojawiało, bo chciałam publikować "Wszystkie moje śmierci", na które również bardzo serdecznie zapraszam. W szkole urwanie głowy, bo ostatnie egzaminy i klasyfikacja. I skoro już o tym mówię, trzymacie kciuki za moją jutrzejszą historię. Baaaardzo proszę! I wiecie co? Wreszcie jestem zadowolona. Nie szczęśliwa, ale zadowolona. A to już coś. Ściskam! x

~*~

Nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w stojącego naprzeciw Niallera. Jego niebieskie tęczówki przeszywały go na wskroś, próbując w najmniejszym stopniu wzbudzić w nim jakiekolwiek ludzkie odruchy. Ludzkie odruchy niebędące podstawowymi wymaganiami organizmu takimi jak jedzenie czy też spanie.
- Weź się w garść, Zayn. Wpadnę po Ciebie za dwie godziny i idziemy na imprezę. Bez gadania. - po tych słowach w pustym mieszkaniu rozległ się trzask zamykanych drzwi i przytłumiony stukot butów o brukowany chodnik przed domem.
Zayn upił łyk czerwonego wina nalanego do krystalicznego kieliszka i opadł z cichym westchnieniem na krzesło. Łagodnym ruchem ręki, uzupełnił pustą już lampkę do połowy. Schował twarz w dłoniach, nasłuchując jak wiatr ze świstem przedostaje się do wnętrza mieszkania przez uchylone okno.
Po upływie ponad pół godziny ponownie podniósł czekoladowe tęczówki na znajdujący się w naczyniu alkohol. Chwycił je w dłonie, kilkakrotnie poruszając nim do tego stopnia, że krwista ciecz zaczęła tańczyć na ściankach kieliszka.
Po krótkiej chwili wstał z miejsca, podchodząc do zlewu i wylewając do odpływu całą zawartość lampki. Gdy to uczynił, oparł się biodrami o chłodną powierzchnię szafki, zakładając dłonie na piersi.
Przecież alkohol był jedną z rzeczy, która w większej mierze sprawiła jej ból. Ból fizyczny i psychiczny. …

~~

Kremowe ściany gabinetu lekarskiego były zupełnie sprzeczne z powszechnie przyjętą wizją wyglądu dali w szpitalnym budynku. Pomieszczenie to budziło zupełnie inne uczucia. Zamiast strachu i zwątpienia w jego wnętrzu budził się nadzwyczajny spokój.
Na chwilę obecną nie myślał o zatraconym kontakcie z Livią, o tym co mogło się z nią aktualnie dziać, jak mogła się w danym momencie czuć. Jednak słowo nie myślał zupełnie nie pasuje do ciężkiej walki jaką toczył w swoim umyśle.
Starając się skupić na tym co mówi do niego lekarz, odganiał od siebie na wszystkie możliwe sposoby to co związane było z szarooką. Wychodziło mu to marnie, bo kilkakrotnie już łapał się na wędrówce jego myśli w stronę panny Spencer.
- Z pańskimi wynikami jest wszystko w porządku. - ciepłym głosem odezwała się siwa kobieta. - Dla profilaktyki prosiłabym, żeby je Pan powtórzył za dwa miesiące. - Zayn przytaknął, podnosząc się z miejsca. Już miał opuszczać gabinet, gdy lekarz odezwał się ponownie.
- Jakbym miała coś Panu poradzić, proszę ograniczyć palenie. To poważnie szkodzi, szczególnie tak młodym osobom jak Pan. - posłała mu ciepły uśmiech.
- Postaram się. Dowidzenia. - odparł pośpiesznie i zniknął za mahoniowymi drzwiami.
Przemierzał szpitalne korytarze, wpatrując się w otrzymaną kartkę. Przystając przy oknie, oparł się o chłodny parapet, mentalnie strzelając sobie w twarz. Przecież wiadome jest, że jakkolwiek by chciał, nie rozezna się w tych bazgrołach. Westchnął głośno, wsadzając papier do kieszeni kurtki.
Poczuł ulgę kiedy rzeczywiście nic mu nie dolegało. Po pierwszym omdleniu został przymusowo odesłany do szpitala, by zrobić wyniki kontrolne. Sam przypuszczał, że utrata przytomności była spowodowana długimi bezsennymi godzinami, dużą ilością stresu czy też wypalonymi paczkami papierosów.
Teraz, kiedy rzeczywiście wszystko było w porządku mógł uwolnić się od ciągłych kontroli ze strony zarządu i wszechobecnych pytań o jego stan zdrowia. Miał już tego po dziurki w nosie. Nie lubił być kontrolowany. Potrzebował trochę przestrzeni, żeby móc pogodzić się z samym sobą. Wielokrotne naciskania na jego osobę kończyły się kłótniami oraz nieprzyjemnymi słowami. Dlatego też Zayn postanowił się odizolować od tego wszystkiego. Udzielał się tylko wtedy, gdy rzeczywiście wymagała tego sytuacja. Początkowy sprzeciw i reakcje przyjaciół nie przynosiły żadnych rezultatów, więc ostatecznie się poddali. Zayn żył własnym życiem, ze wszystkich sił odpychając od siebie tę chmurę mediów, zabaw i reklam, jaka krążyła wokół niego.
Z zadumy wyrwał go stukot butów o płytki pustego korytarza i cicha rozmowa dobiegająca z jego końca. Powiódł spojrzeniem po zielonych ścianach, zatrzymując czekoladowe tęczówki na niskiej sylwetce pielęgniarki w białym kitlu. Stała odwrócona, zasłaniając swoim drobnym ciałem drugiego rozmówcę. Mimo ton głosu obu tych osób był niewiele głośniejszy od szeptu, niósł się po całym korytarzu, odbijając się od chłodnych ścian.
Zayn spojrzał w górę na niewielki napis nad drzwiami prowadzącymi na oddział, z którego wyszła kobieta. Leczenie uzależnień. Pokręcił głową z dezaprobatą, w duchu dziękując, że sam nie musi nikogo odwiedzać w tym ponurym miejscu, a w szczególności na tym bloku. Współczucie zawitało w jego sercu, na myśl o nieszczęśniku, który właśnie odbył wizytę w jednym z pomieszczeń znajdujących się za białymi drzwiami.
Nie potrafił jednak oprzeć się wrażeniu, że skądś zna ten delikatny głos, zawierający w sobie ogrom stanowczości. Już miał z powrotem wyciągnąć kartkę z wynikami i wlepić w nią wzrok, kiedy to pielęgniarka zrobiła kilka kroków w bok, w pełni ukazując mu swojego rozmówcę.
A raczej rozmówczynię.
Zaskoczenie błysnęło w czekoladowych tęczówkach, stopniowo przybierając na sile. Malik stał jak wmurowany, wpatrując się cały czas w postać stojąca na drugim końcu korytarza. Zamrugał kilkakrotnie, próbując wymyślić co powinien powiedzieć. Był pewien natomiast, że nie może tego tak zostawić. Przez głowę przebiegało mu tysiące myśli, co mogło być powodem jej obecności tutaj.
Livia stała przed niską kobietą wpatrując się w profil jej twarzy, uważnie słuchając każdego słowa jakie wypłynęło z jej ust. Marszczyła co chwila brwi, próbując przyswoić każdą informację. Od razu Zayn zorientował się, że dziewczyna jest zdenerwowana. Nerwowo przejeżdżała ostrym paznokciem po delikatnej skórze dłoni oraz co chwila zagryzała wargę.
Zrobił do przodu kilka kroków, przysuwając się barkiem do ściany, by nie rzucać się zbytni w oczy. Powoli ruszył przed siebie, ostrożnie zbliżając się do wejścia na oddział. Wszystko słyszał wyraźniej, bardziej przejrzyście.
Wiedział, że to niewłaściwe i nie powinien wtrącać się w jej sprawy, jednak chęć pomocy i odgórne przeświadczenie o konieczności sprawowania nad nią opieki zniwelowało wszystkie granice postawione przez dobre maniery.
- Z tatą wszystko w porządku. Ma się tutaj dobrze. - odezwała się pielęgniarka.
- Nawet Pani nie wie, jak bardzo się cieszę. Potrzeba mu czegoś? A może mogę mu jakoś pomóc? - zapytała Olivia, szerzej otwierając szare oczy. Kobieta tylko westchnęła.
- O nic się nie martw, Kochanie. Ma wszystko czego mu potrzeba. A Ty nie możesz mu już pomóc. Wystarczająco dużo zrobiłaś, zapisując go na terapię i jeszcze przekonując go co do jej konieczności. Jeśli mam być szczera, to jest to jedna z najlepszych rzeczy, jaką mogłaś dla niego zrobić. Dzięki Tobie będzie miał nowe życie. - posłała Livii ciepły uśmiech, pokrzepiająco klepiąc ją w ramię. - Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. A teraz odpoczywaj, bo jesteś wykończona.
- Proszę, niech Pani go ode mnie pozdrowi. - szepnęła dziewczyna, starając się ukryć drżenie głosu.
Po chwili kobieta w kitlu zniknęła za drzwiami oddziału, pozostawiając pannę Spencer samą sobie. Brunetka nie wiedziała jednak, że za chwilę, przyjdzie jej się zmierzyć na nowo z całym koszmarem, jakim było jej życie.
Odwróciła się chwiejnie ruszając w stronę wyjścia, by po ułamku sekundy zastygnąć w pół kroku, widząc przed sobą Malika.
Na jej twarzy malowało się... no właśnie, co? Zaskoczenie? Strach? Wstyd? Złość? Chyba wszystko naraz, bo jej bladą twarz wykrzywił grymas.
- Z... Zayn? - wydukała lekko rozchylając usta. - Co Ty tu robisz?
- Równie dobrze mógłby zapytać Ciebie o to samo, Liv. - zdziwiony ton jego głosu został perfekcyjnie zamaskowany tym bardziej obojętnym. Przez jego usta przemknął cień uśmiechu, na wspomnienie tej feralnej nocy, kiedy to znalazł dziewczynę na schodach clubu. Wtedy to ona atakowała go tym samym zdaniem. - I dlaczego do jasnej cholery wychodzisz z oddziału nałogowców? - założyć ręce na piersi uważnie obserwując jak pod wpływem jego słów, wymowa jej twarzy ulega zmianie.
- To nie Twój interes. - wycedziła przez zęby, zaciskając drobną dłoń w pięść. Dużo kosztowało ją to zebranie w sobie sił, by zachować pozór, że nic złego się z nią nie działo. Odgarnęła pukiel włosów, zakładając go za ucho, po czym ponownie skierowała się do wyjścia.
Mijając Zayna, wydawało jej się, że słyszy świst powietrza wypuszczanego z pomiędzy truskawkowych warg.
- Livia, wiem, że coś jest nie tak. Nie ukrywaj tego. - odezwał się, gdy była kilka metrów za jego plecami. Spojrzała przez ramię, zauważając, że nie poruszył się nawet o minimetr.
- Wybacz, ale powiedziałam, że to nie Twój zasrany interes! - tym razem nieco podniosła ton głosu. Nie mogąc dalej stać w osłupieniu, Malik ostrożnie zwrócił się w jej stronę, od razu napotykając chłód szarych tęczówek.
- Im dłużej będziesz chowała się z problemami tym szybciej Cię one wykończą. Proszę Cię, daj sobie pomóc. - Te słowa wypowiedział z niewyobrażalną łatwością, a spokój jaki ogarnął jego zachrypły głos był wręcz godny podziwu.
Olivia wciągnęła głośno powietrze, ponownie zakleszczając między białymi zębami swoją wargę. Pokręciła głową wewnętrznie bijąc się z myślami.
- Co chcesz wiedzieć? Może to, że nie mam żadnych nałogów prócz tych pieprzonych fajek. Może to, że przyszłam tutaj do ojca, którego uzależnienie zrujnowało wszystko dookoła. Może to, że od tych dwóch tygodni od kiedy go tutaj przywiozłam, codziennie budzę się ze strachem, że mogę go stracić na dobre. Może to, że sama nie wiem którą drogę mam wybrać, żeby wreszcie to wszystko wyszło na prostą. A może to, że najzwyczajniej pogubiłam się w tej całej sytuacji i nie wiem jak sobie z nią poradzić? – warknęła płaczliwie resztkami sił. Mimo że wyraz jej twarzy pozostawał obojętny, a słaby głos wydawał się ostry i stanowczy, chłopak w kącikach jej oczu zauważył błyszczące kropelki. Powoli jej tęczówki zasnuwały się rozmazującą wszystko dookoła mgiełką.
Po raz pierwszy od ich przypadkowego spotkania na ulicy widział w jej oczach łzy. I było to o tyle kujące, że wtedy brunetka była wystraszona i miała za sobą pewien incydent, o którym do tej pory nie wspomniała. Teraz on sam doprowadził ją niemal do płaczu, wypytując o przyczynę pojawienia się w szarym szpitalu.
By jednak nie dopuścić się do rozklejenia na oczach świadków, Livia szybko odwróciła głowę, przecierając rękawem bluzy oczy.
- Więc co się dzieje z Twoim tatą? - zapytał, zmniejszając dystans między nimi. - Opowiesz mi o Tym?
- Nie tutaj. - pociągnęła nosem, kiwając przecząco głową.
- Nawet nie miałem takiego zamiaru, żeby przetrzymywać Cię w tym paskudnym budynku i wypytywać o takie rzeczy. - zaśmiał się cicho pod nosem, powodując tym samym prychnięcie z jej strony. - Jedziemy do mnie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz