Zanurzył spierzchnięte wargi w kubku świeżej kawy, a czekoladowymi tęczówkami omiótł pomieszczenie sprawdzając czy wszystko jest w
porządku. Cały ten mechanizm powtarzał się średnio co dziesięć minut.
Nie było ważne, że ciecz zdążyła już dawno wystygnąć.
Chłopak nerwowo co parę minut uaktywniał swój instynkt obronny sprawdzając
sytuację w szpitalnej sali. Było to jeden z pierwszych objawów nerwowych. W
jego głowie paliła się lampka czujności. Bał się, że nawet teraz, kiedy jest w
stanie śpiączki, może jej się coś stać. Oględziny pomieszczenia powtarzał jak
mechanizm.
Nerwowe
stukanie paznokciami o blat stołu akompaniowało dialogom wydostającym się z
trzeszczącego telewizora.
I tak cały
czas.
Nerwowe
stukanie, łyk kawy, rozglądnięcie się, ponowne wlepienie wzroku w szklany
ekran. Nerwowe stukanie, łyk kawy, rozglądnięcie się, ponowne wlepienie wzroku
w szklany ekran. Niekiedy dochodziło do tego przemierzenie pomieszczenia, dla
świadomości, że Livii nic nie grozi.
Po kolejnej z rzędu kontroli, ponownie upił kilka
łyków napoju. Powoli odwrócił głowę w stronę telewizora, uporczywie wlepiając w
niego obojętny wzrok. Gdy już miał przenieść go na leżącą w rogu pomieszczenia
dziewczynę, coś go tchnęło. Coraz uważniej przysłuchiwał się dialogom oraz
śledził postacie przemykające przez ekran.
Jakaś para
spacerowała pustymi ulicami zupełnie pogrążona w rozmowie. Po chwili mężczyzna
położył się na drodze, uporczywie namawiając kobietę, która mu towarzyszyła do
zrobienia tego samego. Ostatecznie uległa i ułożyła się obok niego. Leżeli tak
pewien czas, wpatrując się w zmieniające światła i napawali się ciszą.
The Notebook
Momentalnie
do jego umysłu nadciągnęła kolejna fala wspomnień. Ten film, wieczór, rozmowa,
cisza. Nowe odkrywanie siebie i dym wydostający się z ust.
~~
Ostatni raz przejechała rozgrzaną płytą żelazka po
bawełnianej bluzce, by po chwili złożyć ją w kostkę i ułożyć na niewielkiej
kupce z ubraniami. Jednym ruchem wyłączyła urządzenie z prądu i ująwszy ciuchy
w dłonie, zaniosła je do swojego pokoju. Po uchyleniu drzwi szafy, z jej
wnętrza wysypała się para zniszczonych już point.
Livia szybko odłożyła pranie na jedną z półek.
Schyliła się do podartych bucików z namaszczeniem chwytając je w dłonie. Zdarte
czubki pokryte były już brudem, boczne obicie straciło swoją kremową barwę
kosztem poszarpanego materiału, natomiast wstążki były już prawie rozerwane. Aż
ją coś ścisnęło za serce, kiedy patrzyła na obiekt swojej dawnej pracy.
Przycisnęła je do serca, wracając myślami do
londyńskich poranków spędzonych na pustej sali otoczonej lustrami. Specyficzny
zapach marcepana roznosił się dookoła. Być może ze względu na cukiernię
znajdującą się w budynku obok. Albo najzwyczajniej pani Dreake używała płynu do
pastowania parkietu o takim właśnie zapachu. Wrócił widok chłodnych jeszcze
promieni przenikających przez stare żaluzje i rzucających cienie na drewnianą
podłogę. Odbicie jej drobnego ciała w niezliczonej ilości zwierciadeł. Wrócił
pot, łzy i krew. Obolałe stopy, przykurcze mięśni i radość, jaką od zawsze
dawał jej balet.
Spokojne pukanie do drzwi przerwało jej tę
nostalgiczną chwilę. Ostrożnie wsadziła pointy w głąb szafy i z niesamowitą
gracją podniosła się z paneli. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku drzwi
wejściowych. Naciągając rękawy przydużego swetra na swoje chłodne dłonie,
otworzyła drewnianą powłokę.
- Wolisz kolację w knajpie na rogu czy wypad do kina? -
zapytał Zayn, uśmiechając się spod naciągniętego na głowę kaptura.
- Cześć, ummm skąd masz pewność, że chcę gdziekolwiek
wychodzić dzisiejszego wieczoru? - odpowiedziała pytaniem na pytanie,
zadziornie podnosząc brew do góry.
- Potrzebujesz detoksu, Liv. Musisz stąd wyjść, nie
myśleć o tym wszystkim. Pora odpocząć - odparł spokojnie, opierając się
ramieniem o framugę. - Więc jak będzie?
Westchnęła
głośno, niepewnie spoglądając w za siebie.
- Właściwie, to jestem już po kolacji - wskazała za
siebie, palcem namierzając kuchnię. - Więc chyba pozostaje nam kino - uśmiechnęła
się nieśmiało. Nie była pewna, czy rzeczywiście Zayn chce ją gdzieś zabrać.
- Świetnie! - chłopak klasnął w dłonie. - Ale noc jest
zbyt piękna, żebyśmy się wybierali do budynku. Na drugim końcu miasta jest
jakiś festiwal filmowy. Jakieś stare filmy, czy coś. Puste pola, ekrany pod
gołym niebem. Warto spróbować, co? - Entuzjazm z jakim to opowiadał sprawił, że
przez jej twarz przemknął cień uśmiechu.
- A co jak się przeziębimy? - zapytała, zakładając
dłonie na piersi.
- Dlatego z domu wziąłem dwa śpiwory. Mam też gorącą
herbatę i biszkopty jakbyś zgłodniała.
Teraz nie była w stanie powstrzymywać śmiechu. Po
klatce schodowej rozniósł się dziewczęcy chichot.
- Dobra, niech Ci będzie. Przekupiłeś mnie tymi
biszkoptami. Daj mi chwilkę, tylko się przebiorę i wezmę jakieś dodatkowe koce.
~*~
Pojedyncze szepty wypełniały polanę, na którą przybyło
sporo wielbicieli starych filmowych hitów. Blask z wielkiego ekranu rozlewał
się po świecącej od lekkiego przymrozku trawie. Ustawione w różnych grupkach
białe leżaki wypełniały niemal prawie całą przestrzeń.
Chuchnęła w zziębnięte dłonie, nakrywając się
szczelniej drugim kocem. Chwyciła kubek, który podał jej Zayn i upiła z niego
łyk gorącej herbaty. Przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu, pozwalając na
chwilę zapomnieć o chłodzie panującym dookoła. Wlepiła szare tęczówki ponownie
w wielki ekran ustawiony na środku polany, uważnie śledząc losy bohaterów,
które przecież z wręcz na pamięć.
Starsza kobieta leżała na szpitalnym łóżku, a przy jej
boku czuwał mężczyzna również w podeszłym wieku. Kurczowo trzymał ją za dłoń
opowiadając pewną historię. Uśmiechnęła się pod nosem, mimo dramatyczności tej
sceny.
- To jest niesamowite móc się tak z kimś zestarzeć - zachwyciła
się, spoglądając na Malika. - Najzwyczajniej
mieć osobę, która będzie przy Tobie czuwała w momentach kiedy jest naprawdę źle
i nie zostawi Cię mimo wszystko. Za czymś takim rzeczywiście musi przemawiać
wielkie uczucie - szepnęła.
Siedział tak przez chwilę zastanawiając się nad sensem
jej słów. Rzeczywiście ogromną rolę w tym wszystkim ma osoba która podtrzymuje
Cię w ciężkich chwilach, nie pozwalając upaść. Już dawno zapomniał jak to jest
czuć się komuś potrzebny. Żeby ktokolwiek troszczył się o Ciebie bez żadnych
wygórowanych wymagań. Brak tak bliskiej osoby powodował pewnego rodzaju wyrwę w
duszy.
Jednak uczucie to znikało gdy tylko spotykał się z
Livią. W głębi duszy miał przeświadczenie, że ona go potrzebuje, że bez niego
najzwyczajniej upadnie pod ciężarem wszystkich swoich wspomnień i emocji.
Przytłoczy ją rzeczywistość, nachalnie katująca stabilność w jej życiu. W
tamtym momencie jeszcze nie wiedział, w jakim stopniu będzie dla niej podporą.
Olivia naciągnęła na głowę kaptur, by po chwili
mocniej przyciągnąć kolana do brody. Wypuściła spomiędzy spierzchniętych ust
ciepły oddech, którego obłoczek rozlał się w mroźnym powietrzu.
- Swoją drogą to musi być straszne nie pamiętać
ukochanej osoby, której przecież tak wiele zawdzięczasz. Niby jest obok Ciebie,
a nie możesz z nią porozmawiać tak jak kiedyś. Nie możesz jej tak samo spojrzeć
w oczy. Nie możesz poczuć zapachu. To
ciągłe odtwarzanie wydarzeń nie ma przecież najmniejszego sensu. Na dobrą
sprawę ta maleńka cząstka zawsze pozostaje gdzieś w głębi.
Ludzie powoli zaczęli zbierać swoje manatki i kierować
się do samochodów ustawionych na pobliskim parkingu. Nie przejmowali się tym.
Dalej siedzieli na skarbie pod jabłonką, w ciepłych śpiworach otuleni trzema
kocami. Zayn potrząsnął głową, uśmiechając się pod nosem.
- Nie przestajesz mnie zadziwiać, Livia. Te Twoje
przemyślenia to jedna wielka plątanina psychologiczna, która mimo swojej
specyfiki jest jakaś taka... prawdziwa. Ciekawy jestem co jeszcze skrywasz. - Na
te słowa wzruszyła ramionami ponownie biorąc łyk herbaty.
- Pozwolisz mi Cię kiedyś poznać? Pozwolisz mi się
kiedyś do Ciebie zbliżyć? - zapytał, oblizując suche usta.
Przełknęła ślinę, odchrząkując cicho. Szare tęczówki
skierowały się ponownie na biały ekran, na którym właśnie przemykały ostatnie
napisy.
- Może pozwolę Ci kiedyś byś ze mną się budził.
Może powiem Ci kiedyś jakie lubię wino. Może pozwolę Ci kiedyś zapalić
świeczkę, gdy w pewną zimową noc zgaśnie światło.* Ale to nie teraz. Może
kiedyś - odparła spokojnie. Po chwili podniosła się z ziemi, drżącymi z
zimna dłońmi składając jeden z koców.
- A teraz lepiej się zbierajmy.
*Hey- Chyba
(cytat zmieniony na potrzeby opowiadania)
~~
Dźwięk specjalnych aparatur z powrotem przywołał go na
ziemię. Podniósł się z krzesła i powoli ruszył w stronę okna. Rozchylił palcami
żaluzje, spoglądając na wypełniony samochodami parking. Ludzie wychodzili i
wchodzili do szpitalnego budynku. Niektórzy z nich w odwiedziny, inny byli do
tego przymuszeni, by poprawić stan swojego zdrowia. Dźwięki karetki, która
wyjeżdżała do kolejnego wezwania roznosił się z tyłu budynku. Pacjenci
opuszczali szpital i na parkingu z wielkim uśmiechem na twarzy witali się ze
swoimi stęsknionymi bliskimi. A on dalej czekał ze zniecierpliwieniem, że
wreszcie będzie mógł ją zabrać z tego wysterylizowanego miejsce.
Odwrócił się nagle, słysząc dźwięk otwieranych drzwi.
W ciągu sekundy zdążył strzelić sobie mentalnie w twarz za to, że znowu tak
łatwo odpłynął. Brązowe tęczówki powiodły ku wejściu do sali. Napotkały tam
wysokiego blondyna ubranego w jeansową kurtę i ciemne spodnie.
- Och, Zayn? - ton jego głosy zdradzał ewidentne
zaskoczenie. - Nie wiedziałem, że Cię tu spotkam o tej porze. Myślałem, że
będziesz udzielał wywiadu. - Malik wzruszył ramionami, kładąc dłoń na swoim
karku.
- Tak jakoś wyszło. Cześć Mike - uśmiechnął się słabo,
wyciągając do jasnowłosego drugą rękę.
Dopiero teraz zauważył się niebieskooki trzyma na
ramieniu bukiet żółtych róż. Z uwagą obserwował jak podchodzi do stojącego obok
umywali wazonu, napełnia go do połowy wodą i wsadza do niego obfitą wiązankę.
Położył szklane naczynie na szafce obok łóżka dziewczyny.
Zastygł w bezruchu, wpatrując się w jej bladą twarz.
Przejechał delikatnie palcami po jej ręce ułożonej na białym materiale
prześcieradła.
- I jak z nią? - zapytał po chwili Michael, nie przestając
gładzić alabastrowej skóry, jednak odwracając twarz w stronę stojącego z tyłu
Zayna.
- Wciąż tak samo. Przynajmniej jej stan się nie
pogarsza - westchnął brunet, opadając ponownie na krzesło.
I znowu w pomieszczeniu zapadła głucha cisza, przerywana
pikaniem aparatury.
Malik
spojrzał ze współczuciem na blondyna, który z wielkim bólem przypatrywał się
śpiącej Livii, ciągle muskając jej dłoń. Szybko jednak odwrócił wzrok, nie
chcąc dodatkowo się katować. W tym momencie jego uwagę przykuły herbaciane
róże.
- Takie same jak wtedy. Pamiętasz, Liv? - zapytał
w myślach.
~~
Bryza morska otulała twarze przechodniów, zostawiając
na ustach słonawy posmak. Szum fal rozbijających się o kamienisty brzeg co
chwila przerywany był przez skrzek mew krążących nad głowami turystów.
Popołudniowe słońce zalewało swoim blaskiem Brighton Pier sprawiając, że woda
pod ogromną konstrukcją przybierała kolor ciemnej zieleni.
Chłodny wiatr muskał swoim oddechem jej czarne włosy,
opadające na pochyloną nad barierką białą twarz. Kościstymi dłońmi trzymała się
metalowej rurki. Raz za czas zmieniała pozycję, próbując się wreszcie usadowić
na podkurzonych pod siebie nogach. Wpatrywała się w morskie odmęty kotłujące
się kilka metrów pod nią.
Z minimalnym uśmiechem na ustach obserwował jej
skupioną twarz. Może i nie dawał tego po sobie poznać, ale bardzo go ucieszyło,
że Liva po tylko namowach zdecydowała się na jeden dzień uciec z zakurzonego
Londynu. Chciał ją oderwać od ciągłego czuwania przy telefonie, który
praktycznie nie dzwonił. Jej upartość jednak nie pozwalała odpuścić, a głębokie
przeświadczenie, że zadzwoni ktoś ze szpitala, bo będzie im potrzebna pomoc
panny Spencer, skutecznie trzymało ją jak magnes przy aparacie. Wreszcie jednak
uległa.
Nie ukrywając, ten wyjazd miał dwie strony medalu.
Najważniejsze dla Zayna było to, by poprawić samopoczucie dziewczyny, jednak
ogromną rolę odgrywało też niezauważalne wymsknięcie się z miasta. Malik chciał
odpocząć od ciągłych próśb o autografy czy zdjęcia. Miał dość czających się na
każdym rogu paparazzich i tego ogromnego natłoku zadań. Tutaj, w Brighton, miał
pełną swobodę. Wystarczyło bowiem, że założył bluzę z kapturem, a już
rozpoznanie jego twarzy było dość ciężkie. Na szczęście przez cały dzień
świecił słońce, więc chłopak miał również pretekst, by ubrać okulary
przeciwsłoneczne. Pozbył się ich jednak bardzo szybko, ponieważ były
niesamowicie uciążliwe. Na spokojnie mógł jednak spędzić czas z Olivią.
Poświęcić jej większą część swojej uwagi, odpocząć i uwolnić się od ciągłych kłótni
ze znajomymi z powodu wypalanych papierosów.
Ludzie mijali ich bardzo spokojnie. Nikt się nie
zatrzymywał, nie pytał o nic. Sam nawet nie wiedział, jakby zareagował gdyby
ktoś go rozpoznał. Jakby jej to wytłumaczył? Cały czas przecież zatajał
prawdę. Słynne molo było stosunkowo wyludnione. Jedną z przyczyn był środek
tygodnia i wiadome było, że ludzie nie znajdą czasu na beztroskie spacery po
promenadzie, kiedy czeka na nich masa obowiązków. Jednak znaczący aspekt
stanowiła pogoda. Chłód zbliżającej się zimy był czuć zaraz po wyjściu z
ciepłego mieszkania. Nie przeszkadzały mu jednak grube kurtki jakie mieli na
sobie. Atmosfera była wystarczająca.
Na jego twarzy pojawił się grymas, kiedy dostrzegł, że
Livia wyjmuje z kieszeni okrycia paczkę papierosów i po chwili zaciąga się
jednym z nich. Zapach tytoniu rozniósł się w powietrzu, skutecznie podrażniając
jego nozdrza. Poczuł głód nikotynowy, mimo że wypalił swojego peta niecałe
dziesięć minut wcześniej.
Nie lubił kiedy się truła. Mimo że ich znajomość nie
była wystarczająco długa, zdążył zauważyć, że Olivia pali niczym smok. Może to
była kwestia przyzwyczajenia? Głupi nałóg towarzyszący na każdym kroku, który
pozwalał spokojniej przebrnąć przez wyboistą rzeczywistość?
Ponownie wypuszczając z ust biały dym, odgarnęła
niesforny kosmyk, który pod wpływem wiatru przyczepił się do bladego czoła. Tym
samym odsłoniła drobne kolczyki w kształcie kuleczek. Ich żółty kolor mienił
się w blasku jesiennego słońca. Zayn uśmiechnął się pod nosem, na chwilę
zapominając o białej rurce między jej wargami. Wręczy jej pudełeczko z biżuterią
z okazji jej dwudziestych urodzin. Czy tak i tak dowiedział się o nich cudem.
Siedzieli wtedy u niej w mieszkaniu. Livia krzątała
się przy kuchence kończąc zmywanie naczyń, kiedy z jej telefonu zaczęła grać
przyjazna melodia. Dziewczyna oderwała się od aneksu i przejechawszy palcem po
ekranie urządzenia przeczytała wiadomość. Prychnęła pod nosem, po czym
wystukała kilka słów na klawiaturze. Telefonu zetknął się z chłodnym blatem,
wędrując na jego drugi koniec tuż obok pijącego herbatę Zayna. Olivia nie
zablokowała klawiatury, więc chłopak kątem oka mógł zerknąć na wiadomość. Wszystkiego
najlepszego! Wtedy szybko zerwał się z krzesła mówiąc, że zaraz wraca. Po
wyjściu z kamienicy wstąpił do sklepu jubilerskiego kilka przecznic dalej i
kupił polecone przez sprzedawczynię kolczyki. Za godzinę był z powrotem w
mieszkaniu dziewczyny. Mimo jej ciągłych oporów, ostatecznie przyjęła podarunek
i od tamtej pory jej uszy zdobiły dwie żółte kuleczki.
Potrząsnął głową ponownie skupiając się na dymiącym
papierosie.
Sam
zaskoczony swoją reakcją, jednym ruchem ręki wyrwał jej biały rulonik z dłoni, po
czym wrzucił do morza. Osłupienie wymalował się na jej twarzy. Spojrzała na
niego z widoczną wściekłością w szarych tęczówkach.
- Co to do cholery miało być? - zapytała z wyrzutem,
unosząc do góry brwi. Już miał kontynuować, gdy czyjś głos pokrzyżował jej
plany.
Mężczyzna przebrany za klauna paradował po pomoście z
naręczem róż.
- Kwiaty dla pięknej Pani - zwrócił się w stronę
brunetki, która niemal jak na zawołanie oblała się rumieńcem.
- Dz-dziękuję -wyjąkała, przyjmując bukiet
herbacianych róż.
- Będą pasowały do kolczyków - uśmiechnął się ciepło,
po czym wrócił do swojej pracy.
Livia z niemałym szokiem wpatrywała się w bladożółte
płatki kwiatów. Podniosła je ku górze, muskając kielichami swój lekko zadarty
nosek, by poczuć przyjemny zapach. Przymknęła powieki, napawając się słodką
wonią.
- Nie powinienem Ci dawać tych kolczyków. Przyciągają
zbyt dużo obcych facetów -prychnął pod nosem Zayn, z rozbawieniem obserwując
jak zachwyt ustępuje miejsca obojętności na jej alabastrowej buzi.
- A co, zazdrosny? - zapytała zaczepnie, prostując
zagiętą łodygę.
- Wydaje Ci się. - Pokiwała głową, śmiesznie wydymając
usta. - No dobra, może trochę - odparł cicho, dalej z uśmiechem obserwując ile
radości sprawił Livii zwyczajny bukiet kwiatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz