Od autorki: Chciałam przeprosić, bo ten rozdział jest wyjątkowo smętny. I prócz kolejnego wspomnienia, nie wnosi zupełnie nic. Plus nie mam pojęcia co się stało z akapitami, że ich układ jest tak dziwny i czcionka jest zmieniona. Spróbuję coś z tym zrobić! : )
Zapach lakieru do włosów rozniósł się po pomieszczeniu,
kiedy stylistka prysła nim na jego sterczące kosmyki włosów, by w jakikolwiek
sposób doprowadzić je do ładu. Przymknął oczy, ratując je przed zetknięciem się
z preparatem jednocześnie uspokajając kołaczące myśli związane z wywiadem.
Od samego początku nie podobał mu się ten pomysł ze
względu na obecną sytuację. Najzwyczajniej nie mógł skupić się na niczym innym
niż na leżącej w szpitalu Livii. Od tamtego momentu zaczął stronić od ludzi.
Rzadziej udzielał wywiadów, czy też pojawiał się na jakichś eventach. Nie
skupiał się należycie, a gdzie tylko nie spojrzał widział jej smutną twarz.
Dodatkowo budził się w nim jakiś lęk, że któryś z reporterów może zapytać o
dziewczynę, czego w żadnym wypadku nie mógłby znieść.
- Dasz radę - poklepał go po ramieniu Nialler,
wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu. - A teraz chodź, bo na nas już czas.
Siedząc w wielkim studiu nagraniowym przed
kilkudziesiącioma parami oczu i dwójką eleganckich prezenterów czuł się
wyjątkowo nieswojo. Każdy jego ruch był czujnie śledzony przez przemieszczające
się kamery oraz spojrzenia publiki. Pocieszał się jedynie tym, że gdy już miał
wchodzić na salę, Harry powstrzymał go na kilka sekund, by zapewnić go, że nie
musi odzywać się zbyt często. Tym samym chciał odciążyć Zayna, by ten udzielał
odpowiedzi tylko i wyłącznie na pytania skierowane typowo do niego.
Gdy zapaliła się czerwona lampeczka na głównej kamerze
wiedział, że nie ma już odwrotu. Po wstępnym przemówieniu starszej kobiety w
platynowym odcieniu blondu, której usta podkreślone był karminową szminką, rozpoczęło
się przesłuchanie. Między poszczególne odpowiedzi wypowiedzi wysoki mężczyzna
wplatał komentarze zachwalające zespół, na co wyczytując z twarzy chłopaków,
każdy miał ochotę przewrócić oczami. Nie mieli nic przeciwko temu, jednakże
nagminnie powtarzające się słowa, doprowadzały ich do coraz większej irytacji.
Tak jak było zaplanowane, Malik odzywał się
sporadycznie jednocześnie starając się to nadrobić posyłaniem uśmiechów w
stronę fanek. Widział, że one również dużo tracą na tej sytuacji, bowiem on sam
ograniczył wyjścia publiczne do minimum, przez co spotkanie go na ulicy, bądź
też możliwość zrobienia sobie z nim zdjęcia była poważnym wyzwaniem.
Zayn zaczął się oddalać od przyjaciół jak i całego
otoczenia, przez co zaczął być postrzegany jako samotnik. A on najzwyczajniej
zamykał się w bańce pełnej bólu i żalu, gdzie sam próbował pogodzić się z
zaistniałą sytuacją. Przebywanie samemu po pewnym czasie zaczęło się negatywnie
na nim odbijać, skutkując między innymi wybuchami gniewu. Brunet zdawał sobie
sprawę z tego, że fanki się o niego troszczą i wiedział również, że mimo iż nie
mają pojęcia o większości spraw, to najzwyczajniej się o niego boją. Wiele razy
spotykał również artykuły w jakiś gazetach czy też wiadomości pisane na
serwisach społecznościowych, w których fani prosili o jego powrót.
Zamyślenia wytrwało go szturchnięcie Stylesa. Zamrugał
kilkakrotnie, starając się już skupić na słowach dziennikarzy. Kiedy już w
miarę oswoił się z obecnym położeniem, wydarzyło się to, czego najbardziej się obawiał.
Jedno zdanie, które ponownie sprowadziło go do jaskini wspomnień. Kilka słów,
ponownie uderzających w duszę.
- Zayn, a co
z dziewczyną, która widywana była wielokrotnie przy Twoim boku?
Paul zaciśniętą pięścią uderzył o chłodną ścianę
garderoby, tym samym wypuszczając z dłoni plik kartek, która pofrunęły po całym
pomieszczeniu.
- Przecież mieli o nią nie pytać! Była umowa! - warknął,
podnosząc ostre spojrzenie na ekran telewizora wiszącego na ścianie.
Wszyscy zebrani w garderobie wstrzymali oddech,
wyczekująco wpatrując się w pobladłą twarz Zayna.
- No powiedz coś - szeptała Lou, przysłaniając sobie
usta dłonią. Cisza, która zapadła po obu stronach była przerywana przez głośne
uderzenia serc, bądź też odchrząkiwanie kogoś na widowni. Cała ekipa spuściła
wzrok na podłogę wiedząc, że nic już nie może tego odwrócić. Kiedy wydawało
się, że pytanie zostanie przemilczane, a Louis szykował się do uratowania
sytuacji jakimś stwierdzeniem lub kłamstwem, niespodziewanie odezwał się Malik:
- Obawiam się, że już nas razem nie zobaczycie.
Po skończonym wywiadzie Zayn nie pofatygował się nawet
by stanąć do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia. Szybko uciekł ze sceny i mijając
garderobę złapał za skórzaną kurtkę wiszącą na fotelu. Narzuciwszy ją na
ramiona skierował się do wyjścia ze studia nie zważając na wołanie swojego
imienia. Szedł długim korytarzem, dłonie chowając w kieszeniach. Głosy
przyjaciół co chwila traciły lub też przybierały na głośności odbijając się od
ciemnych ścian holu. Stukot butów o śliską nawierzchnię roznosił się po wnęce
oświetlanej przez blade lampy.
Ktoś za nim biegł. Szybciej i szybciej. Coraz bliżej i
bliżej, aż wreszcie silne dłonie spoczęły na jego ręce, szarpiąc za nią z całej
siły. Ze wściekłością odwrócił się w stronę natręta, który nie chciał zostawić
go w spokoju, ciskając w niego żywym ogniem już na powitanie.
Harry stał przed nim z poważnym
wyrazem twarzy i pełnymi troski tęczówkami.
- Daj spokój, Zayn. Porozmawiajmy. Nie uciekaj znowu - odezwał się ochrypłym głosem.
- Odwalcie się już, co? - warkną od
razu, wyrywając dłoń z silnego uścisku. - Dajcie Wy mi już święty spokój, bo te
wszystkie próby za każdym razem kończą się fiaskiem. Nie widzicie tego? Wszyscy
wiemy, że będą o nią pytać. I wszyscy wiemy, że prawdopodobnie ona nie wróci.
Nie wróci do mnie, rozumiesz?! - krzyczał na całe gardło akcentują każde słowo.
Jego długa szyja oplotła się gałęziami niebieskich żył, w których pulsowała
wrząca ze wściekłości krew.
Nie czekał już na odpowiedź, tylko
jednym susem znalazł się przy tylnych drzwiach, znikając za ich chodną
powierzchnią. Mocno przyciągnął materiał skórzanej kurtki do wychłodzonego
ciała, prawą ręką dodatkowo sięgając do jednej z kieszeni. Wyciągnął z niej
paczkę mentolowych papierosów i żółtą zapalniczkę.
W tamtym
momencie było mu wszystko jedno czy go ktoś przyłapie albo też zwróci uwagę.
Nie przejmował się, że jest to już piąta trucizna wypalana w ciągu tego dnia.
Szedł przed siebie stanowczo stawiając kroki, jednocześnie starając się
podpalić zakończenie białej rurki. Kiedy wreszcie mu się to udało westchnął z uznaniem,
czując ulgę jaka rozprowadzała się po jego płucach. Machinalnie sięgną ponownie
do spodni, by wrzucić do nich zapalniczkę. Odchylając głowę w tył wypuścił z
ust obłoczek bladego dymu, który rozlał się w mroźnym powietrzu. Czekoladowymi
tęczówkami rozglądnął się po okolicy, próbując zorientować się gdzie obecnie
się znajduje.
Krótkie
odtworzenie w pamięci terenu i nie czekając długo, skręcił w jedną z uliczek.
Ruch był
niewielki. Z kiosku wyglądała starsza kobieta, która podpierając się na
wystawowym parapecie, starała się poukładać porozrzucane gazety. Listonosz
przemierzał chodnik co po chwila zatrzymując się przy furtkach ze skrzynkami.
Pojedyncze samochody czasem przecinały szosę skręcając na parkingi pojedynczych
blokowisk, a małe dzieci ubrane w grube kurtki, bawiły się na strzeżonych
placach zabaw.
Włóczył
stopy jedna za drugą po krzywym chodniku, co chwila przykładając filtr do ust i
wchłaniając do płuc trującą nikotynę. Z jego ust ulatywały obłoczki szarego
dymu, które smagane przez zimny wiatr szybko zanikały. Palcem wskazującym
nerwowo strzepywał resztki wypalonego papierosa wprost na ziemię. Kiedy
zmuszony był już wyrzucić niedopałek, z ledwością powstrzymał się przed
sięgnięciem po kolejny biały rulonik.
Nie mógł
sobie już na to pozwolić.
Zacisnął
palce na wewnętrznym materiale kieszeni jeansów i ze spuszczoną głową
maszerował przez obskurne osiedla. Obrazy z przeszłości ponownie przesuwały się
po jego zamglonym umyśle, powodując ścisk w gardle. Nie mógł wyrzucić z głowy
jej dźwięcznego śmiechu, którym nie było mu dane się często cieszyć. Gdy
przymykał na chwile powieki, widział jej szare, przenikliwe oczy. Czasem
błyszczały w blasku słońca, a czasem spowite były szarą warstwą słonych łez, ale
nigdy się nie uśmiechały. Mimo że na jej usta wkradał się niekiedy uśmiech, nie
docierał on do jej oczu. Zawsze pozostawały takie same. Zasnute zamyśleniem,
bólem i nostalgią.
Sam był
zdziwiony, że dopiero teraz sobie to uświadomił. Teraz, kiedy na dobrą sprawę
nie może ponownie spojrzeć w jej blade tęczówki. Chociaż kiedy sięgnął pamięcią
do najgłębszych zakamarków umysłu, nalazł kilka chwil, które pozwoliły kotarze
smutku rozsunąć się i ukazać promienne, duże oczy Livii. Jak na ironię
wydarzenia, które to spowodowały były związane z jej własnymi wspomnieniami,
które potrafiły wyciągnąć ją na ułamek sekundy z depresyjnej rzeczywistości,
kiedy jego wspomnienia kiereszowały za każdym razem życiodajną pompę i kopały
większy grób dla jego zranionej egzystencji.
Nie
zauważył kiedy lawirował między zaparkowanymi pojazdami by przedrzeć się na
drugą stronę jednego z blokowisk. Wtedy właśnie usłyszał niewyraźny głos
dobiegający zza jego pleców. Najpierw postanowił go zignorować, lecz kiedy
osoba ta nie dawała za wygraną przystanął na chwilę, odwracając głowę. Jego
oczom ukazała się wysoka blondynka, niższa od niego tylko o pół głowy. Jej
jasne kosmyki upięte były w wysokiego kucyka odsłaniając tym samym przekłute
kilka razy uszy.
Przewrócił
oczami zdając sobie sprawę, że to prawdopodobnie kolejna fanka, która namolnie
będzie jęczała mu nad uchem prosząc o autograf i zdjęcie.
- Zayn! Zayn, ja przepraszam, że tak cię
napastuję, ale chciałam ci tylko coś powiedzieć - wysapała, próbując opanować
oddech po małym pościgu. Złapała za rękawy granatowej bluzki, ściągając ją
niżej na nadgarstki i poprawiając kosmyk włosów za ucho, poniosła speszone, niebieskie
spojrzenie. Sfrustrowanie powoli odchodziło w cień, a na jego miejscu pojawiała
się ciekawość, która w pełni napełniła czekoladowe tęczówki. –Prawdopodobnie to
dla Ciebie ciężki okres i nie chcę tutaj mówić, że wiem jak się czujesz, bo
prawdopodobnie nie wiem. Nie wiem też, co dokładnie się dzieje w twoim życiu.
Ale każdy z nas takie wydarzenia przeżywa na swój sposób. Jednak chciałam żebyś
wiedział, że jesteśmy z Tobą. Wszyscy. I nie poddawaj się, bo to przecież nie
na tym polega. Póki będziesz silny, wszystko się będzie jakoś układało. Zawsze
to ty, a właściwie twoje słowa czy gesty podtrzymywały mnie jak i pewnie nie
jedną fankę przy granicy załamania. Nieświadomie nas ratowałeś, więc teraz
pozwól, żebyśmy to my pomogły tobie. Nie wiem jak i moje głupie zapewnienia jak
na razie muszą wystarczyć, ale będzie dobrze, Zayn. Musi być dobrze, tylko w to
uwierz, proszę cię - szeptała już resztkami sił, cały czas szarpiąc za rękaw.
Stał tam cały czas, a z każdą sekundą jego oczy otwierały
się szerzej. W sercu gościła nowa nadzieja, która wypełniała go po czubek
głowy. Po skończonym monologu zamrugał kilkakrotnie, po czym przytulił
blondynkę do swojego ciała, chociaż tak mogą podziękować za słowa otuchy. Kiedy
po zamienieniu jeszcze kilku zdań i
zrobieniu jednak pamiątkowego zdjęcia, niebieskooka pomachała nieśmiało,
odwracając się i ruszając przed siebie.
Wtedy w ostatnich promieniach słońca błysnęło coś na jej
nadgarstku. Wytężył wzrok, usiłując dostrzec co powoduje odbijanie się światła.
I wtedy właśnie zobaczył niewielką, srebrną bransoletkę zawiniętą na wystającej
kości. Przypięta była do niej mała zawieszka w kształcie trójkąta, która
podrygiwała z każdym ruchem.
Ponownie poczuł przypływ gorąca oraz palenie w okolicach
karku. Przyjemne uczucie, które zalęgło jego wnętrzu przez ostatnie kilkanaście
minut nagle wyparowało. Znowu zapukała trwoga i wyrzuty sumienia, a to wszystko
przez kawałek srebra, z którym wiązało się jedno ze wspomnień.
~~
Gwar popołudniowego Londynu odbijał się od jasnych szyb
wysokiej kamienicy. Krople deszczu osiadły na zimnej tafli i leniwie spływały w
stronę parapetu. Po ulicy rozciągającej się w dole budynku od czasu do czasu
przemykały bujne czupryny chowane pod materiałami kapturów lub parasoli. W
kilku oknach bloku naprzeciwko paliły się lampki, które swoim światłem rzucały
różnorakie smugi. Ciemne chmury przysłoniły jasne niebo zwiastując rychły
powrót deszczu.
Chłodny
oddech wiatru poruszał złotymi liśćmi, wznosząc je na wysokość kominów i anten
satelitarnych gdzie wirowały wokół pojedynczych elementów, by po chwili
ponownie opaść wprost pod ciężkie podeszwy przechodniów. Bure gołębie przecinały nostalgiczne obłoki
sfruwając na kolejne balkony czy też dachy.
Ciepło emitowane przez kaloryfer zamontowany tuż pod
parapetem kuchennym przyjemnie rozlewało się po pomieszczeniu. Zwiewna firanka
lała się z krótkich karniszów, sięgając tym samym do połowy ramy okiennej.
Żółte światło lampy rozjaśniało szarość typową dla tej jesiennej pory. Wnęka w
której ustawiony był stolik i krzesła przyobleczona była ozdobną tapetą z
zielonym bluszczem oraz pnączami winorośli, przez co odnosiło się wyraźne
wrażenie, że nie siedzi się w czterech ścianach domu, a w przeszklonej altanie
na środku ogrodu bądź też na ganeczku domu z widokiem na sad.
Livia chwyciła za uszka dwóch kubków, po czym postawiła
je na drewnianym blacie. Jedno z naczynek podsunęła niemal pod sam nos Zaynowi,
natomiast do drugiego z nich nasypała jedną łyżeczkę cukru. Leniwymi ruchami
stukała drobną łyżeczką o ścianki porcelany. Nachyliła się nad parującą cieczą,
wydychając cytrusowy aromat.
Malik natomiast siedział z dłońmi założonymi na stole i
czekoladowym spojrzeniem utkwionym w krajobrazie za szybą. Nie drgnął nawet gdy
nagrzana powierzchnia kubka niemal stykała się z fakturą jego oliwkowej skóry.
Jego profil charakteryzował się wyraźnie zarysowaną linią szczęki, która w
tamtym momencie była jeszcze bardziej uwydatniona.
Olivia nie widziała w jaki sposób sprowadzić chłopaka do
żywych, dlatego też rządząc się jego herbatą, wyciągnęła piramidowy woreczek,
kładąc go na owalnym talerzyku i złapała za cukierniczkę.
- Dwie
tak jak zawsze? – zapytała obojętnie trzymając kopiatą łyżkę z białymi
kryształkami nad taflą cieszy. Brunet gwałtownie poruszył ramionami na dźwięk
jej delikatnego głosu, momentalnie przenosząc wzrok na jej pytającą twarz.
- Tak,
poproszę - odparł wzdychając ciężko. Kolejne kilka minut ponownie upłynęło w
akompaniamencie jedynie przytłumionych hałasów ulicy.
Szarooka
spokojnie wodziła opuszkami palców po wzorkach na porcelanowych brzegach kubka.
Nie przeszkadzała jej zalegająca pozornie cisza, ponieważ przez tyle lat
zdążyła się do niej przyzwyczaić. Tak jak do bólu.
Jeżeli
pojawia się on notorycznie możesz nauczyć się z nim żyć, ponieważ nie masz
innego wyboru. Cierpienie fizycznie jest
o tyle prostsze, że w większości przypadków pomagają środki przeciwbólowe.
Psychiczna katorga jest trudniejsza. Wszystkie myśli i wspomnienia uderzając do
podświadomości, kiereszując ją ostrymi kawałkami prawdy oraz bólu. I najzwyczajniej nie ma od tego ucieczki.
Jesteś zmuszony widzieć przed oczami momenty, które chciałeś zostawić daleko za
sobą. Zakopać gdzieś w podziemiach i nie wracać do nich, chociażby się waliło
czy też paliło. Na próżno.
- Dobrze
się czujesz? - znienacka zwracając ponownie całą jej uwagę. Sam był skupiony na
analizowaniu własnych spraw do tego stopnia, że nie zauważył jak Livia w pewnym
sensie również się odcięła.
Jego
aktualnym problemem było kłamstwo wobec właśnie szarookiej, chociaż dla niego
to w dalszym ciągu było tylko zatajenie prawdy. Było mu coraz ciężej utrzymywać
swoją tajemnicę i podświadomie czuł, że już niebawem wszystko się wyda, dlatego
też intensywnie myślał czy nie wyjawić wszystkiego już na dniach, by oszczędzić
dziewczynie dodatkowego rozczarowania, a tym samym podratować swoją tonącą
opinię.
- Tak - odpowiedziała
szeptem, odkładając kubek na blat stołu, na którym położyła następnie swoje
dłonie. Odkrząknęła cicho, by zrobić coś, co zdecydowanie odbiegało od jej wcześniejszego
zachowania.- Ale nie mogę tego chyba powiedzieć o Tobie.
- Nie,
nie. Wydaje Ci się. Wszystko jest przecież w porządku - zaczął się szybko
wykręcać. Odchylił się na krześle i zaplótłszy ręce na piersi ze
skonsternowaniem spojrzał na nią. Trwała w dalszym ciągu w takiej samej pozie
nie będąc przekonaną w ani jednym stopniu co do prawdziwości jego słów.
Podchwytując kpiące spojrzenie jęknął w duchu.
- Poważnie,
Liv. Wszystko jest okay. Nie musisz się o mnie martwić.
Na te słowa przewróciła oczami.
- Skoro
tak uważasz. Ale daj znać kiedy zaczniesz mieć mentalną chandrę. Znacznie
lepiej umiera się wewnętrznie we dwoje przy gorącej czekoladzie niż samemu w
brudnym kącie. Wiem z doświadczenia. - Teraz to ona wzruszyła ramionami. Zayn
nie wiedział co powiedzieć. Kilak razy w głowie analizował jej słowa, jednak w
dalszym ciągu przygniatały go swoją wartością. To było absurdalne, żeby
powiedział jej o wszystkim właśnie teraz, bez żadnego przygotowania. Wszystko
byłoby już dramatycznie pogrzebane na samym wstępie. Chociaż przecież przy
takim zachowaniu i okolicznościach cała ta paradoksalna sytuacja była skazana
na niepowodzenie od samego początku!
Spojrzał na jej zaplecione dłonie, która zacięcie skubały
materiał swetra. Spod szarego materiału wystawała srebra nitka z zawieszonym,
małym trójątem. Przechylił głowę w prawo uważnie się jej przyglądając. Dopiero
teraz zdał sobie sprawę, że przecież ta minimalistyczna ozdoba zawsze oplatała
jej chudy nadgarstek. Dziewczyna napotykając jego zaciekawione tęczówki, powiodła
wzrokiem tuż do miejsca, gdzie brąz jego oczu wypalał wręcz dziurę w jej
skórze. Gdy uświadomiła sobie co ta naprawdę go zaintrygowało, drobna biżuteria
zaczęła parzyć fakturę alabastru okrywającą kość nadgarstka. Wspomnienia
zaczęły ponownie wracać, rozpamiętując to co najbardziej bolesne.
- Ładna
bransoletka - odezwał się wreszcie, niepewnie palcem odgarniając materiał
swetra. Olivia zaraz jednak zareagowała zabierając rękę. Nie lubiła być
dotykana. Nie potrafiła do tego przywyknąć, dlatego też zawsze kiedy ludzie
próbowali musnąć jej ciało robiła gwałtownie ruchy bądź też dostawała
całkowitego paraliżu. Tym razem jednak taka reakcja była wywołana wartością
jaką ze sobą niósł ten kawałek srebra.
- Dziękuję.
Dostałam ją od mamy - szepnęła, zaciskając drugą dłoń wokół zimnej biżuterii.
Malik
zamarł na chwilę, wiedząc że nieświadomie poruszył drażliwy temat, dlatego też
postanowił już się na ten temat nie odzywać. Ku jego zaskoczeniu, to właśnie
Livia w dalszym ciągu go ciągnęła, co bardzo się mu spodobało, bo wyjawiała mu
tajemnicę, bez zbędnego proszenia. - Podarowała mi ją na szesnaste urodziny. - Tutaj
jej małe usta lekko się rozchyliły w wyniku krótkiego uśmiechu. - Wręczyła mi
zapakowane pudełeczko na dwa tygodnie przed właściwą datą, bo później stwierdziła,
że prawdopodobnie będzie tyle zamieszania, że zapomni. Tydzień później już nie
żyła - skończyła siląc się na jak najspokojniejszy ton. Kruczoczarne kosmyki
zsunęły się zza ucha, przysłaniając zaróżowiałe z emocji policzki.
- Och. -
Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
Zaraz poruszył jakiś bezsensowny temat, by dziewczyna nie
myślała dużo o swojej przeszłości. By te czarne chmury ponownie zostały
odgonione, a na jej twarzy zagościł promienny uśmiech. I tak się właśnie stało.
Dzięki któremuś z jego spalonych dowcipów panna Spencer wybuchła donośnym
śmiechem, którego tak dawno nie słyszał.
Feralna srebrna bransoletka jednak zakodowała się w jego
podświadomości aż do samego końca. Wtedy kiedy zapomniała jej wziąć od niego z
domu zdało się, że będzie ogień na dachu. Kiedy spacerowali po uśpionym
Londynie, a malutki trójkąt pobłyskiwał w świetle pomarańczowych latarni. Kiedy
spokojnie rozmawiali siedząc na kanapie. Podczas jednego ze wspólnych wyjazdów.
Zawsze podrygiwała w rytmie jej ciała, kołyszącego się w trakcie chodu. Kiedy
kreśliła ołówkiem kolejną pracę na pustym papierze. Już na zawsze kawałeczek
srebra miał miejsce na jego stoliku
nocnym i przypominał mu o jej szarych, smutnych tęczówkach i tym ukochany,
melodyjnym śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz