piątek, 1 sierpnia 2014

9.


Od autorki: Chciałam przeprosić, bo ten rozdział jest wyjątkowo smętny. I prócz kolejnego wspomnienia, nie wnosi zupełnie nic. Plus nie mam pojęcia co się stało z akapitami, że ich układ jest tak dziwny i czcionka jest zmieniona. Spróbuję coś z tym zrobić! : ) 



Zapach lakieru do włosów rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy stylistka prysła nim na jego sterczące kosmyki włosów, by w jakikolwiek sposób doprowadzić je do ładu. Przymknął oczy, ratując je przed zetknięciem się z preparatem jednocześnie uspokajając kołaczące myśli związane z wywiadem.
Od samego początku nie podobał mu się ten pomysł ze względu na obecną sytuację. Najzwyczajniej nie mógł skupić się na niczym innym niż na leżącej w szpitalu Livii. Od tamtego momentu zaczął stronić od ludzi. Rzadziej udzielał wywiadów, czy też pojawiał się na jakichś eventach. Nie skupiał się należycie, a gdzie tylko nie spojrzał widział jej smutną twarz. Dodatkowo budził się w nim jakiś lęk, że któryś z reporterów może zapytać o dziewczynę, czego w żadnym wypadku nie mógłby znieść.
- Dasz radę - poklepał go po ramieniu Nialler, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu. - A teraz chodź, bo na nas już czas.
Siedząc w wielkim studiu nagraniowym przed kilkudziesiącioma parami oczu i dwójką eleganckich prezenterów czuł się wyjątkowo nieswojo. Każdy jego ruch był czujnie śledzony przez przemieszczające się kamery oraz spojrzenia publiki. Pocieszał się jedynie tym, że gdy już miał wchodzić na salę, Harry powstrzymał go na kilka sekund, by zapewnić go, że nie musi odzywać się zbyt często. Tym samym chciał odciążyć Zayna, by ten udzielał odpowiedzi tylko i wyłącznie na pytania skierowane typowo do niego.
Gdy zapaliła się czerwona lampeczka na głównej kamerze wiedział, że nie ma już odwrotu. Po wstępnym przemówieniu starszej kobiety w platynowym odcieniu blondu, której usta podkreślone był karminową szminką, rozpoczęło się przesłuchanie. Między poszczególne odpowiedzi wypowiedzi wysoki mężczyzna wplatał komentarze zachwalające zespół, na co wyczytując z twarzy chłopaków, każdy miał ochotę przewrócić oczami. Nie mieli nic przeciwko temu, jednakże nagminnie powtarzające się słowa, doprowadzały ich do coraz większej irytacji.
Tak jak było zaplanowane, Malik odzywał się sporadycznie jednocześnie starając się to nadrobić posyłaniem uśmiechów w stronę fanek. Widział, że one również dużo tracą na tej sytuacji, bowiem on sam ograniczył wyjścia publiczne do minimum, przez co spotkanie go na ulicy, bądź też możliwość zrobienia sobie z nim zdjęcia była poważnym wyzwaniem.
Zayn zaczął się oddalać od przyjaciół jak i całego otoczenia, przez co zaczął być postrzegany jako samotnik. A on najzwyczajniej zamykał się w bańce pełnej bólu i żalu, gdzie sam próbował pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Przebywanie samemu po pewnym czasie zaczęło się negatywnie na nim odbijać, skutkując między innymi wybuchami gniewu. Brunet zdawał sobie sprawę z tego, że fanki się o niego troszczą i wiedział również, że mimo iż nie mają pojęcia o większości spraw, to najzwyczajniej się o niego boją. Wiele razy spotykał również artykuły w jakiś gazetach czy też wiadomości pisane na serwisach społecznościowych, w których fani prosili o jego powrót.
Zamyślenia wytrwało go szturchnięcie Stylesa. Zamrugał kilkakrotnie, starając się już skupić na słowach dziennikarzy. Kiedy już w miarę oswoił się z obecnym położeniem, wydarzyło się to, czego najbardziej się obawiał. Jedno zdanie, które ponownie sprowadziło go do jaskini wspomnień. Kilka słów, ponownie uderzających w duszę.
- Zayn, a co z dziewczyną, która widywana była wielokrotnie przy Twoim boku?

Paul zaciśniętą pięścią uderzył o chłodną ścianę garderoby, tym samym wypuszczając z dłoni plik kartek, która pofrunęły po całym pomieszczeniu.
- Przecież mieli o nią nie pytać! Była umowa! - warknął, podnosząc ostre spojrzenie na ekran telewizora wiszącego na ścianie.
Wszyscy zebrani w garderobie wstrzymali oddech, wyczekująco wpatrując się w pobladłą twarz Zayna.
- No powiedz coś - szeptała Lou, przysłaniając sobie usta dłonią. Cisza, która zapadła po obu stronach była przerywana przez głośne uderzenia serc, bądź też odchrząkiwanie kogoś na widowni. Cała ekipa spuściła wzrok na podłogę wiedząc, że nic już nie może tego odwrócić. Kiedy wydawało się, że pytanie zostanie przemilczane, a Louis szykował się do uratowania sytuacji jakimś stwierdzeniem lub kłamstwem, niespodziewanie odezwał się Malik:
- Obawiam się, że już nas razem nie zobaczycie.

Po skończonym wywiadzie Zayn nie pofatygował się nawet by stanąć do wspólnego, pamiątkowego zdjęcia. Szybko uciekł ze sceny i mijając garderobę złapał za skórzaną kurtkę wiszącą na fotelu. Narzuciwszy ją na ramiona skierował się do wyjścia ze studia nie zważając na wołanie swojego imienia. Szedł długim korytarzem, dłonie chowając w kieszeniach. Głosy przyjaciół co chwila traciły lub też przybierały na głośności odbijając się od ciemnych ścian holu. Stukot butów o śliską nawierzchnię roznosił się po wnęce oświetlanej przez blade lampy.
Ktoś za nim biegł. Szybciej i szybciej. Coraz bliżej i bliżej, aż wreszcie silne dłonie spoczęły na jego ręce, szarpiąc za nią z całej siły. Ze wściekłością odwrócił się w stronę natręta, który nie chciał zostawić go w spokoju, ciskając w niego żywym ogniem już na powitanie.
            Harry stał przed nim z poważnym wyrazem twarzy i pełnymi troski tęczówkami.
- Daj spokój, Zayn. Porozmawiajmy. Nie uciekaj znowu - odezwał się ochrypłym głosem.
- Odwalcie się już, co? - warkną od razu, wyrywając dłoń z silnego uścisku. - Dajcie Wy mi już święty spokój, bo te wszystkie próby za każdym razem kończą się fiaskiem. Nie widzicie tego? Wszyscy wiemy, że będą o nią pytać. I wszyscy wiemy, że prawdopodobnie ona nie wróci. Nie wróci do mnie, rozumiesz?! - krzyczał na całe gardło akcentują każde słowo. Jego długa szyja oplotła się gałęziami niebieskich żył, w których pulsowała wrząca ze wściekłości krew.
Nie czekał już na odpowiedź, tylko jednym susem znalazł się przy tylnych drzwiach, znikając za ich chodną powierzchnią. Mocno przyciągnął materiał skórzanej kurtki do wychłodzonego ciała, prawą ręką dodatkowo sięgając do jednej z kieszeni. Wyciągnął z niej paczkę mentolowych papierosów i żółtą zapalniczkę.
W tamtym momencie było mu wszystko jedno czy go ktoś przyłapie albo też zwróci uwagę. Nie przejmował się, że jest to już piąta trucizna wypalana w ciągu tego dnia. Szedł przed siebie stanowczo stawiając kroki, jednocześnie starając się podpalić zakończenie białej rurki. Kiedy wreszcie mu się to udało westchnął z uznaniem, czując ulgę jaka rozprowadzała się po jego płucach. Machinalnie sięgną ponownie do spodni, by wrzucić do nich zapalniczkę. Odchylając głowę w tył wypuścił z ust obłoczek bladego dymu, który rozlał się w mroźnym powietrzu. Czekoladowymi tęczówkami rozglądnął się po okolicy, próbując zorientować się gdzie obecnie się znajduje.
Krótkie odtworzenie w pamięci terenu i nie czekając długo, skręcił w jedną z uliczek.
Ruch był niewielki. Z kiosku wyglądała starsza kobieta, która podpierając się na wystawowym parapecie, starała się poukładać porozrzucane gazety. Listonosz przemierzał chodnik co po chwila zatrzymując się przy furtkach ze skrzynkami. Pojedyncze samochody czasem przecinały szosę skręcając na parkingi pojedynczych blokowisk, a małe dzieci ubrane w grube kurtki, bawiły się na strzeżonych placach zabaw.
Włóczył stopy jedna za drugą po krzywym chodniku, co chwila przykładając filtr do ust i wchłaniając do płuc trującą nikotynę. Z jego ust ulatywały obłoczki szarego dymu, które smagane przez zimny wiatr szybko zanikały. Palcem wskazującym nerwowo strzepywał resztki wypalonego papierosa wprost na ziemię. Kiedy zmuszony był już wyrzucić niedopałek, z ledwością powstrzymał się przed sięgnięciem po kolejny biały rulonik.
Nie mógł sobie już na to pozwolić.
Zacisnął palce na wewnętrznym materiale kieszeni jeansów i ze spuszczoną głową maszerował przez obskurne osiedla. Obrazy z przeszłości ponownie przesuwały się po jego zamglonym umyśle, powodując ścisk w gardle. Nie mógł wyrzucić z głowy jej dźwięcznego śmiechu, którym nie było mu dane się często cieszyć. Gdy przymykał na chwile powieki, widział jej szare, przenikliwe oczy. Czasem błyszczały w blasku słońca, a czasem spowite były szarą warstwą słonych łez, ale nigdy się nie uśmiechały. Mimo że na jej usta wkradał się niekiedy uśmiech, nie docierał on do jej oczu. Zawsze pozostawały takie same. Zasnute zamyśleniem, bólem i nostalgią.
Sam był zdziwiony, że dopiero teraz sobie to uświadomił. Teraz, kiedy na dobrą sprawę nie może ponownie spojrzeć w jej blade tęczówki. Chociaż kiedy sięgnął pamięcią do najgłębszych zakamarków umysłu, nalazł kilka chwil, które pozwoliły kotarze smutku rozsunąć się i ukazać promienne, duże oczy Livii. Jak na ironię wydarzenia, które to spowodowały były związane z jej własnymi wspomnieniami, które potrafiły wyciągnąć ją na ułamek sekundy z depresyjnej rzeczywistości, kiedy jego wspomnienia kiereszowały za każdym razem życiodajną pompę i kopały większy grób dla jego zranionej egzystencji.
Nie zauważył kiedy lawirował między zaparkowanymi pojazdami by przedrzeć się na drugą stronę jednego z blokowisk. Wtedy właśnie usłyszał niewyraźny głos dobiegający zza jego pleców. Najpierw postanowił go zignorować, lecz kiedy osoba ta nie dawała za wygraną przystanął na chwilę, odwracając głowę. Jego oczom ukazała się wysoka blondynka, niższa od niego tylko o pół głowy. Jej jasne kosmyki upięte były w wysokiego kucyka odsłaniając tym samym przekłute kilka razy uszy.
Przewrócił oczami zdając sobie sprawę, że to prawdopodobnie kolejna fanka, która namolnie będzie jęczała mu nad uchem prosząc o autograf i zdjęcie.
-  Zayn! Zayn, ja przepraszam, że tak cię napastuję, ale chciałam ci tylko coś powiedzieć - wysapała, próbując opanować oddech po małym pościgu. Złapała za rękawy granatowej bluzki, ściągając ją niżej na nadgarstki i poprawiając kosmyk włosów za ucho, poniosła speszone, niebieskie spojrzenie. Sfrustrowanie powoli odchodziło w cień, a na jego miejscu pojawiała się ciekawość, która w pełni napełniła czekoladowe tęczówki. –Prawdopodobnie to dla Ciebie ciężki okres i nie chcę tutaj mówić, że wiem jak się czujesz, bo prawdopodobnie nie wiem. Nie wiem też, co dokładnie się dzieje w twoim życiu. Ale każdy z nas takie wydarzenia przeżywa na swój sposób. Jednak chciałam żebyś wiedział, że jesteśmy z Tobą. Wszyscy. I nie poddawaj się, bo to przecież nie na tym polega. Póki będziesz silny, wszystko się będzie jakoś układało. Zawsze to ty, a właściwie twoje słowa czy gesty podtrzymywały mnie jak i pewnie nie jedną fankę przy granicy załamania. Nieświadomie nas ratowałeś, więc teraz pozwól, żebyśmy to my pomogły tobie. Nie wiem jak i moje głupie zapewnienia jak na razie muszą wystarczyć, ale będzie dobrze, Zayn. Musi być dobrze, tylko w to uwierz, proszę cię - szeptała już resztkami sił, cały czas szarpiąc za rękaw.
            Stał tam cały czas, a z każdą sekundą jego oczy otwierały się szerzej. W sercu gościła nowa nadzieja, która wypełniała go po czubek głowy. Po skończonym monologu zamrugał kilkakrotnie, po czym przytulił blondynkę do swojego ciała, chociaż tak mogą podziękować za słowa otuchy. Kiedy  po zamienieniu jeszcze kilku zdań i zrobieniu jednak pamiątkowego zdjęcia, niebieskooka pomachała nieśmiało, odwracając się i ruszając przed siebie.
            Wtedy w ostatnich promieniach słońca błysnęło coś na jej nadgarstku. Wytężył wzrok, usiłując dostrzec co powoduje odbijanie się światła. I wtedy właśnie zobaczył niewielką, srebrną bransoletkę zawiniętą na wystającej kości. Przypięta była do niej mała zawieszka w kształcie trójkąta, która podrygiwała z każdym ruchem.
            Ponownie poczuł przypływ gorąca oraz palenie w okolicach karku. Przyjemne uczucie, które zalęgło jego wnętrzu przez ostatnie kilkanaście minut nagle wyparowało. Znowu zapukała trwoga i wyrzuty sumienia, a to wszystko przez kawałek srebra, z którym wiązało się jedno ze wspomnień.
~~
            Gwar popołudniowego Londynu odbijał się od jasnych szyb wysokiej kamienicy. Krople deszczu osiadły na zimnej tafli i leniwie spływały w stronę parapetu. Po ulicy rozciągającej się w dole budynku od czasu do czasu przemykały bujne czupryny chowane pod materiałami kapturów lub parasoli. W kilku oknach bloku naprzeciwko paliły się lampki, które swoim światłem rzucały różnorakie smugi. Ciemne chmury przysłoniły jasne niebo zwiastując rychły powrót deszczu.
Chłodny oddech wiatru poruszał złotymi liśćmi, wznosząc je na wysokość kominów i anten satelitarnych gdzie wirowały wokół pojedynczych elementów, by po chwili ponownie opaść wprost pod ciężkie podeszwy przechodniów.  Bure gołębie przecinały nostalgiczne obłoki sfruwając na kolejne balkony czy też dachy.
            Ciepło emitowane przez kaloryfer zamontowany tuż pod parapetem kuchennym przyjemnie rozlewało się po pomieszczeniu. Zwiewna firanka lała się z krótkich karniszów, sięgając tym samym do połowy ramy okiennej. Żółte światło lampy rozjaśniało szarość typową dla tej jesiennej pory. Wnęka w której ustawiony był stolik i krzesła przyobleczona była ozdobną tapetą z zielonym bluszczem oraz pnączami winorośli, przez co odnosiło się wyraźne wrażenie, że nie siedzi się w czterech ścianach domu, a w przeszklonej altanie na środku ogrodu bądź też na ganeczku domu z widokiem na sad.
            Livia chwyciła za uszka dwóch kubków, po czym postawiła je na drewnianym blacie. Jedno z naczynek podsunęła niemal pod sam nos Zaynowi, natomiast do drugiego z nich nasypała jedną łyżeczkę cukru. Leniwymi ruchami stukała drobną łyżeczką o ścianki porcelany. Nachyliła się nad parującą cieczą, wydychając cytrusowy aromat.
            Malik natomiast siedział z dłońmi założonymi na stole i czekoladowym spojrzeniem utkwionym w krajobrazie za szybą. Nie drgnął nawet gdy nagrzana powierzchnia kubka niemal stykała się z fakturą jego oliwkowej skóry. Jego profil charakteryzował się wyraźnie zarysowaną linią szczęki, która w tamtym momencie była jeszcze bardziej uwydatniona.
            Olivia nie widziała w jaki sposób sprowadzić chłopaka do żywych, dlatego też rządząc się jego herbatą, wyciągnęła piramidowy woreczek, kładąc go na owalnym talerzyku i złapała za cukierniczkę.
- Dwie tak jak zawsze? – zapytała obojętnie trzymając kopiatą łyżkę z białymi kryształkami nad taflą cieszy. Brunet gwałtownie poruszył ramionami na dźwięk jej delikatnego głosu, momentalnie przenosząc wzrok na jej pytającą twarz.
- Tak, poproszę - odparł wzdychając ciężko. Kolejne kilka minut ponownie upłynęło w akompaniamencie jedynie przytłumionych hałasów ulicy.
Szarooka spokojnie wodziła opuszkami palców po wzorkach na porcelanowych brzegach kubka. Nie przeszkadzała jej zalegająca pozornie cisza, ponieważ przez tyle lat zdążyła się do niej przyzwyczaić. Tak jak do bólu.
Jeżeli pojawia się on notorycznie możesz nauczyć się z nim żyć, ponieważ nie masz innego wyboru.  Cierpienie fizycznie jest o tyle prostsze, że w większości przypadków pomagają środki przeciwbólowe. Psychiczna katorga jest trudniejsza. Wszystkie myśli i wspomnienia uderzając do podświadomości, kiereszując ją ostrymi kawałkami prawdy oraz bólu.  I najzwyczajniej nie ma od tego ucieczki. Jesteś zmuszony widzieć przed oczami momenty, które chciałeś zostawić daleko za sobą. Zakopać gdzieś w podziemiach i nie wracać do nich, chociażby się waliło czy też paliło. Na próżno.
- Dobrze się czujesz? - znienacka zwracając ponownie całą jej uwagę. Sam był skupiony na analizowaniu własnych spraw do tego stopnia, że nie zauważył jak Livia w pewnym sensie również się odcięła.
Jego aktualnym problemem było kłamstwo wobec właśnie szarookiej, chociaż dla niego to w dalszym ciągu było tylko zatajenie prawdy. Było mu coraz ciężej utrzymywać swoją tajemnicę i podświadomie czuł, że już niebawem wszystko się wyda, dlatego też intensywnie myślał czy nie wyjawić wszystkiego już na dniach, by oszczędzić dziewczynie dodatkowego rozczarowania, a tym samym podratować swoją tonącą opinię.
- Tak - odpowiedziała szeptem, odkładając kubek na blat stołu, na którym położyła następnie swoje dłonie. Odkrząknęła cicho, by zrobić coś, co zdecydowanie odbiegało od jej wcześniejszego zachowania.- Ale nie mogę tego chyba powiedzieć o Tobie.
- Nie, nie. Wydaje Ci się. Wszystko jest przecież w porządku - zaczął się szybko wykręcać. Odchylił się na krześle i zaplótłszy ręce na piersi ze skonsternowaniem spojrzał na nią. Trwała w dalszym ciągu w takiej samej pozie nie będąc przekonaną w ani jednym stopniu co do prawdziwości jego słów. Podchwytując kpiące spojrzenie jęknął w duchu.
- Poważnie, Liv. Wszystko jest okay. Nie musisz się o mnie martwić.
            Na te słowa przewróciła oczami.
- Skoro tak uważasz. Ale daj znać kiedy zaczniesz mieć mentalną chandrę. Znacznie lepiej umiera się wewnętrznie we dwoje przy gorącej czekoladzie niż samemu w brudnym kącie. Wiem z doświadczenia. - Teraz to ona wzruszyła ramionami. Zayn nie wiedział co powiedzieć. Kilak razy w głowie analizował jej słowa, jednak w dalszym ciągu przygniatały go swoją wartością. To było absurdalne, żeby powiedział jej o wszystkim właśnie teraz, bez żadnego przygotowania. Wszystko byłoby już dramatycznie pogrzebane na samym wstępie. Chociaż przecież przy takim zachowaniu i okolicznościach cała ta paradoksalna sytuacja była skazana na niepowodzenie od samego początku!
            Spojrzał na jej zaplecione dłonie, która zacięcie skubały materiał swetra. Spod szarego materiału wystawała srebra nitka z zawieszonym, małym trójątem. Przechylił głowę w prawo uważnie się jej przyglądając. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przecież ta minimalistyczna ozdoba zawsze oplatała jej chudy nadgarstek. Dziewczyna napotykając jego zaciekawione tęczówki, powiodła wzrokiem tuż do miejsca, gdzie brąz jego oczu wypalał wręcz dziurę w jej skórze. Gdy uświadomiła sobie co ta naprawdę go zaintrygowało, drobna biżuteria zaczęła parzyć fakturę alabastru okrywającą kość nadgarstka. Wspomnienia zaczęły ponownie wracać, rozpamiętując to co najbardziej bolesne.
- Ładna bransoletka - odezwał się wreszcie, niepewnie palcem odgarniając materiał swetra. Olivia zaraz jednak zareagowała zabierając rękę. Nie lubiła być dotykana. Nie potrafiła do tego przywyknąć, dlatego też zawsze kiedy ludzie próbowali musnąć jej ciało robiła gwałtownie ruchy bądź też dostawała całkowitego paraliżu. Tym razem jednak taka reakcja była wywołana wartością jaką ze sobą niósł ten kawałek srebra.
- Dziękuję. Dostałam ją od mamy - szepnęła, zaciskając drugą dłoń wokół zimnej biżuterii.
Malik zamarł na chwilę, wiedząc że nieświadomie poruszył drażliwy temat, dlatego też postanowił już się na ten temat nie odzywać. Ku jego zaskoczeniu, to właśnie Livia w dalszym ciągu go ciągnęła, co bardzo się mu spodobało, bo wyjawiała mu tajemnicę, bez zbędnego proszenia. - Podarowała mi ją na szesnaste urodziny. - Tutaj jej małe usta lekko się rozchyliły w wyniku krótkiego uśmiechu. - Wręczyła mi zapakowane pudełeczko na dwa tygodnie przed właściwą datą, bo później stwierdziła, że prawdopodobnie będzie tyle zamieszania, że zapomni. Tydzień później już nie żyła - skończyła siląc się na jak najspokojniejszy ton. Kruczoczarne kosmyki zsunęły się zza ucha, przysłaniając zaróżowiałe z emocji policzki.
- Och. - Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
            Zaraz poruszył jakiś bezsensowny temat, by dziewczyna nie myślała dużo o swojej przeszłości. By te czarne chmury ponownie zostały odgonione, a na jej twarzy zagościł promienny uśmiech. I tak się właśnie stało. Dzięki któremuś z jego spalonych dowcipów panna Spencer wybuchła donośnym śmiechem, którego tak dawno nie słyszał.


            Feralna srebrna bransoletka jednak zakodowała się w jego podświadomości aż do samego końca. Wtedy kiedy zapomniała jej wziąć od niego z domu zdało się, że będzie ogień na dachu. Kiedy spacerowali po uśpionym Londynie, a malutki trójkąt pobłyskiwał w świetle pomarańczowych latarni. Kiedy spokojnie rozmawiali siedząc na kanapie. Podczas jednego ze wspólnych wyjazdów. Zawsze podrygiwała w rytmie jej ciała, kołyszącego się w trakcie chodu. Kiedy kreśliła ołówkiem kolejną pracę na pustym papierze. Już na zawsze kawałeczek srebra miał  miejsce na jego stoliku nocnym i przypominał mu o jej szarych, smutnych tęczówkach i tym ukochany, melodyjnym śmiechu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz