piątek, 12 września 2014

11.

         Od autorki: Minął prawie miesiąc od ostatniego rozdziału i przyznam szczerze, że zatęskniłam za dzieleniem się ich historią z Wami. Zaglądających tutaj chciałabym jeszcze zaprosić na wattpada, gdzie pojawiło się nowe short story Beating heart. Początek roku szkolnego z nokautem chorobowym, to dla mnie już chyba tradycja. Dlatego też zostawiam Was z rozdziałem, a sama idę spać. Ot, co! Ściskam (przez kombinezon, coby Was nie pozarażać)! Trzymajcie się! 
*


            Czym są dla nas marzenia? Czymś osiągalnym, a może i nie. Czymś co spędza nam sen z powiek albo przyczepia na twarzy uśmiech. Czymś co powoduje u nas łzy, bo przecież nie wszystkie się spełniają, prawda? Świadomość, że nigdy nie osiągniesz tego co tak naprawdę było Twoim napędem w tym świecie kukiełkowych ludzi niemiłosierni kłuje w serce. Czujesz się pusty i bez tchnienia życia. Może nie pojedziesz tam gdzie chciałeś. Może nie dostaniesz tego czego zawsze pragnąłeś dostać. Może nie przekonasz się na własnej skórze, że osoba którą kochasz jest prawdziwa. Ale przecież warto marzyć, tak? Bo nie wszystkie marzenia są poza naszym zasięgiem. Ileż świat widział łez szczęścia spowodowanych ich złapaniem. Ile ludzi czuło się najszczęśliwszymi na świecie, gdy osiągnęli to na co czekali całe życie. Chyba nie ma konkretnej definicji marzenia. Dla każdego z nas znaczy to coś innego. Każdy z nas opatruje je inną etykietą. Marzenie może mieć kształt, smak, wygląd, elementy ekspresyjne, zawiły dźwięk czy też najzwyczajniej zapach. Jednak jedno jest pewne, marzenia to cel, do którego dążymy całe życie. Coś co chcemy osiągnąć, by się zrealizować. By najzwyczajniej poczuć się szczęśliwymi. Marzenia to takie nasze małe niebo, które podtrzymuje nasze działania w trudnych chwilach.
            Siedząc na huśtawce  w ogródku rodzinnego domu, Zayn uświadamiał sobie jak wiele osiągnął. Ile marzeń spełnił. I co tak naprawdę nimi było. Oddech świeżego wiatru oczyszczał zaschnięte płuca, wprawiając w obojętny nastrój, a ciepłe światło słońca przedzierało się nawet przez przymknięte powieki.
            Wyjechał z Londynu wczesnym rankiem, kiedy to nie mógł spać. Szybka decyzja i po niespełna godzinie siedział w pociągu jadącym do Bradford. Oddalając się od stolicy Anglii, a tym samym od sterylnego szpitala czuł, że może coraz lepiej oddychać. Ale to uczucie nie trwało długo. Mniej więcej w połowie drogi zaczęło się mieszać ze strachem o Livię. Przecież zostawił ją samą. Nie pożegnał się. Nie powiedział nikomu gdzie się udaje. Wysiadłszy na dworcu głównym w rodzinnej miejscowości zastanawiał się czy nie łapać pociągu pośpiesznego, jednak skutecznie odwiodła go od tego Doniya czekająca na stacji. Chłopak bowiem napisał do niej wiadomość, że zjawi się w domu. Było to jeszcze w czasie kiedy twarz Olivii jakby ostała na chwilę odsunięta przez jego umysł.
            I tak oto siedział teraz w ogródku co chwila zaciągając się papierosem. Dym mieszał się z zapachem pierwszych kwiatów, a śpiew ptaków przyjemnie dźwięczał w uszach. Chciał tak trwać już zawsze. Pozornie beztroski. Jednak wiedział, że to niemożliwe. Przynajmniej do czasu, kiedy Livia się nie obudzi i nie będzie mógł uregulować z nią wszystkich kontaktów.
            Rozchylił powieki kiedy poczuł, że nie jest sam. Podciągnął się bardziej do siadu i szybko wyrzucił peta, kiedy zobaczył obok siebie mamę.
- Zayn. - Uśmiechnęła się przyjemnie, jednak w tym spojrzeniu chowała się troska i obawa.
- Nic mi nie jest, mamo - uspokoił kobietę, unosząc z trudem kąciki ust.
- Może zostaniesz na weekend. Safaa się ucieszy. Spędzisz z nami trochę czasu i odpoczniesz - zasugerowała kojącym tonem, zaplatając dłonie na kolanach i opierając się plecami o białą deskę huśtawki. Chłopak zagryzł suchą wargę, spoglądając na czubki swoich adidasów. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego gardła, kiedy pokiwał przecząco głową.
- Nie mogę. Przepraszam. Muszę wracać do Londynu… do niej. Nie wiem co się dzieje. Nikt nie dzwonił i mam złe przeczucie. Najzwyczajniej nie mogę.
            Nawet nie widząc jego oczu, Tricia wiedziała, że bije się z samym sobą, a jego spojrzenie aż krzyczy z rozpaczy.
- Wykończysz się. To Cię przytłacza. Nie możesz tam być cały czas, skoro nic się nie zmienia. Lekarze przecież dadzą Ci znać. Nic nie możesz zrobić - powiedziała smutno, głaszcząc jego ramię.
- Wiem. I to jest najgorsze. To siedzenia tam i wpatrywanie się w jej bladą twarz, kiedy nie mogę nawet zobaczyć jej oczu. Ta bezsilność jest okropna, mamo. Wiesz? Bo czasem potrzebuję tylko jej głosu. Żeby powiedziała to chore „będzie dobrze” albo „nie łam się”. Jakkolwiek do beznadziejnie nie zabrzmi, ja tylko za nią tęsknię.
- Wiem, Zayn - szepnęła kobieta, kładąc głowę na jego ramieniu.- Wszystko się ułoży.

~*~
            Ciepłe letnie słońce siadało na policzkach, powodując rumieńce. Fioletowa polana szumiała w rytmach zrywającego się co chwilę wiatru, porywając tym samym ich włosy. Główki dmuchawców w mgnieniu oka zostawały zdmuchnięte jednym oddechem, a dzięki temu w powietrzu unosiły się minimalnych rozmiarów spadochroniki unoszone przez wiatr.
- Czy to było Twoje największe marzenie? Być tutaj gdzie jesteś? - zapytała przechylając głowę w jego stronę, w dalszym ciągu leżąc plackiem na trawie. W tych jaskrawych promieniach jej twarz wyglądała na jeszcze bledszą niż w rzeczywistości.
- Tak. Zawsze chciałem to osiągnąć - odparł dalej wpatrując się w wirujące dmuchawce. - Rozumiesz, może to i takie szczeniackie marzenie i w ogóle, ale jednak dla mnie to jest coś. Śpiewanie do dezodorantu albo pianki do golenia pod prysznicem w wieku siedmiu lat było dla mnie czymś normalnym. Albo kiedy bawiłem się na podwórku, że jestem gwiazdą estrady wyobrażałem sobie ogromną publikę, świecące światła i ten tłum, który śpiewa ze mną piosenki. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że to dostanę. A w zasadzie nie tylko to. Mam przecież chłopaków, którzy stali się moją nową rodziną. Zobaczyłem ogrom świata i wreszcie mogłem mamie kupić dom. To wszystko to więcej niż mogłem kiedykolwiek oczekiwać. - Wzruszył ramionami, przymykając powieki. - Ale to wszystko nie jest takie do końca. Każdy medal ma przecież dwie strony.
            Zaciekawiona odwróciła się na bok, opierając głowę na zgiętej w łokciu ręce. Obracając w palcach źdźbło trawy z uwagą przysłuchiwała się jego opowieści.
- To jest show-biznes. To zupełnie inny świat. Inni ludzie, inne wartości. Poważnie, nawet sobie nie wyobrażasz w jakim stopniu wszystko tutaj się różni. Nawet stres jest inny. Łatwo się w tym pogubić. I ja chyba znalazłem się w takiej sytuacji. Tak czy inaczej tutaj nie ma miejsca na wiele rzeczy. Wszystko jest według schematów i często jest tak, że musisz udawać kogoś kim nie jesteś. Nawet dochodzi do tego, że nieważne jest to jakim jesteś człowiekiem czy też jak jesteś dobry w swoim fachu. Ludzi interesuje to co zjesz na śniadanie, gdzie pójdziesz o czwartej popołudniu albo z kim spędzisz noc.
- Bezsensu. Ludzie powinni Cię oceniać za to jakim jesteś człowiekiem, a nie za to jaki masz kolor skarpetek. Wystarczająco dużo mamy kukiełkowych ludzi, którzy oceniają świat bez żadnych perspektyw. I w sumie dużo z nich staje się pacynkami.
-Pacynkami? - zapytał zaintrygowany, podnosząc jedną powiekę.
- No tak. Twoja ręka wygląda jak wygląda, ale po założeniu odpowiedniej pacynki przemienia się w kogo tylko zechcesz. Musisz zmodulować głos, zadbać o ruchy i uważać, żeby jakieś dziecko nie zobaczyło Twojego przedramienia. Ludzie są dokładnie tacy sami, wiesz? - odpowiedziała beznamiętnie.
- Nigdy tak na to nie patrzyłem. Ale to wszystko wykańcza. Nie masz czasu prawie na nic. Na rozwijanie innej pasji, na posiedzenie w domu, na spotkania ze starymi znajomymi czy chociażby na miłość.
- Ja tam w miłość nie wierzę - odparła, kładąc się z powrotem na trawie. Czarne włosy ponownie rozlały się po zielonych roślinach dodatkowo zdobiąc się kilkoma piórkami dmuchawców.
- Teraz to mnie zaskoczyłaś. Poważnie?
- Nie ma czegoś takiego jak miłość, Zayn. Nienawiść, smutek, szczęście-tak. Ale nie miłość. Ludzie są zbyt zaabsorbowani codziennym życiem i prawdę mówiąc nie wiedzą co to znaczy kochać drugiego człowieka. Każdy w pewnym momencie się znudzi, zapomni albo stwierdzi „że to nie to”. I co wtedy? Współczesny świat zanika w uczuciach. Gdybyś mnie o to zapytał może jeszcze pół wieku temu, powiedziałabym Ci, że można kogoś pokochać. Wtedy ludzie cieszyli się wszystkim co mieli. Umierali za siebie, pokonywali dystanse, żeby tylko znowu być razem a teraz? Teraz nie ma czegoś takiego jak „miłość”. To tylko przeżute słowo rzucane na wiatr, do którego nikt nie przywiązuje uwagi.
- Czyli Twoja opinia opiera się głównie na tym, że ludzie o sobie zapominają?
- Tak. A jak jest ze śmiercią? Ból po stracie drugiej osoby nas dotyka. Czujemy go bardzo mocno, jednak po pewnym czasie odchodzi. Albo najzwyczajniej uczymy się z nim żyć i nie wpływa na nas tak znacząco. Człowiek nie jest stworzony do miłości. Zadaje sobie tym tylko dodatkowy ból. Złudne nadzieje i te sprawy. Trzeba żyć, nie kochać.
~*~

            Spowity snem umysł wprowadził go w stan zupełnej neutralności i nawet pikające aparatury nie były wstanie go z niego wyrwać. Długie nogi wyciągnięte były przed siebie, natomiast kręgosłup w dość niekomfortowej pozycji, wygięty był w lewą stronę, w którą to pochylało się zwiotczałe ciało oparte na dłoni. Głowa ciążyła coraz bardziej, jednak się tym nie przejmował. Płytki oddech wyrównywał się ze świstem maszyn idealnie wpasowując się w nastrój panujący w sali. Tylko chłodne, wieczorne powietrze wpadające przez okno po drugiej stronie powodowało dreszcze na oliwkowej skórze okrytej tylko biały t-shirtem.
            Wieczór spowił Wielką Brytanię, a z zakamarków kosmicznej czeluści na niebieskie sklepienie wypełzły złociste gwiazdy, które w asyście pełnego księżyca okalały swoim blaskiem miejskie budynki. Srebrna poświata przedzierała się przez bladoniebieskie szpitalne zasłony rzucając jasne smugi na wysterylizowanych płytkach. Rozświetlało to trochę pomieszczenie, którego tylko prawa strona z łóżkiem Livii była oświetlona przez słabą jarzeniówkę.
            Liam wszedł do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Wypuścił z ust szpitalne powietrze na widok bladego ciałka leżącego w rogu i dopiero po szczególniejszej analizie wnętrza mógł zauważyć drzemiącego na krześle ustawionym frontem do dziewczyny przyjaciela. Spokojnie podszedł do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.
            Reakcja Zayna była typowa. Momentalnie się ocknął, kręcąc na wszystkie strony głową. Jego twarz przybrała zdziwiony wyraz. Po chwili jednak zobaczył nad sobą zmartwioną twarz Payne’a i rozluźnił napięte mięśnie. Wyciągnął do góry swoje dłonie chcąc się przeciągnąć i ziewnął przeciągle. Kiedy już udało mu się jako tako ocucić, poprawił się na niewygodnym krzesełku i opierając łokcie na kolanach, przejechał dłońmi po pokrytej zarostem twarzy.
- Masz zamiar dzisiaj wrócić do domu?- zapytał szatyn przystawiając bok jedno z siedzeń.
- Tak, tak - odparł Malik, spoglądając na zegarek zawieszony na prawym nadgarstku, a jego czoło momentalnie się zmarszczyło. - Och, już wpół do dziesiątej. Musiałem przysnąć.
- Najwidoczniej - jęknął Liam, przybierając taką samą pozycję jak przyjaciel. - Nadal nic? -  zapytał po chwili długiego milczenia.
- Wszystko jest po staremu. Nic się nie zmienia - odpowiedź padła bardzo szybko, ubrana dodatkowo w pusty ton.
            Liam zamknął na chwilę orzechowe tęczówki, by przemyśleć dokładnie co może powiedzieć a czego nie. Gula stanęła  jego gardle, kiedy ponownie uświadomił sobie przez co przechodzi jego przyjaciel. Jednak nie zamierzał z tego powodu robić jakiegoś wyjątku. Zawsze mówił wszystko co mu leżało na sercu. Nie owijał w bawełnę. I za to Zayn był mu bardzo wdzięczny. Dzięki temu wiedział dokładnie na czym stoi oraz miał powiew świeżości w swoich jakże kłębiących się myślach.
- Musisz stąd wyjść, stary - powiedział pewnie Payne, patrząc cały czas przed siebie. - Malik zacisnął pięść, czując jak ponownie przeszywa go uczucie żalu.
- Nie mogę. – Zawahał się na chwilę. Teraz z  jego duszy zaczynała wylewać się złość                           i frustracja, która narastały każdego dnia bezczynnego siedzenia. Zayn był zły na samego siebie, że nie może nic zrobić jak i również na to, że nie może odnaleźć się w tej sytuacji.
- Nie mogę stąd wyjść, Liam. Wszystko mi o niej przypomina. Dosłownie wszystko na co tylko nie spojrzę kojarzy mi się właśnie z nią! - niemal krzyknął, cedząc przez zęby każde słowo. - A ja już mam dość rozpamiętywania i powrotu wszystkich wspomnień. Nawet nie wiesz jakie to jest uciążliwe, kiedy tylko jedna niewinna piosenka, miejsce czy też nawet pieprzone słowo ponownie przyciąga Ci przez oczy czas, kiedy była z Tobą. - Odwrócił bezradnie głowę. Kości policzkowe znacznie były uwydatnione, a kąciki ust krzywo powędrowały do góry. Charakterystyczna zmarszczka pojawiła się nad nosem, a zawsze błyszczące, miodowe oczy zrobiły się matowe i bez iskierki życia. - Nie dam rady się przełamać Liam, bo to wszystko wraca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz