Od autorki: Czeeeeść! Przeraża mnie fakt, że mam do napisania jeszcze kilka rozdziałów Silent i to koniec. I przeraża mnie Mila, która klnie na czym świat stoi i mi grozi, że jak Livia i Zayn wreszcie nie będą razem chociaż w retrospekcji, to mi z kota wyprawkę zrobi. To życie pod presją </3. Powiedziałabym, że mi przykro, że sobie jeszcze trochę osobno pobędą, ale moja etyka wielbiciela dramatów mi na to nie pozwala. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że będziecie z nimi jeszcze trochę i dziękuję, że dotrawliście do tej (nie)pechowej trzynastki. Trzymajcie się! x
~*~
Szpitalny ogród był tylko
niewielkim wydzielonym obszarem zielonej połaci między bladymi budynkami
kompleksu, dodatkowo ogrodzony wysokim płotem. Posadzone drzewa, kolorowe
rabatki oraz ustawione wokół trawnika ławki były namiastką łona natury, do
którego szczerze powiedziawszy było im daleko. Mimo to teren ten był bardzo
zadbany. Brukowa kostka nie była w żadnym miejscu naruszona. Gęste bluszcze
okalały materiał siatki ogrodzeniowej, a drewniane siedziska zwrócone były w
stronę centralnej części ogrodu, a mianowicie wielkiego różanego krzewu po
środku prostokąta porośniętego trawą. Śpiew ptaków ukrytych w gałęziach drew
potwierdzał, że wiosna na dobre postanowiła zagościć w Wielkiej Brytanii.
Ciepłe promienie słońca ogrzewały skóry spacerowiczów i jakby z premedytacją
unikało kolejnych chmurek błąkających się po krystalicznym niebie.
Wolnym krokiem spacerowali alejkami tego zacisznego
miejsca, mijając po drodze pacjentów oraz pielęgniarki.
- Byłem
gotowy, żeby ją do siebie przyjąć kiedy jej mama postanowiła się przeprowadzić -
pokiwał głową mężczyzna, odpowiadając na wcześniejsze pytanie Zayna. - Od razu
ją polubiłem, czemu zaprzeczyć nie mogę. Livia była spokojna i niewiarygodnie
cicha. Początkowo myślałem, że zachowuje się tak, bo ma mi za złe, że
rozwaliłem związek jej rodziców, który notabene nie istniał od dobrych kilku
lat. Dopiero późnie się przekonałem, że ona tak po prostu ma. Że zawsze wydaje
się taka smutna i cicha. Jakby się czymś martwiła. I zawsze wydawało mi się, że
za dużo myśli - dokończył, wskazując przy tym ścieżkę, w którą mieli skręcić.
- Co było
później? - zadał kolejne pytanie, ściągając z ramion czarną kurtkę, ponieważ
ciepło tego popołudnia dało mu się we znaki.
- Mieliśmy
zamiar wraz z Dianą kupić mieszkanie dla naszej trójki, kiedy już sprawa
rozwodowa się zakończy. Żeby zamieszkać razem w miarę przyzwoitym otoczeniu.
Jej najbardziej zależało na tym, by Olivia odnalazła się w nowym środowisku. Bo
zawsze troszczyła się o nią bardziej niż o cokolwiek innego. Dlatego też
zdecydowała się ostatnie tygodnie małżeństwa mieszkać ze Stevenem, żeby Livia
mogła spędzić ostatnie, pełne chwile z ojcem. Nalegałem, żeby tego nie robiła,
bo widziałem co dzieje się z mężem. Tylko oczywiście musiała się uprzeć -
zaśmiał się gorzko kiwając głową.
- Skąd ja
to znam - prychnął pod nosem Zayn. -
Teraz wiem, że miały to rodzinne. - Ułożył usta w krzywym grymasie mającym
imitować uśmiech.
- Pewnego
dnia… - urwał na chwilę Thomas siadając na stojącej nieopodal ławce. Podwinął
mankiety swojej białej koszuli, opierając następnie dłonie na kolanach. - Diana
przyjechała do mnie cała zapłakana. Szlochała, że miałem racje i że dłużej tego
nie wytrzyma. Wtedy zdecydowała, że ostatecznie muszą się przenieść jeszcze
przez rozwodem.
Niebieskimi tęczówkami wpatrywał się w krzew róży
naprzeciwko, nawet nie mrugając. Jego oczy zaczynały matowieć, mimo że słońce
padało na tyle mocno, by rozjaśniać spojrzenia ludzi. Z każdą chwilą mocniej
pocierał swój nadgarstek, nerwowo dygając kolanem.
- Pojechała
po Livię, mówiąc że zaraz wróci i że mam na nią czekać. Tak też zrobiłem.
Czekałem piętnaście minut, pół godziny, godzinę. I czekam chyba do dziś.-
szepnął ostatecznie, by po chwili nerwowo sięgnąć do kieszenie marynarki i
wyciągnąć z niej paczkę czekoladowych papierosów wraz z ciemną zapalniczką.
Malik uważnie śledził każde jego słowo próbując w jakiś sposób ułożyć sobie tę
historię.
-
Poniekąd pogodziłem się z jej stratą. W końcu minęło tyle czasu i nie ma się co
łapać wspomnień. Tylko jak widzę samochód którym jeździła, albo jak w szafie
natknę się na jedną z jej sukienek, to czuję jakby jeszcze tu była.- Włożył
papierosa do ust i przyłożył do niego płomień, momentalnie odpalając truciznę.
Mętnym wzrokiem obrzucił jeszcze paczkę, po czym podstawił ją Zaynowi pod nos.
Patrząc prosto w oczy mężczyźnie, niepewnie ujął w palce białą bibułkę czując,
że do zadania kolejnego pytania będzie potrzebował dodatkowej pomocy.
Ostry oddech nikotyny rozlał się po wnętrzu bruneta,
kiedy przycisną filtr do ust. Jego ciemne tęczówki spoglądały przed siebie, a
serce w piersi przyspieszało rytmu. Miał to zdanie na końcu języka, jednak
brakowało mu chyba odwag, by wypłynęło z jego ust. Dusił sobie tę chęć,
zaczynając niecierpliwie się poruszać na swoim miejscu.
- Wiedział
Pan, że ojciec ją bił? - zapytał ostatecznie na wdechu. Mężczyzna wyprostował
się gwałtownie. Jego ciałem zawładnęło gorąco, więc nieznacznie poluzował jedną
ręką zawiązany na szyi krawat.
- To nie
wyglądało dokładnie tak jak sobie wyobrażasz - zaczął spokojnie przechylając
głowę bliżej chłopaka. Nie zwracał uwagi na wypalającego się papierosa, z
którego zsypywał się popiół.
- Widziałeś
czy nie?! - warknął Zayn pomijając już całą paradę zwrotów grzecznościowych.
Skutecznie zacisnął palce na białej bibułce trzymanej w dłoni, powodując że
niemal uległa zgnieceniu.
- Wiedziałem- szepnął cicho Thomas,
spuszczając głowę i z powrotem opierając się na swoich kolanach. Przyłożył
rureczkę do ust, zaciągając się jeszcze mocniej. Ponowne wyrzuty sumienia
budziły się w jego podświadomości, mimo że od dobrego roku były wyciszone.
Po tej odpowiedzi, Malik zerwał się na równe nogi
wyrzucając z dłoni papierosa, który w dalszym ciągu się tlił się na wysypanej
żółtymi kamyczkami ścieżce. Nerwowo zaczął chodzić w kółko, zaciskając dłonie.
Wreszcie przystanął, tyłem odwrócony do mężczyzny i wziąwszy głęboki oddech
zapytał:
- I nic z
tym nie zrobiłeś?
- Próbowałem,
Zayn. Uwierz mi. Ale…
- Ale
co!? - Nerwy zupełnie mu puszczały, kiedy pomyślał o kolejnym argumencie, który
prawdopodobnie miał usprawiedliwić obojętność i chęć pozbycia się problemu.
- Jak
dasz mi wreszcie spokojnie dojść do słowa, to Ci powiem.
Cisza zaległa między nimi. W między czasie Thomas zgasił
swojego papierosa i czubkiem buta przydeptał niedopałek leżący na ziemi, który
wcześniej należał do bruneta.
- Ale to
była decyzja Livii. - Chłopak odwrócił głowę, by lepiej słyszeć blondyna,
jednak w dalszym ciągu ustawiony był do niego plecami. - Po pogrzebie chciałem
wziąć ją do siebie. Wiedziałem jak wygląda sytuacja i nie chciałem jej narażać
na cierpienie. Głównym problemem był jej wiek. Ona miała tylko siedemnaście lat, Zayn. Siedemnaście lat, kiedy cały jej
świat legł w gruzach. Siłą rzeczy musiała zostać podpieką - tutaj lekko się
skrzywił - ojca, bo tego wymagało prawo. Nie mogła przecież zamieszkać u obcego
faceta. - Cały czas uważnie słuchając, Zayn ruszył w stronę ławki i spokojnie
na nią opadł, opierając plecy o blade deski.
- Zawarłem
z nią umowę. - Chłopak z zaciekawieniem uniósł brew, spoglądając na profil
Thomasa. - Kiedy tylko by czegoś potrzebowała albo kiedy ojciec zacząłby
wariować miała do mnie przyjść. Zgodziła się po namowach i powiem Ci, że to
nawet wychodziło. Przez pierwsze dwa miesiące. Później przychodziła coraz
rzadziej, aż wreszcie przestała. Próbowałem się z nią skontaktować, ale nic to
nie dało. Wreszcie do niej pojechałem. Po raz kolejny stanąłem przed Stevenem i
przeżyłem szok. Był trzeźwy i wyglądał całkiem nieźle. Powiedział mi tylko, że
Livia wyjechała do ciotki i tam będzie się teraz uczyła. Tak nasz kontakt się
urwał. Widywałem ją niekiedy na mieście, ale nie było większej okazji by
porozmawiać na spokojnie. Zawsze wszystko w biegu. A powinienem był jej
dopilnować, powinienem był nie dawać za wygraną. - Dokończył łamiącym się
głosem. Zaciśnięte szczęki zdradzały jego wewnętrzną złość. Zayn przeniósł
wzrok na pobielałe dłonie, który gniotły paczkę fajek.
- Ale
Steven nie zachowywał się tak zawsze z tego co mówiła - zaczął ponownie, pełnym
żalu wzrokiem lustrując twarz chłopaka. - Tak było tylko czasami. On naprawdę
ją kochał.
~*~
Why don't we wait here?
I just wanna stay here.
Porozrzucane po całym pokoju ubrania były ewidentną
oznaką wiosennych porządków w szafie. Czarna czupryna co chwila przemykała
między stosami z poskładanymi ciuchami, dokładając coraz to nowsze bluzki,
swetry czy też spodnie.
- Więcej
tego nie miałaś? - zapytał Zayn leżąc rozwalony na jej łóżku.
- Jakiś
problem? - odgryzła się, wyglądając zza drzwi i unosząc pytająco brew. Chłopak
przewrócił oczami schodząc z łóżka i powoli smykał się po podłodze w kierunku
dziewczyny.
- Tylko
później nie narzekaj, że nie masz co robić z tymi ciuchami. - Na jego słowa
prychnęła prześmiewczo pod nosem i odłożyła kolejną bluzkę na stosik obok. W
tym samym momencie Zayn złapał całą kupkę ubrań, by zaraz znaleźć się przy
otwartym oknie, wychylając się niebezpiecznie.
- Wiesz,
zawsze możemy się ich pozbyć w taki sposób. - Sugestywnie wskazał oczami na
zawartość swoich rąk.
- Ani mi
się waż, Malik! - warknęła szarooka, podnosząc palec ku górze i celując nim w
chłopaka, który w każdym momencie był w stanie wyrzucić jej ubrania przed
kamienicę.
- Bo co
zrobisz?
- Szczerze
mówiąc, nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób interweniować, bo jestem zbyt
leniwa. I powszechnie wiadomo, że nie odważysz się tego zrobić. - Wzruszyła
ramionami po czym wróciła do segregowania.
- Okay. -
Z miną zbitego psa odstawił ubrania na swoje miejsce, po czym rozsiadł się na
podłodze z teczką prac dziewczyny w dłoni.
- Ile
razy Ci mówiłam, że masz zostawić moje rysunki w spokoju? - zaplotła ręce na
piersi czując powoli jak chłopak zaczyna ją irytować. – Jak ci się nudzi, to
przecież możesz wyjść.
- Ciiii - wymownie przyłożył
palec do ust nakazując ciszę - Ty tam rób porządek w ciuchach. Nie przeszkadzaj
sobie.
W odpowiedzi
fuknęła pod nosem przewracając oczami. Podniosła się z miejsca, by włożyć
posegregowane sterty do szafy. Uniosła ramiona ku górze i zastygła w bezruchu
kiedy głos Zayna przeszył każdą komórkę jej ciała.
- Co ty
tu masz? - zapytał nerwowo. Spojrzała na niego pytająco, na co wskazał feralne
miejsce na jej ciele. Nad łokciem znajdowała się duża sina plama, która
kontrastowała z alabastrową skórą dziewczyny. Usiadła na uprzednio zajmowanym
miejscu i zaczęła motać się oglądając ramię.
- Och,
musiałam się uderzyć podczas porządków. Bywa. - Ponownie wzruszyła ramionami,
wracając do układania.
Ciemne tęczówki śledziły każdy jej ruch, nie pozwalając
by cokolwiek im umknęło. Czując jego palący wzrok na sobie, odwróciła
nieznacznie głowę, posyłając nieme zapytanie.
- Bolało
kiedy Cię bił? - odezwał się wprost, ani na chwilę nie przerywając
podchwyconego spojrzenia. Po tych słowach Livia się zmieszała. Coś szarpnęło w
jej wnętrzu powodując zaciskanie się gardła. Szybko przeniosła wzrok na
materiał bluzy, nerwowo owijając jej sznureczki wokół palców.
- Czemu o
to pytasz? - odezwała się wreszcie, a każdy słowo było przepełnione bólem. Zayn
poczuł wyrzuty sumienia, że zadał tak idiotyczne pytanie, jednak jego ciekawość
była silniejsza i mimo że coś kazało mu przestać, w dalszym ciągu podtrzymywał
temat.
- Tak
tylko…- ton głosu złagodniał, a spojrzenie stało się wręcz tulące.
Cisnące się do oczu łzy zaraz zostały odgonione, przez
rosnącą złość. Odkrząknęła znacząco, kiwając jeszcze głową i ponownie zaczęła
składać ubrania.
- Przecież
nie bił mnie notorycznie. Zdarzyło się mu kilka razy, kiedy był naprawdę
wstawiony i wszystko go przytłaczało.
- Ale
jednak Cię uderzył, Livia! Nie miał do tego najmniejszego prawa, do jasnej
cholery. Widziałem przecież w jakim byłaś stanie, więc mi nie wmawiaj, że to
było nic - warknął rozdrażniony jej słowami. Do tej pory nie mógł zrozumieć
dlaczego go broniła i co nią kierowało, że do tego stopnia nie przywiązywała
wagi do czynów jej ojca.
- Bolało - westchnęła wreszcie. Przestała
nerwowo obracać w dłoniach materiał bluzy, ale w dalszym ciągu nie popatrzyła
na chłopaka. - Tuszowałam to wszystko jakimiś podkładami, które kupowałam w
drogeriach. On sam nawet nie pamiętał co robił. Kiedyś zauważył siniaka na
nadgarstku i zapytał co się stało. Powiedziałam, że zawadziłam o klamkę wejściową.
Bo co innego mogłam zrobić?
- Mogłaś
powiedzieć prawdę - syknął przez zaciśnięte zęby. Zignorowała tę uwagę, dalej
oplatając sznureczkami palce.
- Wtedy
kiedy mi pomogłeś, miał naprawdę zły dzień. Popchnął mnie w progu i
niefortunnie upadłam kalecząc się - szepnęła, przymykając oczy. - Ale bardziej
bolały słowa i krzyki. Ból fizyczny mogłam znieść, nie było przecież aż tak
źle. - Krzywo się uśmiechnęła, na co Zayn położył dłoń na jej kolanie.
Podniosła przerażona powieki, jednak kiedy zamigotały przed nią pełne ciepła
tęczówki, uspokoiła się. – Zawsze słowa
ranią bardziej. Na to nie ma lekarstwa.
~*~
So please don't move an ich.
Po długiej rozmowie Thomas oznajmił, że wzywają go
obowiązki, więc wolnym krokiem oboje ruszyli w stronę parkingu. Zayn dowiedział
się nieco o Livii, kiedy jeszcze żyła jej matka i poznał postać jej ojca przed
i po wypadku. Na dobrą sprawę Steven nie był złym człowiekiem. To jego
nieodpowiedzialność związana z alkoholem doprowadziła tę historię do takiego
punktu.
- Ach,
nie mówiłem Ci, że spotkałem Livię jakiś miesiąc przed wypadkiem - odezwał się
mężczyzna, kiedy już stali przed ciemnym mercedesem. - Wspominała coś o lekarzu
i tabletkach.
- O
lekarzu? - zapytał zdziwiony chłopak, na co blondyn skinął głową.
- Palnęła
też coś o kopertach na listy. Wiesz coś może na ten temat? - Zayn pokręcił
przecząco, głębiej zastanawiając się nad słowami niebieskookiego.
- Może w
tym trzeba szukać przyczyny tej próby samobójczej. Bo jeszcze nic nie mają,
prawda?
- Nie,
nic - przytaknął, mamrocząc niezrozumiale pod nosem.
Nagle Zayn zrobił się przeraźliwie małomówny. Skupił się
bowiem na temacie rozmowy Olivii i Thomasa, która poprzedzała ten niefortunny
wypadek dziewczyny. Wszyscy dookoła zastanawiali się co było przyczyną wzięcia
silnych leków, jednak wszystkie pytania pozostawały bez odpowiedzi. Poniekąd
dlatego tak drążył wszystkie wątki związane z postacią brunetki. Chciał
dowiedzieć się dlaczego chciała odejść. Ale również karmiony nadziejami na jej
obudzenie się, chciał umieć jej pomóc kiedy wypuszczą ich szpony koszmarów.
Thomas miał już wsiadać do samochodu, kiedy spojrzał
jeszcze na stojącego obok Zayna.
- A Ty? Nie zauważyłeś nic wcześniej? - zadał
ostatnie pytanie. Chłopak pokręcił przecząco głową i wsadził dłonie do
kieszeni. Podniósł blade spojrzenie, przymykając dodatkowo oczy, by uchronić je
przed natarczywym słońcem.
- Nie.
Gasła tylko coraz bardziej i kiedy odwróciłem się już jej nie było.*
*Albert Camus „Dżuma”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz