Wyjątkowo ciepłe, londyńskie popołudnie przepełnione było
dziecięcym śmiechem, który dosięgał nawet najbardziej odległe skrawki ogrodu
Zayna. Od kilku dni odwiedzała go mama wraz z siostrami, więc był to idealny
czas, by spędzić trochę czasu z małą Saafą. Od zawsze zabawa z najmłodszą
członkinią ich rodziny była dla niego ucieczką od problemów życia codziennego.
Kiedy widział jej błyszczące, niebieskie oczy, a w uszach dźwięczał piskliwy
głosik, czuł jak jego troski odchodzą w niepamięć. Przynajmniej tak się mu
wydawało.
- Zayn! Zayn! - dziewczynka szarpnęła go za rękę, powodując
że chłopak całkowicie skupił na niej swoją uwagę. - Pobawmy się w chowanego.
Proooooooooszę - przeciągnęła, dodatkowo używając miny słodkiego kociaka, by
tylko postawić na swoim.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem,
próbując wyeksponować udawaną niechęć, lecz gdy tylko zobaczył jak jego siostra
wypycha dolną wargę do przodu przytaknął ochoczo.
- Chowasz się pierwszy - zapiszczała uradowana. Kiedy tylko
z największą precyzją i uczciwością zaczęła odliczać do pięćdziesięciu, Malik
pobiegł w kierunku tarasu, by następnie wsunąć się pod jedną z zabudowanych
ławek. Specjalnie wychylił stopy, co definitywnie stawiało go na spalonej
pozycji. Pozostało mu tylko czekać. Usłyszał wreszcie finalnie wykrzyczane
„pięćdziesiąt!”, a po chwili już tylko tupot dziecięcych stóp o ziemię. Nie
upłynęło nawet pięć minut kiedy tuż nad nim Safaa głośno oddychała po
przeszukaniu całego ogródka.
- Mam Cię, Zayn! Widzę Twoje stopy! - Radość w jej głosie
spowodowała, że Malik momentalnie podniósł się do pionu.
- Jesteś w tym za dobra, Mała. Zawsze wygrywasz.
- Nieprawda. Źle się schowałeś, bo wystawały Ci nogi.
Głuptas z Ciebie. Ja widzę takie rzeczy - wytknęła brata palcem, przyjmując
minę ekspertki w danej dziedzinie.
- Dobra, dobra, mądralo. Zobaczymy jak Ty się schowasz –
fuknął pod nosem, utożsamiając się powoli z mentalnością swojej najmłodszej
siostry.
- Na pewno lepiej od Ciebie - pokazała mu język, na co on
tylko przewrócił oczami.
- Nie bądź taka do przodu…
- …. Bo mi tyłu zabraknie. Tak, tak. Wiem. A teraz zakrywaj
oczy i licz! - uradowana klasnęła w dłonie.
Nie mając wyboru, Zayn zasłonił
wzrok, jednak nie trzymał się tak dokładnie reguł jak Safaa i czekoladowymi
tęczówkami przez palce śledził jak dziewczynka biegnie w stronę wysokiego
drzewa.
- Podglądasz! - krzyknęła jednak odwracając się na moment. -
To nie fair!
- Chowaj się, a nie pyskuj mi tutaj.
- Ale nie wolno
oszukiwać.
Na te słowa Zayn podniósł głowę jeszcze bardziej i wypuścił
ciężkie powietrze z ust. Brąz jego oczu znacznie zmatowiał, kiedy do głowy
zapukało mu kolejne wspomnienie.
Smutek, żal, zawód…
- Co Ci jest?- zapytała naburmuszona Safaa, podchodząc na
odległość paru metrów. Brunet potrząsnął tylko głową, starając się schować
ukłucie przed siostrą. Uśmiechnął się sztucznie pod nosem, niespodziewanie
łapiąc jej małe ciałko w swoje dłonie, po czym przerzucił je przez ramię. Nie
zważał na piski, wrzaski czy też groźby rzucane przez tę pozornie niedojrzałą
dziewczynkę.
- Koniec zabawy. Idziemy na lemoniadę! - poinformował,
wbijając smukłe palce w jej żebra, na co momentalnie wybuchła śmiechem.
Śmiechem, który po raz pierwszy nie był w stanie całkowicie zatuszować
wspomnienia.
- Do tej pory nie
mogę sobie wybaczyć, że Cię wtedy oszukałem, Liv.
~*~
Well, I don't care if loneliness kills me.
I don't wanna love somebody else.
Po jasnych panelach niebieskiego
pokoju porozrzucane były różnokolorowe farby oraz pędzle. Kilka palet z
zaschniętymi, ciemnymi substancjami leżało u stóp sztalugi ustawionej pod
oknem. Związane niedbale na czubku głowy włosy podskakiwały z każdym ruchem
Livii, która cały czas przypatrywała się zakonserwowanemu płótnu z wieloma
kreskami. Wyginała szyję, by znaleźć wreszcie odpowiednią perspektywę na swoje
dzieło. Założyła zabłąkany kosmyk włosów za ucho, po czym zanurzyła nosek z
ciemnym włosiem w farbie, a następnie przejechała nim po białej fakturze. Gdy
wreszcie miała pomysł jak wykonać ostatnie poprawki, ułożony na jej biurku
telefon zaczął wydawać z siebie głośne dźwięki. Fuknęła pod nosem, odstawiając
trzymaną w ręku paletę i podciągając luźno zwisające z jej bioder ogrodniczki,
przeskoczyła nad tubkami z farbą, kierując się w stronę aparatu.
Chwyciwszy komórkę do ręki,
przejechała umorusanym we fioletowej farbie palcem po ekranie, odbierając
połączenie.
- Cześć, Liv! – odezwał się po drugiej stronie Zayn. –
Mieliśmy się dzisiaj spotkać, prawda? – Olivia skinęła głową, ale zaraz potem
uderzyła otwartą dłonią w czoło, orientując się, że przecież chłopak jej nie
widzi.
- No tak, mieliśmy – przytaknęła, podchodząc do lustra i
otwierając szerzej oczy na widok kilku smug farby zaschniętych na jej
alabastrowym policzku.
- Bardzo Cię przepraszam, ale nie dam rady dzisiaj – zaczął
niepewnie. – Wypadła nam przymiarka strojów do nowego klipu i naprawdę się nie
wyrobię. – Olivia oparła dłoń na biodrze, spoglądając przez okno na rosnącą w
sąsiednim domu azalię.
- Nie ma problemu przecież – odparła wesołym tonem. –
Najpierw obowiązki, prawda?
- T… tak. Obowiązki – powtórzył gorzko chłopak, na co
dziewczyna zmarszczyła brwi. Zreflektował się jednak szybko, by brunetka nie
zadawała zbyt wielu pytań. – Zadzwonię jutro. Na razie!
- Miłej pracy – pożegnała się kończąc połączenie.
Doskonale zdawała sobie sprawę jak
ważna jest dla Zayna kariera i sama czasem miała wyrzuty sumienia, że mu w
pewien sposób przeszkadza. Musiał bowiem dzielić swój czas między pracę, czas
wolny, rodzinę i samą Livię. Jej charakter samoistnie tworzył barierę, która
miała spowodować, że brunet zrezygnuje z ich znajomości, jednak tak się nie
stało i stopniowo ich przyjaźń stawała się silniejsza, aż wreszcie stała się
rutyną ich życia. Początkowo dziewczyna miała problem z zaakceptowaniem faktu,
że Zayn jest osobą publiczną, jednak po krótkim czasie zaczęła się do tego
przyzwyczajać i już większego problemu nie stwarzały ciągłe jego wyjazdy,
wywiady czy też sesje zdjęciowe. Oboje dodatkowo starali się zachować swoją
relację w tajemnicy i póki co im się to udawało, ponieważ w mediach pojawiły się
zaledwie dwa ich wspólne zdjęcia, która dodatkowo nie były dobrej jakości.
Następnego dnia wstała z samego
ranka i zarzucając na swoje ramiona wiatrową kurtkę, ruszyła do pobliskiego
marketu po zakupy. Taszcząc w drodze powrotnej wielkie torby, mijała stoisko z
prasą.
- Może dziennik z najświeższymi informacjami? –
zaproponował starszy mężczyzna z siwą brodą. Livia odruchowo złapała się za
kieszenie, szukając w nich drobnych monet.
- Poproszę – odparła, podając sprzedawcy pieniądze, po czym
odeszła parę kroków i dopiero wtedy spojrzała na okładkę, zamierając w miejscu.
„Zayn Malik wreszcie
zakochany?”
Olivia
pokiwała z niedowierzania głową i przyspieszając kroku, znalazła się w domu w
przeciągu pięciu minut. Drżącymi dłońmi mocowała się z zamkiem, po czym wreszcie
udało jej się wejść do mieszkania. Odstawiła zakupy i rzuciwszy gazetę na
kuchenny blat, przystąpiła do jej czytania. Okładka przedstawiała Zayna w
klubie nocnym, który trzymał za rękę długonogą dziewczyną o bujnych, brązowych
falach. Zdjęcie było zrobione zeszłego wieczoru, wtedy kiedy rzekomo Malik miał
mieć przymiarkę strojów. Po połączeniu faktów, brunetka poczuła ścisk w
żołądku.
- To się nie dzieje
naprawdę – jęknęła pod nosem, chowając twarz w dłoniach. Po chwili zerwała
się z miejsca i trzaskając drzwiami wyszła z kamienicy.
Idąc chłodną, londyńską ulicą Zayn
beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w wystawy sklepowe umieszczone za
wypolerowanymi szybami. Miał wyrzuty sumienia co do wczorajszego wieczoru,
ponieważ wiedział, że postąpił niewłaściwie. Jednak z jakiegoś powodu nie mógł
odmówić starym znajomym, co skończyło się na zrezygnowaniu ze spotkania z
Livią. Głupio mu było wprost powiedzieć jaki jest powód, więc uciekł się
do najprostszej alternatywy jaką było kłamstwo. Nie było jednak możliwości, by
dziewczyna dowiedziała się prawdy, więc to dawało mu pewnego rodzaju parasol
ochronny. Jak bardzo się zdziwił, kiedy przechodząc obok jednego kiosków,
zauważył wystawioną gazetę z kilkoma zdjęciami z ostatniej zabawy.
Podszedł bliżej, biorąc do rąk
papier i przeczytał kilka wstępnych zdań. Zaraz jednak odrzucił dziennik i
biegiem ruszył między osiedlowymi domkami wprost do kamienicy, gdzie mieszkała
panna Spencer. Pociągnął za klamkę, jednak drzwi były zamknięte. Zapukał
nerwowo – brak odpowiedzi.
- Livia! – wypowiedział jej imię wystarczając głośno, by
odbiło się ono od ścian pustej klatki schodowej. – Livia, otwórz! – Uderzył
kilka razy w drewnianą powłokę, jednak gdy nie usłyszał żadnego szumu
wydobywającego się zza niej, spuścił głowę.
- Szlag – warknął, zbiegając schodami w dół.
Długo przemierzał ulice miasta,
jednak bezskutecznie. Odwiedził nawet park, jednak poza bawiącymi się dziećmi,
nie zauważył nikogo. Zostało mu tylko jeszcze jedno miejsce, w które jechał z
łomoczącym w piersi sercem, ponieważ gdyby jej tam nie zastał, mógłby
powiedzieć, że przepadła. Jaka była jego ulga, kiedy już z ulicy dostrzegł
niewielką postać podpierającą się o barierkę.
Tamiza błyszczała w świetle
południowego słońca, a delikatny wiatr smagał policzki. Czarne pukle unosiły
się i opadały, muskając porcelanową twarz, jednak nie zwracała na to uwagi.
Zaciskała chudą dłoń na zimnej, metalowej rurce, która odgradzała ją od tafli
wody. Słysząc za sobą kroki, nie odwróciła się. Dalej uparcie walczyła z
wylewającym się z jej wnętrza żalem, który od samego ranka tylko się nasilał.
- Przepraszam – odezwał się, stojąc za nią. Ani drgnęła. –
Wiem, że skopałem sprawę. Naprawdę jest mi przykro – westchnął głęboko,
opierając się o barierkę obok dziewczyny. Obserwował jej zastygłą twarz, która
nie wyrażała ani grama emocji. Tylko zmrużone po wpływem słońca oczy skupione
były na odległym punkcie.
- Okłamałeś mnie –
odezwała się nagle, dalej na niego nie patrząc. – A wiesz, jak tego nie znoszę.
Nigdy nie pocieszaj mnie kłamstwem. Już
lepiej zrań prawdą. – Pokiwał głową, zagryzając wargę. Odepchnął się od
chłodnej faktury rurki, po czym stając za Livią, objął ją ramionami.
- Długo się będziesz się gniewała? – zapytał żartobliwie,
omiatając ciepłym oddechem jej szyję. Prychnęła pod nosem i nie mogą znieść
dłużej jego bliskości, zaczęła wyplątywać się z jego uścisku.
- Spadaj – zaśmiała się, chociaż bardzo chciała do tego nie
dopuścić i uderzyła go w ramię. Chcąc nie chcąc, cała złość z niej uleciała. Była
już za słaba na tak skrajne emocje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz