piątek, 27 marca 2015

21.

 Od autorki: Po ostatnich dniach nie mam chyba nawet o czym tutaj do Was napisać. Brakło mi słów, a w moim przypadku jest to dość groźne zjawisko. Może się coś odblokuje, mam taką nadzieję. Soundtrack dzisiaj również adekwatny, chociaż nieplanowany (coraz lepiej mi te "przypadki" wychodzą). Coś się rozsypało, ot co. Pozostało życzyć enjoy i zaprosić do dzielenia się opiniami. A w razie pytań, jestem też na asku (http://ask.fm/xinkax). Trzymajcie się. Ściskam! x
~

Say something, I'm giving up on you

            Drzwi windy rozsunęły się z charakterystycznym brzdęknięciem, a dwójkę mężczyzn przywitał ostry zapach leków i środków dezynfekujących. Wychodząc z metalowej puszki obaj skierowali się w stronę dobrze znanej im sali OIOMu, jednak kiedy już mieli przekraczać jej próg, Zayn ujrzał w rogu korytarza zgarbioną postać w białym kitlu, rozmawiającą z pielęgniarką. Klepnął w pośpiechu Liama w plecy, dając mu znać, że ma nie czekać, po czym pędem ruszył wzdłuż ustawionych krzesełek. Lekarz w tym momencie zdążył zakończyć konwersację, ruszając przed siebie.
            - Panie doktorze! – krzyknął, a jego głos odbił się od przeraźliwie białych ścian. Stawiał twardo stopy na wypolerowanych płytkach oświetlanych słabymi jarzeniówkami i bladym światłem słonecznym wpadającym przez okna. Dzień był wyjątkowo paskudny, przez co mrok tego miejsca zdawał się przybierać na sile.
            - Panie doktorze, proszę zaczekać! – powtórzył i tym razem wysoka postać mężczyzny zatrzymała się, nieznacznie przechylając głowę. Zayn stanąwszy przed nim, oparł dłoń o chłodny parapet, a chropowata powierzchnia nieprzyjemnie drażniła jego skórę. Wziął głębszy oddech, po czym z nadzieją wymalowaną w ciemnych tęczówkach spojrzał na lekarza. Ten natomiast zmarszczył czoło, co w żadnym procencie nie zmieniło skamieniałego wyrazu twarzy. Zmęczenie jedynie odbijało się na pokrytej zmarszczkami skórze, a sińce pod oczami to jedynie podkreślały.
            - Och, witam – westchnął głęboko, mocniej zaciskając palce na podkładce z notatkami.
            - Co z nią?
            Lekarz nie musiał prosić o jakiejś konkrety jeżeli chodzi o personalia osoby, ponieważ widywał chłopaka niemal codziennie.
            - Planujemy rozpocząć procedury przygotowawcze do wybudzania, bo… – poinformował, a twarz Malika przeszył cień radości, co w momencie uniemożliwiło medykowi kontynuowanie. Coś w piersi bruneta jakby się rozkurczyło, po raz pierwszy od wielu tygodni pozwalając na zaczerpnięcie pełnego wdechu.
            - Och, to fantastycznie! Znaczy, że jej stan się polepszył… – niemal klasnął w dłonie, jednak wysoki mężczyzna pokiwał przecząco głową zaciskając mocniej wargi i właśnie wtedy Zayn poczuł jak gorąco zalewa jego kark. Wzrok przeniósł za szybę, gdzie brudny deszcz bębnił o parapet. Zaciskając pięść, szykował się na bolesną prawdę.
            - Chcemy wdrożyć ten plan w życie, bo jej organizm słabnie. Traci siły z dnia na dzień i obawiam się, że jeżeli teraz tego nie zrobimy to…
            - To co… – Z paniką w oczach nerwowo odwrócił się w stronę doktora i po raz pierwszy mógł dostrzec na jego twarzy współczucie.
            - To ona umrze.
            Powrót do jej sali zajął mu znacznie więcej czasu, ponieważ jego ruchy stały się niezwykle ociężałe, a umysł jakby otępiały. Opadł bez życia na krzesło, spoglądając na jej uśpioną twarz, a w kącikach oczu poczuł słone łzy. Liam wiedział, że coś złego się stało, jednak nie chciał jeszcze dotykać tego świeżego tematu, ponieważ zdawał sobie sprawę, że przyjaciel sam musi pewne informacje przyswoić. Śledził uważnie jak jego rysy twarzy z sekundy na sekundę zmieniają się. Widział rozpacz, zwątpienie, by po chwili zostać rażonym niesamowitą determinacją i zaparciem. Mimo że mulat sprawiał pozory niezłamanego, nie dał rady zatuszować swojej bezsilności, gdy desperacko złapał bezwładną dłoń ułożoną na białym płótnie.
            - Jaka ona była? – zapytał Payne, starając się w jakiś sposób odciągnąć Malika od teraźniejszego problemu. Ten zagryzł wargi, dalej gładząc bladą skórę.
            - Sam nie wiem – wypuścił ze świstem powietrze, opierając się plecami o  krzesło. – Mam wrażenie, że przez te kilka lat wcale jej nie poznałem. A przynajmniej nie na tyle na ile bym chciał. Zawzięta? Uparta? Na pewno. Zamknięta w sobie? Delikatna? Też. Było w niej dużo sprzeczności. Nie wiem jak, ale zawsze wiedziała czego mi potrzeba. I samym spojrzeniem potrafiła sprawić, że było mi lepiej. Nie potrafię tego opisać, ale taka właśnie była. Nie zdobywała się na jakieś bardziej znaczące gesty, jakby bała się, że może nimi coś zniszczyć. Ja też nabrałem takiego dystansu, bo jej kruchość sprawiała wrażenie jakby miała się zaraz rozsypać. I wiesz, czasami chciałem ją przytulić, lecz w ostatniej chwili zawsze zaczynałem się wahać i w końcu rezygnowałem. Zdawało mi się, że mógłbym ją tym zranić.*

~*~
I'm sorry that I couldn't get to you.

            Wysokie, szklane budynki pięły się ku brunatnemu niebu, odbijając w swoich taflach ciężkie chmury. Livia szła ramię w ramię z Liamem, który trzymał w dłoni plik kartek, wymachując nimi na lewo i prawo.
            - Już myślałem, że nie wypełnią mi tych papierów, ugh, zmora jakaś – burknął pod nosem, na co dziewczyna zachichotała cicho.
            - Zaraz będziesz musiał przez to przechodzić jeszcze raz, jeśli się nie uspokoisz i nie przestaniesz tak katować tych biednych metryczek. Lepiej mi to oddaj. – Zwinnym ruchem wyciągnęła spomiędzy jego palców cel, po czym wygładziła zagięte rogi, posyłając chłopakowi pobłażające spojrzenie. W geście obronnym uniósł dłonie ku górze, co oboje skwitowali parsknięciem.
            - Czyli Sophia przyjeżdża na weekend, co? – zagaiła, kiedy na ich horyzoncie pojawił się samochód Payne’a.
            - Yhm.
            - Naprawdę się cieszę, że się wam tak układa. – Skinął głową, posyłając jej spod kaptura szczery uśmiech.
            - Dzięki wielkie.
            Już mieli wsiadać do samochodu, kiedy pewne pytanie niesamowicie zaczęło drażnić język Liama do tego stopnia, że nie dał rady się powstrzymać od jego wypowiedzenia.
            - Czy ty się go boisz? – zapytał wprost, łokieć opierając na dachu auta, jednak nie miał na tyle odwagi, aby spojrzeć na Livię, która zszokowana, zastygła z dłonią na klamce.
            - Co?
            - Boisz się Zayna? – Cisza. – Przepraszam, że o to pytam, ale niekiedy mam takie wrażenie. Trzymasz go na dystans, nigdy się nie zbliżasz i za każdym razem kiedy próbuje cię dotknąć, odsuwasz się.
            Podmuch wiatru zasłonił jej twarz ciemnymi kosmykami włosów, które powoli odgarnęła z ucho, a jej pełne niepewności oczy przesunęły się na twarz brązowookiego. Zagryzła policzek od wewnątrz, paznokciem uporczywie gładząc lakier na drzwiach. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nigdy wcześniej nie musiała tej sytuacji nikomu tłumaczyć, bo najzwyczajniej nikt się tym nie interesował, a większość osób nie zwracała na to nawet najmniejszej uwagi. Wiedziała jednak, że Liamowi zależy na jej dobru, a przede wszystkim zdawała sobie sprawę, że pierwsze skrzypce gra tutaj postać Zayna.
            Zwilżyła koniuszkiem języka suche wargi, co pozwoliło jej zyskać dodatkowe kilka sekund.
            - Tu nie o to chodzi – pokiwała przecząco głową, jakby zachęcając samą siebie do ciągnięcia dalej tej rozmowy. – Ja się po prostu boję dotyku. Nawet najmniejszy powoduje u mnie paniczny strach i ja… ja nie dam rady tego pokonać. Chociaż teraz już jest i tak lepiej.
            - Czy to ma jakiś związek z… - Szybko przytaknęła głową, nie chcąc by zdążył wydusić z siebie końcówkę zdania.
            - Nie miałabym podstaw, żeby bać się Zayna, Liam. Jedyne czego mogłabym obawiać się z jego strony to nadmierna troska – starała się rozluźnić atmosferę.
            Payne jedynie zacisnął usta, dając jej znak, że zrozumiał wszystko co mu przekazała. Nie pytał już o nic więcej. Nie chciał, a przede wszystkim nie potrzebował dodatkowych informacji. Otworzył drzwi, wsuwając się na fotel, po czym wsadził kluczyk do stacyjki i potarł zziębnięte dłonie.
            - Możesz podskoczyć ze mną w jeszcze jedno miejsce czy raczej będziesz już spóźniona? – zapytał, uchylając głowę w jej stronę, kiedy właśnie pociągnęła za pas bezpieczeństwa.
            - Jasne, że mogę. Nie można się spóźnić, gdy nikt nie czeka** - odparła zapinając go, a uśmiech na jej twarzy nie wskazywał na jakąkolwiek wagę tych słów.
            Liam westchnął jedynie głęboko, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy i z cichy warkotem silnika wycofał samochód z parkingu.

~*~
            - Jednak my na ciebie czekamy, Liv.


* Haruki Murakami - Norwegian Wood

** Janusz Leon Wiśniewski - Bikini



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz