Od autorki: Dobiegliśmy do końca retrospekcji. Ogromne brawa dla tych, którym się to udało. Przed nami ostatni rozdział, który pojawi się pod koniec przyszłego tygodnia. Co do epilogu mam wątpliwości, czy publikować. Jeśli chcielibyście go zobaczyć, dawajcie znać. I zapraszam do komentowania, gwiazdkowania etc. Aż mi dziwnie po tym rozdziale, powiem Wam. Tak... pusto? Trzymajcie się i enjoy!
*
Ciemność
zalała wypełnioną po brzegi arenę i tylko błyski fleszy z poszczególnych
sektorów rozświetlał cały obszar. Dopiero po chwili na ustawionej scenie na
nowo rozbłysły światła, których blask delikatnie tlił się, okalając jasnością
środkową część podestu. Przed publiką ustawiony został jeszcze jeden stół wraz
z czterema krzesłami, jednak zasiadające na nich osoby również pogrążone były w
ciemności.
Kolejny wieczór, kolejny występ.
Praca na nowo pozwalała mu przywrócić względną stabilność, której tak bardzo
potrzebował. Kiedy wykonywał wszystko tak, jak przed tym feralnym wrześniowym dniem, jakiś dziwny skrzep powietrza utworzony
w okolicach tchawicy zaczynał się podnosić, wypuszczając świsty zmęczonych
oddechów, pragnących wreszcie rozmyć się w normalności.
Gwar i piski powoli zaczęły
się wygłuszać, a arena stopniowo milkła. Liam zbliżył mikrofon do ust,
uśmiechając się wesoło.
- Cześć wszystkim! Mieliśmy dzisiaj
wystąpić z nowym singlem, jednak postanowiliśmy nieco zmienić plany i zwolnić
troszeczkę tempo. Mamy nadzieję, że to zrozumiecie.
Po jego słowach pozostała trójka
zasiadła na ciemnych skrzyniach ustawionych tuż prze stojakach, natomiast Zayn
nieznacznie zbliżył się do nagłośnienia.
- Dlatego też przed wami Moments, bo czasami wspomnienia to jedyne co mamy – posłał wszystkim spokojny uśmiech.
Zaskoczył sam siebie, bo jeszcze kilka dni temu w życiu by nie przypuszczał, że
tak łatwo przyjdzie mu zapowiedzieć występ, a tym bardziej pokazać się ludziom
i niejako odsłaniać przed nimi prywatną sytuację. Ten uśmiech nie był fałszywy,
ani też krzywy. Był opanowany, wysłużony i niejako pewny siebie.
O ile to możliwe, arena całkowicie
zamarła, zamieniając się w żywe morze białych świateł, a z głośników popłynęły
pierwsze wersy piosenki.
Shut
the door. Turn the light off. I wanna be with you.
~*~
Ciemny
Range Rover sunął po oświetlanym reflektorami asfalcie około godziny dwunastej
w nocy. Harry zaciskał dłoń na kierownicy, drugą całkowicie zrelaksowaną
trzymając na biegach. Krajobraz za oknem szybko ulegał zmianie pozostawiając
przed oczami rozmazane kształty mijanych obiektów. Hałas wywołany przez opony
pojazdu został niemal całkowicie wygłuszony przez szczelnie domknięte szyby i
tylko ciche szumienie wypełniało wnętrze.
Zayn siedział na siedzeniu pasażera, wpatrując się w widok po lewej stronie okna. Czoło przyciśnięte do chłodnej szyby zostało zakryte opadającymi włosami, a zmęczone oczy z wielkim trudem wychwytywały pojedyncze kadry.
Zayn siedział na siedzeniu pasażera, wpatrując się w widok po lewej stronie okna. Czoło przyciśnięte do chłodnej szyby zostało zakryte opadającymi włosami, a zmęczone oczy z wielkim trudem wychwytywały pojedyncze kadry.
Lubił wieczory. Szczególnie od
momentu, kiedy to się stało. Do tej
pory znacznie bardziej przepadał za południami, szczególnie takimi wolnymi od
pracy. Teraz mocne światło dnia niesamowicie go męczyło, odsłaniając
jednocześnie każdą zmarszczkę bólu zastygłą na zmęczonej twarzy. Blask promieni
jakby odkrywał jego słabości, wystawiając go na widok wszystkich. Wieczory były
zupełnym przeciwieństwem. Mrok ogarniał jego myśli, przez co mogły one
spokojnie się rozwijać. Mógł na spokojnie analizować wiele spraw, mógł starać
się uporać z samym sobą. I nie musiał wstydzić się tego, że ten słynny „gorszy
okres w życiu” dopadł właśnie jego.
- Dobrze nam dzisiaj poszło – zagaił
Harry, uśmiechając się półgębkiem. – Myślałem, że będzie gorzej.
- Tak, też tak uważam.
Styles zacisnął mocno wargi, jednak
ponieważ nie należał do osób łatwo rezygnujących, uchylił spierzchnięte wargi.
- Zdążyłeś się z tym wszystkim już
pogodzić? – zapytał, jednocześnie zakleszczając kierownicę w uścisku smukłych
palców. – Wiesz, z całą tą sytuacją.
- Bez pożegnania jest to ciężkie –
odparł bez przekonania Zayn, nie odwracając się w stronę przyjaciela. Temu
jednak nie wystarczyła taka odpowiedź, gdyż jak gdyby nigdy nic, dalej ciągnął
tę rozmowę. Było to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ nieświadomie dawał
przyjacielowi szansę na pozbycie się wszystkich myśli. Tak to bowiem jest, że
za to co długo pozostało niewypowiedziane, prędzej czy później należy
odpokutować. A zielonooki wolał darować to spłacanie długów, więc teraz ciągnął
Malika za język na tyle, na ile sam sobie pozwolił.
- W takim razie jak wyglądało wasze
ostatnie spotkanie? – Zapadała cisza. Zayn nigdy wcześniej o nie myślał o
momencie, kiedy po raz ostatni widział Livię żywą. Był zbyt pochłonięty ich wspólnymi wspomnieniami, które
daleko wybiegały przed wrześniowy dzień, by skupić się na wydarzeniu
rozpoczynającym cały ten podły maraton. Bowiem im bliżej tego wydarzenia, tym
więcej pokładów nadziei z niego ulatywało, tym bardziej wątpił, tym bardziej
odczuwał chłód spowodowany Jej brakiem. Oddalanie się od bolesnego wspomnienia
chroniło go od kolejnych wyrzutów sumienia. Wolał od nich uciekać, by trzymać w
myślach ten okres, kiedy miał fałszywe przeświadczenie, że nic im nie może
zagrozić.
- Nie wiem – westchnął, dopiero
teraz odwracając głowę w stronę Harry’ego. – Nie pamiętam. Ogólnie coraz mniej
rzeczy z nią związanych potrafię przywołać. Coraz mniej Jej jest w moich
wspomnieniach. Zastanawiam się jak pachniała, jakiego słowa najczęściej używała
i ile łyżek cukru dodawała do herbaty. Ostatnio nawet miałem problem, żeby przywołać
jej śmiech, a na moim blacie nie było już dodatkowego kubka na herbatę, który
za każdym razem w roztargnieniu wyciągałem.
Jakby wygasała. Na dobre.
Ponownie milczenie zaległo między
nimi, a co gorsza, było ono przesiąknięte dziwną pustką, która za minimalnym
muśnięciem wyssała wszelkie chęci i ciepło, pozostawiając po sobie dziurę
ciężką do zapełnienia.
- Wiesz, Harry, to, co powtarzała
niemal na każdym kroku, niezależnie czy na poważnie, czy w żartach, było
związane ze mną. Mam wrażenie, że w zasadzie cały czas za bardzo troszczyła się
o mnie niżeli powinna o siebie, chociaż nigdy tego nie pokazywała. Prosiła,
żebym był szczęśliwy. Nawet za nas obojga. To chyba trochę taki paradoks, bo bez niej nie potrafię tego zrobić.
~*~
Szare niebo ociężale górowało nad
wrześniowym Londynem, zwiastując kolejne opady deszczu. Chłodny oddech jesieni
smagał porcelanowe policzki, jednocześnie wprawiając w kołysanie hebanowe
kosmyki włosów. Cała ta aura nie przypominała już ciepłego i beztroskiego lata.
W powietrzu zawisła ciężka melancholia, której odłamki nie pozwalały poczuć się
spokojnie. Zbliżała się jesień smutków, których ilość w tym roku miała być nie
do udźwignięcia.
Kruche ramiona okryte za dużym
szarym swetrem kuliły się do wewnątrz, sprawiając wrażenie, że siedząca
dziewczyna jest jeszcze drobniejsza niż w rzeczywistości. Zimne palce podążały
za wzorkami na porcelanowej filiżance, na pamięć ucząc się ułożenia małych
wypustek, podczas gdy szare spojrzenie pusto wpatrywało się w parującą w środku
herbatę.
Livia wyglądała coraz gorzej. Jej napuchnięte
powieki sugerowały, że zaraz będzie w stanie się przewrócić, a alabastrowa
skóra, tak kontrastująca z fioletowymi sińcami, okrywała już nic innego jak
drobne kosteczki. I teraz, ukryta między wąskimi uliczkami, na jednym z
kawiarnianych tarasów, wyglądała jak szmaciana lalka targana jedynie chłostami
wilgotnego powietrza, jakby nie miała najmniejszej siły, by nawet temu się
przeciwstawić.
- Och, Livia! Jak dobrze cię
widzieć. – Głos Zayna wyrwał ją z zamyślenia, przez co w momencie podskoczyła w
miejscu. Nie zmienił się zupełnie nic przez ten niemal półtorej miesiąca.
Chociaż im dłużej mu się przyglądała, tym większe wrażenie odnosiła, że w
przeciwieństwie do niej samej, niejako odżył. Tryskając energią, odsunął
krzesło, by zaraz zatopić się w objęciach wiklinowego siedziska.
- Rany, jak ja się za tobą
stęskniłem! I ogólnie, przepraszam cię, że się tyle czasu nie widzieliśmy, ale zawsze było coś ważniejszego.
Zabolało.
Trajkotał jak katarynka przez dobre
dziesięć minut, opowiadając co wydarzyło się u niego przez ten czas. Wtedy
zatracił umiejętność rozpoznawania, kiedy Livia słuchała, a kiedy sprawiała
taki pozór. Uśmiechała się blado, czując, że to już nie jest ten Zayn. I z
każdą sekundą gruby kurz osiadał na jej poranionym wnętrzu, zduszając kolejne
spazmy krzyku rozpaczy.
- A u ciebie co słychać? – zapytał
wreszcie, spoglądając z radością na obojętną twarz dziewczyny.
- Nie mów, że cię to interesuje.
- Zawsze mnie to interesowało! Nie
mów tak nawet – oburzył się, jednak widać było, że tylko żartuje, co jeszcze
bardziej ją zdemotywowało.
- Stara bieda.
- No tak, cóż… - zawahał się przez chwilę, nie
wiedząc jak dalej pokierować rozmową. Za ten czas szarooka zdążyła napić się
chłodnej już herbaty, w dalszym ciągu beznamiętnym wzrokiem spoglądając na
chłopaka. – Przez telefon mówiłaś, że masz jakąś ważną sprawę.
Po tych słowach wyprostowała się jak
struna, przybierając profesjonalnym wyraz twarzy. Trzeba było wreszcie
rozwiązać to, co już dawno nie powinno być ze sobą w bliskim kontakcie. Jednak
kiedy otwierała usta, by wypowiedzieć pierwsze zdanie, ktoś zdążył ją ubiec.
- Zayn?! O mój boże, nie sądziłam,
że się tutaj spotkamy! – dziewczęcy głos dobiegł zza pleców Olivii, by już po
chwili jej oczy mogły zobaczyć jak jego właścicielka podchodzi do Malika i tuli
się do jego piersi.
- Cześć, Amy! Też bym o tym nie
pomyślał. Ummm, tak ogólnie, to to moja znajoma,
Livia. Livia, to moja przyjaciółka Amy.
– Brązowooki spojrzał na obie kobiety z lekkim zakłopotaniem, jednak już po
chwili wszystko wróciło do normy.
Olivia bardzo dobrze znała szatynkę, która właśnie zajęła miejsce między nią a Zaynem. Była to ta sama osoba, z którą Malik często był widywany. Ta sama, co do której ją okłamał. Ta sama, która nieświadomie go zaczynała odbierać. I kolejna blizna otwarła się na nowo.
- Wiecie co, bardzo was przepraszam, ale będę się już zbierać – poinformowała Livia, wstając z miejsca. Ostatnie dziesięć minut wciskała się bowiem coraz bardziej w swój fotel, obserwując rozmowę pozostałej dwójki. Żadne z nich nie zwracało na nią uwagi, nawet nie zaszczycili jej spojrzeniem. Przygryzała tylko mocno wargę, bawiąc się własnymi palcami, by jakoś odpędzić od siebie złe myśli, a także łzy. Przecież nigdy nie płakała w miejscach publicznych.
- Czekaj, jak to? Przecież chciałaś ze mną o czymś porozmawiać – odparł zaskoczony Zayn.
- Nieważne. Zapomnij o tym. Może się jeszcze zdzwonimy... Mike będzie na mnie czekał na parkingu, więc za bardzo już czasu nie mam – machnęła ręką, usiłując wyglądać naturalnie. – Bawcie się dobrze. – Po tych słowach chwyciła za pasek torebki i zarzucając ją na ramię, skierowała się w stronę wyjścia z wąskiej uliczki.
Jej klatka piersiowa kurczyła się z każdą sekundą, jakby spoczął na niej ogromny głaz. Jej płuca nie mogły normalnie zaczerpnąć powietrza, przez co ścisk w gardle wzrastał z każdą chwilą. Nie zwróciła uwagi jak jej dłonie zaczęły drżeć, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy. W głowie miała pustkę. Zupełną pustkę, uniemożliwiającą racjonalne myślenie, które od tamtej chwili pozostało za szczelną ścianą gęstej mgły.
- Livia! – krzyknął za nią Zayn, a jego głos spowodował jeszcze większy ból. Wierzchem dłoni starła mokre strużki i z zaskoczonym wyrazem twarzy odwróciła się w jego stronę. Truchtał w jej kierunku z bladym uśmiechem na pełnych wargach. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Wydawało się jej, że wszystko teraz już pójdzie dobrze, bo jego pięć minut zostało wykorzystane, jak zostało. Natomiast tym jednym gestem sprawił, że wszystko stało się jeszcze cięższe.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytał zziajany, a w jego oczach dostrzegła troskę. – Wyszłaś tak nagle i nie porozmawialiśmy. Głupio wyszło.
Wpatrywała się w niego ze smutkiem przez parę minut. Nie poruszyła się. Nie wykonała najmniejszego gestu. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, odrzucając je wprost na alabastrowe policzki, a szare oczy z każdą sekundą stawały się coraz bardziej puste.
- Liv? – zapytał niepewnie. Przygryzła mocno wargę, po czym zarzuciła mu ręce na szyję, przyciskając policzek do szyi. Objął protekcyjnie jej ciało, ciesząc się, że wreszcie ma Ją przy sobie. Olivia natomiast przełknęła głośno ślinę i przymykając zaszklone oczy, starała się odtrącać od siebie świadomość tego, jak bardzo go potrzebowała. Zignorowała ciepło jego ciała i tę ulotną iskierkę poczucia przynależności. Po jej policzkach ponownie popłynęły łzy, a z zaciśniętego gardła wydobył się zachrypły głos:
- Bądź szczęśliwy, Zayn. Nawet za nas dwoje.
Szybko wydostała się z uścisku ramion i nie podnosząc wzroku, oddaliła się. A on stał bezczynnie, nie wiedząc co właśnie miało miejsce i wpatrywał się jak wątła postać smagana podmuchami wiatru majaczy w oddali i stopniowo znika.
Olivia bardzo dobrze znała szatynkę, która właśnie zajęła miejsce między nią a Zaynem. Była to ta sama osoba, z którą Malik często był widywany. Ta sama, co do której ją okłamał. Ta sama, która nieświadomie go zaczynała odbierać. I kolejna blizna otwarła się na nowo.
- Wiecie co, bardzo was przepraszam, ale będę się już zbierać – poinformowała Livia, wstając z miejsca. Ostatnie dziesięć minut wciskała się bowiem coraz bardziej w swój fotel, obserwując rozmowę pozostałej dwójki. Żadne z nich nie zwracało na nią uwagi, nawet nie zaszczycili jej spojrzeniem. Przygryzała tylko mocno wargę, bawiąc się własnymi palcami, by jakoś odpędzić od siebie złe myśli, a także łzy. Przecież nigdy nie płakała w miejscach publicznych.
- Czekaj, jak to? Przecież chciałaś ze mną o czymś porozmawiać – odparł zaskoczony Zayn.
- Nieważne. Zapomnij o tym. Może się jeszcze zdzwonimy... Mike będzie na mnie czekał na parkingu, więc za bardzo już czasu nie mam – machnęła ręką, usiłując wyglądać naturalnie. – Bawcie się dobrze. – Po tych słowach chwyciła za pasek torebki i zarzucając ją na ramię, skierowała się w stronę wyjścia z wąskiej uliczki.
Jej klatka piersiowa kurczyła się z każdą sekundą, jakby spoczął na niej ogromny głaz. Jej płuca nie mogły normalnie zaczerpnąć powietrza, przez co ścisk w gardle wzrastał z każdą chwilą. Nie zwróciła uwagi jak jej dłonie zaczęły drżeć, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy. W głowie miała pustkę. Zupełną pustkę, uniemożliwiającą racjonalne myślenie, które od tamtej chwili pozostało za szczelną ścianą gęstej mgły.
- Livia! – krzyknął za nią Zayn, a jego głos spowodował jeszcze większy ból. Wierzchem dłoni starła mokre strużki i z zaskoczonym wyrazem twarzy odwróciła się w jego stronę. Truchtał w jej kierunku z bladym uśmiechem na pełnych wargach. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Wydawało się jej, że wszystko teraz już pójdzie dobrze, bo jego pięć minut zostało wykorzystane, jak zostało. Natomiast tym jednym gestem sprawił, że wszystko stało się jeszcze cięższe.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytał zziajany, a w jego oczach dostrzegła troskę. – Wyszłaś tak nagle i nie porozmawialiśmy. Głupio wyszło.
Wpatrywała się w niego ze smutkiem przez parę minut. Nie poruszyła się. Nie wykonała najmniejszego gestu. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, odrzucając je wprost na alabastrowe policzki, a szare oczy z każdą sekundą stawały się coraz bardziej puste.
- Liv? – zapytał niepewnie. Przygryzła mocno wargę, po czym zarzuciła mu ręce na szyję, przyciskając policzek do szyi. Objął protekcyjnie jej ciało, ciesząc się, że wreszcie ma Ją przy sobie. Olivia natomiast przełknęła głośno ślinę i przymykając zaszklone oczy, starała się odtrącać od siebie świadomość tego, jak bardzo go potrzebowała. Zignorowała ciepło jego ciała i tę ulotną iskierkę poczucia przynależności. Po jej policzkach ponownie popłynęły łzy, a z zaciśniętego gardła wydobył się zachrypły głos:
- Bądź szczęśliwy, Zayn. Nawet za nas dwoje.
Szybko wydostała się z uścisku ramion i nie podnosząc wzroku, oddaliła się. A on stał bezczynnie, nie wiedząc co właśnie miało miejsce i wpatrywał się jak wątła postać smagana podmuchami wiatru majaczy w oddali i stopniowo znika.
~*~
- Wszystko w porządku? – zapytał Michael, kiedy jego samochód zatrzymał się pod kamienicą.
- To ja powinnam zapytać o to Ciebie, panie Człowieku Sukcesu – odparła dziewczyna, szturchając przyjaciela w ramię. Włożyła wszelkie siły, by wyglądać naturalnie, co przyniosło oczekiwany skutek. Speszony chłopak w momencie pokiwał głową, śmiejąc się cicho pod nosem.
- Wszystko w porządku? – zapytał Michael, kiedy jego samochód zatrzymał się pod kamienicą.
- To ja powinnam zapytać o to Ciebie, panie Człowieku Sukcesu – odparła dziewczyna, szturchając przyjaciela w ramię. Włożyła wszelkie siły, by wyglądać naturalnie, co przyniosło oczekiwany skutek. Speszony chłopak w momencie pokiwał głową, śmiejąc się cicho pod nosem.
- Zaczynam od przyszłego tygodnia i wreszcie chyba coś mi z tego
wyjdzie – poinformował, rozluźniając barki, jednak spojrzenie Livii było zbyt
wymowne, żeby mógł przestać. – I z Laurą też wszystko dobrze. Widzimy się
dzisiaj wieczorem i zamierzam ją wziąć jakoś niedługo do rodziców.
- Cieszę się, że ci się układa. – Posłała mu ciepły uśmiech, łapiąc za
spoczywającą na biegach dłoń.
- Jesteś pewna, że nic nie potrzebujesz? – upewnił się, gdyż jakiś głos
podpowiadał mu, że coś jest nie tak.
- Jasne. Ummm, dziękuję Mike. Za wszystko. – To powiedziawszy,
nachyliła się i musnęła jego policzek wargami, po czym pośpiesznie wysiadła z
samochodu. Ich relacja zamknęła się wraz z zatrzaśnięciem ogromnych drzwi
kamienicy, kiedy to podejrzliwe niebieskie spojrzenie, nie miało już
możliwości, by dostrzec dalszy ciąg wydarzeń.
~*~
- Cześć, Livka. Coś się stało? – zapytał zaniepokojony Steven, zaraz po
podniesieniu słuchawki.
- Nie, nic. Tylko się stęskniłam. Jak tam wojaże?
- A, bardzo dobrze. Słońce świeci cały czas, na niebie ani jednej
chmurki. Mówię ci, jest cudownie! I chyba już przybrałem na wadze jakieś pięć
kilo, bo Mary nie pozwala mi odejść od stołu bez zjedzenia całego obiadu. Normalnie
pilnuje mnie tu jak oka w głowie. – Zaśmiała się na tę opowieść ojca. Ostatnia
informacja sprawiła się przyjemne ciepło przetoczyło się po jej wnętrzu,
dodatkowo kojąc pęczniejące obawy. – W domu wszystko dobrze?
- Tak, wszystko w porządku. Pozdrów Mary!
- W takim razie się cieszę. Z pewnością przekażę. Muszę już kończyć,
córa.
- Jasne, nie ma sprawy – odparła. – Tato?
- Hm, tak?
- Jestem z ciebie bardzo dumna – wyznała, zaciskając mocniej wargi.
- Ja z ciebie też, Livka. – Po tych słowach głucha cisza zaległa w
słuchawce, a szarooka jeszcze przez chwilę trwała w miejscu ze spokojnym
uśmiechem na twarzy.
~*~
W słabym świetle lampki, długie cienie dłoni tańczyły po całym pokoju,
gdy główka ołówka skrupulatnie nakreślała kolejne zdania na wymiętym papierze. Łzy
skapywały wprost na białą fakturę, w niektórych miejsca przyczyniając się do
rozmazania tuszu. Livia z uporem zagryzała zęby, mocno zaciskając palce na
długopisie i z premedytacją ignorując mokre strużki na linii jej szczęki. Tylko
czasami podnosiła dłoń, by je zetrzeć, jednak w dużej mierze była świadoma, że
zaraz znowu powrócą.
W pewnym momencie rozbrzmiał dźwięk nadchodzącego połączenia. Wśród
pozostałych kartek udało jej się znaleźć aparat i ogromną frustracją nacisnęła
zieloną słuchawkę. Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak naprawdę zrobiła.
Tylko utrudniła sobie zadanie.
- Miałaś zadzwonić - rzucił zamiast powitania, jednak w jego głosie słychać było zabawny ton.
- Tak wyszło - odparła pociągając nosem. Wierzchem dłoni przetarła załzawione oczy, które powoli zaczynały rozmazywać jej przed oczami świat.
- Będę dzisiaj wieczorem – poinformował Zayn, jak gdyby nigdy nic. Uniosła głowę, wpatrując się jak brudny deszcz moczy szybę, jednocześnie usiłując zwalczyć wszelkie pokłady słabości.
- Tak wyszło - odparła pociągając nosem. Wierzchem dłoni przetarła załzawione oczy, które powoli zaczynały rozmazywać jej przed oczami świat.
- Będę dzisiaj wieczorem – poinformował Zayn, jak gdyby nigdy nic. Uniosła głowę, wpatrując się jak brudny deszcz moczy szybę, jednocześnie usiłując zwalczyć wszelkie pokłady słabości.
- To nie jest dobry pomysł.
- W takim razie kino.
- Nie.
- Spacer?
- Nie.
- Zobaczę cię jeszcze w ogólne? – zażartował. Po drugiej stronie
zaległa cisza.
- Muszę kończyć. Obiecaj, że sobie poradzisz, dobrze?
- Przecież zawsze sobie radzę – odparł ze śmiechem, zupełnie nie wyczuwając
nastroju swojej rozmówczyni.
- W takim razie do zobaczenia. Kiedyś. –
Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, usłyszał dźwięk kończący połączenie. Zayn zmarszczywszy brwi, wpatrywał się w gasnący ekran telefonu, by po chwili przenieść zaskoczone spojrzenie na siedzącego obok Stylesa.
- Chcesz powiedzieć, że cię tak najzwyczajniej zbyła? – upewniał się
Harry. Cała ta sytuacja wydawał się mu być bowiem wręcz nierealna i nad wyraz
zabawna.
- Czy tak i tak do niej pojadę.
~*~
Koncert był wyjątkowo zabawny. Piątka chłopaków niemal przez całe dwie
godziny biegała po całej scenie, wesoło żartując czy też usiłując pokazać
jakikolwiek układ taneczny. Nikt nie zwracał uwagi na groźnie wiszące niebo czy
też duszącą atmosferę.
- Przed wami Moments. Jeżeli też uważacie, że zwyczajne chwile, a przede wszystkim wspomnienia to fajna
sprawa, śpiewajcie razem z nami – zapowiedział Zayn, a pierwsze dźwięki zalały
całą arenę.
Shut the door. Turn the light
off. I wanna be with you.
Stojąc naprzeciwko lustra spojrzała raz jeszcze w swoje odbicie.
Podkrążone oczy, wychudłe ciało. Zapadnięte kąciki ust. Spazmatyczny szloch
ponownie wstrząsnął jej ciałem, kiedy wzięła do ręki fiolkę z tabletkami.
I wanna feel your love. I wanna
lay beside you.
Przyjrzała się pomarańczowemu szkłu, obracając go parokrotnie w
dłoniach, po czym szarpnęła za nakrętkę. Biały koreczek upadł na podłogę, powodując że ciche uderzenie rozniosło się po ścianach małego pomieszczenia, drżeniem atakując żebra.
If we could only have this life for one
more day. If we could only turn back time.
Kilka
tabletek znalazło się na jej dłoni. Wziąwszy głęboki oddech, włożyła je do buzi
i zamykając powieki, z wielkim trudem przełknęła. Minimalne kształty zaczęły palić przełyk, siejąc zamęt goryczą w jej wnętrzu, a jednocześnie przypominając o zbrodni przeciwko samej sobie.
You know I’ll be your life, your voice,
your reason to be.
Suchość w ustach wzrastała z każdą chwilą. W krótkim czasie przed oczami pojawiły się czarne plamy, przez które obraz całkowicie zaczął się rozmazywać. Płuca rozpaczliwie domagały się powietrza, otrzymując jedynie marne jego strzępki. Zaczęło się jej kręcić w głowie. Przez chwilę walczyła z całych sił sił, napinając wszystkie mięśnie, jednak było to bez celowe. Rozluźniła się, tracąc kontrolę nad samą sobą. Papierowe ciało zatoczyło się i z głuchym łoskotem uderzyło o podłogę.
Suchość w ustach wzrastała z każdą chwilą. W krótkim czasie przed oczami pojawiły się czarne plamy, przez które obraz całkowicie zaczął się rozmazywać. Płuca rozpaczliwie domagały się powietrza, otrzymując jedynie marne jego strzępki. Zaczęło się jej kręcić w głowie. Przez chwilę walczyła z całych sił sił, napinając wszystkie mięśnie, jednak było to bez celowe. Rozluźniła się, tracąc kontrolę nad samą sobą. Papierowe ciało zatoczyło się i z głuchym łoskotem uderzyło o podłogę.
Close the door. Throw the key. Don’t wanna be reminded. Don’t wanna be seen. Don’t wanna be without you.
Wspiął się na
klatkę schodową, niczego nieświadomy. Uchylił drzwi wejściowe, a od progu
powitała go cisza. Zawołał jej imię. Sprawdził całe mieszkanie i dopiero na
samym końcu przeszedł obok uchylonych drzwi łazienki. Poczuł ciepło na karku, a
serce przyspieszyło tempa, nieomal wydzierając się z piersi.
- Livia! – doskoczył do niej.
Krew, drobinki szkła, tabletki.
Wszystko to było dookoła niego.
- Livia, nie! – Szarpał bezwładnymi
ramionami, odgarniał ciemne włosy do tyłu, oddechem tulił porcelanową twarz. Na
próżno. Sine powieki nie otwierały się, a klatka żeber nie wydawała ani jednego
tchnienia.
- Livia, nie zostawiaj mnie. Nie
możesz. Nie możesz tego zrobić, rozumiesz? – jąkał nieskładnie.
I tamtego wrześniowego dnia rozsypało się coś więcej jak pudełeczko tabletek czy też szklane odłamki fiolki. Runęło coś bardziej pewnego. Coś osobistego, z czym podświadomie wiązał swoje nadzieje. Coś, co miał trwać nieskończenie długo, podczas gdy dane mu było egzystować zaledwie chude kilka lat.
Tamtego wrześniowego dnia rozsypał się cały jego świat.
Tamtego wrześniowego dnia rozsypał się cały jego świat.
Before
you leave me today.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz