Szara chmura dymu papierosowego
rozmywała się w grudniowym powietrzu, pozostawiając po sobie ulotną smugę.
Zimne powietrze otulało jego zgarbione ramiona, okryte materiałem czarnej
bluzy. Niebo już dawno z przezroczystego błękitu przeszło w mroczny granat,
delektując się ostatnimi muśnięciami bladego słońca.
Opierał się o przemarzniętą
barierkę, czując jak zimno wdrapuje się po jego skórze, kąsając każdy jej
fragment. Nie przeszkadzało mu to. Dużymi oczami wpatrywał się bowiem w linię
horyzontu pomalowaną delikatnym brzoskwiniowym odcieniem, w prawej ręce
obracając białą kopertę.
Równy rok później wszystko wyglądało
tak samo. Przed jego domem nadal rósł wielki dąb, jego samochód nadal dziwnie
warczał przy wrzucaniu trzeciego biegu, a w sklepie na rogu ciągle pracował ten
sam mężczyzna, który zawsze sprzedawał mu tę lepiej wypieczoną bagietkę. Tutaj
wszystko pozostało takie samo.
Zmiany zaszły na innej płaszczyźnie,
na tej bliższej jemu samemu, tej, która o trzeciej w nocy nie pozwalała zmrużyć
oczu, nękając pamięć kadrami z przeszłości. Czuł powiew świeżości, czegoś
zupełnie nowego. Mimo wszechobecnej pustki, zagościł u niego spokój. Jego życie
było pełne paradoksów, a ta sytuacja była tylko jednym z nich.
Zacisnął mocniej suche usta wokół
tlącego się papierosa, po czym zaciągając się. spojrzał przymrużonymi oczami na
skrawek papieru. Pozostało jeszcze tylko to.
Był jej to winien, bo najzwyczajniej zabrakło im czasu. Może w przeciwnym wypadku wydarzenia potoczyłyby się
inaczej i nie zostałby zmuszony do pożegnania się kartą papieru. Mimo tego nie
czuł żalu. Nie mógł go czuć, gdyż każdy samodzielnie podejmuje decyzje. Ona
postanowiła odejść. Nie mógł jej tego zabronić.
Z cichym westchnięciem podrapał się
po policzku, po czym gasząc peta wszedł do ciepłego pomieszczenia. Żarliwe
płomienie jazgotały w kominku, rzucając na panele żółte światło. Ostatni raz
przejechał palcami po chropowatym papierze i z całkowitą obojętnością wrzucił
go do paszczy ognistych języków. Koperta w momencie zajęła ogniem, który w
krótkim czasie strawił niemal całą jej powierzchnię, pozostawiając po sobie
tylko czarny pył.
~*~
There's no end. There is no goodbye.
Londyn, 16.09.2014r.
Zayn!
Wydaje mi się, że po tym wszystkim będę Ci
winna jakieś wytłumaczenie. Jeżeli nie będziesz chciał tego czytać, rozumiem.
Chociaż pewnie czy tak i tak się tego nie dowiesz. Zastanawiam się czy
kiedykolwiek w ogóle otrzymasz ten list, bo może zaplątać się między moimi rzeczami
i tyle z tego będzie.
Wiesz dobrze, jak bardzo nienawidzę łez, a
one teraz jak na złość spływają po moich policzkach prosto na atrament. Dlatego
też przepraszam za ewentualne plamy, czy też rozmazane słowa. Nie mam już siły trzymać
tego wszystkiego w sobie. Skoro to ostatnie chwile, to mogę przecież płakać. A
dlaczego by nie?
Właśnie, nie mam już siły. Zbyt długo zajęta byłam ich pozyskiwaniem. Szukałam ich dosłownie wszędzie, by ostatecznie się dowiedzieć, że mi ich poskąpiono. Byłam słaba. Nie wytrzymałam. Bo Ty masz swoje
życie, które diametralnie różni się od tego mojego, pełnego sprzeczności i
bałaganu. W Twoim świecie nie ma miejsca na kogoś takiego jak ja. Szczególnie z
moją chorobą. Nie chciałam Ci o niej mówić, bo to by było za dużo. Za dużo bym
od Ciebie wymagała, za bardzo bym się do Ciebie zbliżyła. Czy tak i tak już
popełniłam błąd.
Przyzwyczaiłam się do Ciebie, aż wreszcie
stałeś się moją codziennością. Nie chciałam tego, bo wiem jak wygląda moje
życie. Ludzie ode mnie uciekają, bo stanowię za duży problem. I tym właśnie
byłam. Problemem.
Wiesz, w pewnym momencie myślałam, że możesz
mi pomóc. Że jakoś sobie poradzę. I chyba po raz pierwszy pozwoliłam sobie na
życie ze złudzeniem. Odepchnęłam wszelkie obawy i wątpliwości. Postanowiłam
zaufać. Ale kiedy mój stan znowu uległ zmianie zrozumiałam, że złudzenia nie
są dla mnie. Prysnęło to wszystko jak bańka mydlana, a Ciebie wtedy nie było
obok.
Bałam się. Nie masz pojęcia jak bardzo się
bałam. Ale strach od zawsze był moim towarzyszem, więc na nowo się z nim
zaprzyjaźniłam. Wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo się różnimy. W jakim
świecie żyjesz Ty i jakie masz przed sobą możliwości. Nie może Cię zatrzymywać
ktoś taki jak ja. A doskonale wiem, że to co robisz sprawia Ci radość. I dobrze
jest widzieć Cię szczęśliwego. Potrzebowałeś się tylko odnaleźć. To nic złego.
Przecież każdy z nas się gubi. Tylko mnie już nie można znaleźć.
Od dłuższego czasu obserwowałam wszystko
dookoła. W szczególności patrzyłam na Was, bo na tym najbardziej mi zależało.
Mike na dobre zaaklimatyzował się w Londynie. Wiesz, że jego rodzice nawet
go ostatnio odwiedzili? Dobrze mu się układa z Gią, wiesz, tą moją znajomą jeszcze
z czasów szkoły baletowej. Tata wyszedł na prostą. Zerwał z tym paskudztwem,
które wyrządziło nam tak wiele krzywdy. Nareszcie pogodził się z odejściem mamy
i zaczął nowe życie. I Ty też zaczniesz, uwierz mi. Pogodzisz się z moim
odejściem, a wraz z tym przyjdzie coś zupełnie świeżego. Tylko musisz chwilę
poczekać. Uwierz mi, tak będzie lepiej. Nie jestem już Wam potrzebna i tylko
spowalniałabym Wasze życia.
Nie byliśmy sobie pisani, Zayn. Wydaje mi
się nawet, że nasza znajomość nie mogła najzwyczajniej istnieć. Gdyby Mike nie
zwlekał z zadzwonieniem do mnie odnośnie stanu taty, wiesz, tego jesiennego
wieczoru, to prawdopodobnie byśmy się nie poznali. I gdybym wtedy skręciła w
inną uliczkę, podczas gdy uciekałam z domu, nie byłoby tego wszystkiego. Widzisz?
Ze mną to są jednak same problemy, bo zaprowadziło Cię to wszystko do tego
fatalnego listu. Szlag by to wszystko! Jaka ja jestem głupia, że tego wcześniej
nie zatrzymałam, że pozwoliłam na naszą znajomość. Chyba byłam zbyt
egoistyczna.
Bo wiesz, my jesteśmy trochę jak ciała
niebieskie w czasie całkowitego zaćmienia słońca. To zjawisko zdarza się raz na
kilkadziesiąt lat i jest niepermanentne. Słońce, Księżyc i Ziemia stają w
jednej linii tylko na parę chwil, by zaraz ruszyć dalej swoimi własnymi ścieżkami.
Trwałość tego zjawiska miałaby potworne skutki. To tak jak z nami. Sam powiedz.
Chciałabym Cię prosić o jedną rzecz. Podczas
naszego ostatniego spotkania powiedziałeś, że myślałeś o mnie. A ja
potrzebowałam Twojej pamięci, zarówno jak i Twoich słów. To mnie chroniło. Dzięki
temu mój strach malał. Dlatego też proszę Cię, pamiętaj o mnie czasami. Nie za
często, bo jednak nie wolno żyć przeszłością. Ale pamiętaj o mnie, bo może
dzięki temu znów będę się mniej bała, gdziekolwiek mnie zaniesie.
Będę już kończyć, bo to co miałam
powiedzieć, chyba już przekazałam. Nie ma sensu tego wszystkiego przedłużać,
zaufaj mi. I mimo wszystko, dziękuję Ci. Może i nasza znajomość była błędem,
dziękuję, bo stała się jedną z najlepszych rzeczy jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła.
Musisz też wiedzieć, że nigdy nie chciałam być Twoim wspomnieniem, Zayn. Ale
nie zawsze otrzymujemy też to, czego pragniemy. Tak to już jest. Nie zapomnij,
że obiecałeś mi, że sobie poradzisz. Tak jak wtedy, pamiętasz?
Zatrzymałam kilka chwil na tym wilgotnym już
papierze (nienawidzę płakać!), a teraz Ty musisz je zakończyć. No właśnie. Chwile. Nasze życie składa się z serii chwil, a każda jest podróżą do samego
końca. Pozwól im odejść. Pozwól im wszystkim odejść.*
Livia
~*~
Disappear with the night.
21.12.2015r.
Livia!
Dziś mija rok. Równy rok odkąd po raz
ostatni się do mnie odezwałaś. Od kiedy ostatni raz spojrzałem w Twoje zmęczone
oczy. Zastanawiam się, kiedy to minęła. I dlaczego czas biegnie tak szybko. A
może tak jest tylko dlatego, że Ciebie nie ma obok?
Przez ten rok nie miałem odwagi, żeby się do
Ciebie odezwać. Wszystko było za świeże. Wszystko jeszcze paliło. To co wtedy
czułem diametralnie różniło się od sytuacji, kiedy jeszcze byłaś w śpiączce.
Wtedy karmiłem się nadzieją. Miałem Cię na wyciągnięcie ręki, niezależnie
jakkolwiek to brzmi. Teraz Cię nie ma. Nie mogę Cię dotknąć. Nie mogę Cię
pocałować. Nie mogę powiedzieć „Idę do Liv”, bo Ciebie najzwyczajniej już tu
nie ma. Szukałam Cię wszędzie. W parku, w mieszkaniu, na Brighton Pier, w
centrum Londynu, w Twoich swetrach i w drogeriach między zapachem Twoim perfum.
Nigdzie Cię nie było. Chociaż nawet nie, to złe określenie, bo dotyczy tylko
tej fizycznej strony. Napisałaś, że Twoje życie było pełne paradoksów. O jednym
chyba nawet nie miałaś pojęcia. Bo widzisz, wszędzie jest pusto, nawet bardzo i
tylko pełno jest Ciebie. Mimo że odeszłaś, nadal jesteś obecna. Tylko ja nie
chcę takiej obecności. Wolałbym, żebyś tu była, razem ze mną. Nie chcę tych
wszystkich wspomnień, ani też naszych cieni. Chcę Ciebie. I rok czasu zajęło mi
pogodzenie się z tą myślą. Gdy tylko przymykałem powieki, widziałem Ciebie.
Stawałaś przed moimi oczami uśmiechnięta, ciepła i żywa. A kiedy je otwierałem,
Ciebie już nie było. Przyzwyczajenie się do tej nowości nie było, a nawet w
dalszym ciągu nie jest, łatwe. Mówiłaś mi co innego, czyż nie?
Komplikacje. Wszędzie komplikacje. Ze
wszystkich stron słyszy się, że coś poszło źle, że coś nie wyszło, że wystąpiły
jakieś problemy. I właśnie o takich problemach powiedział mi lekarz, kiedy tego grudniowego poranka przyszedłem do szpitala, by zastać zaścielone
łóżko. To w tym wszystkim było najgorsze. Że byłem przekonany, że już jesteś z nami!
Że na dobre się obudziłaś! Twoje nabieranie sił miało trwać trochę czasu. Wkrótce miała powrócić Ci pełna zdolność odbierania bodźców. Zamiast tego dostałem zupełne
przeciwieństwo, coś z drugiego bieguna. Coś, co już niczego nie pozostawia.
Poczułem się oszukany. Zdradzony. Ale musisz wiedzieć, że było mi tak nagle
lżej. Bo uświadomiłem sobie, że może tak dla Ciebie było lepiej. Tylko te
pierwsze miesiące były najgorsze. Pierwsze chwile całkowicie bez Ciebie.
Pewnie niesamowicie zdenerwowałabyś się za to,
co teraz napiszę, ale czy tak i tak to już chyba nie ma znaczenia. Mianowicie
połowa tego, co napisałaś w liście była stekiem bzdur. Tak, przeczytałem go.
Nie mogłem pozwolić, żebyśmy utknęli w takim miejscu.
Potrzebowaliśmy Cię wszyscy. Ja Cię
potrzebowałem! Dzięki Tobie to wszystko miało sens. A teraz? Wszystko jest
ubogie, nawet muzyka straciła dla mnie sens. Odszedłem z zespołu, bo to nie
miało najmniejszego sensu. Nie wtedy, kiedy Ciebie nie ma. Najzwyczajniej to Ty
dawałaś mi siłę do tego wszystkiego. Chociaż dopiero teraz zdaję sobie sprawę,
że Ty potrzebowałaś mnie bardziej niż ja Ciebie.
Jestem potwornie zły, że nie dowiedziałem
się od Twoim stanie. Powiedzieli mi w szpitalu, kiedy już leżałaś podpięta do
tej całej aparatury. Dlaczego mi nie uświadomiłaś? Napisałaś mi, że zachowałaś
się egoistycznie, co mnie niesamowicie sfrustrowało. Chyba ostatnią rzeczą jaką
można było o Tobie powiedzieć to właśnie to, że byłaś egoistką. Nie, Livia. Nie
byłaś. Pod tą maską obojętności starałaś się, by wszyscy byli szczęśliwi i nie
oczekiwałaś nic w zamian. Nie pozwalałaś się odwdzięczyć. I to doprowadziło do
najgorszego. Nie dałaś sobie pomóc.
Kłamstwem jest, że miałem swoje życie. Ty
byłaś jego częścią, więc niejako żyliśmy razem. Pomógłbym Ci, gdybym tylko
wiedział. I to ja skopałem sprawę, że wcześniej się nie zorientowałem. Może
teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Nigdy Ci tego nie mówiłem, bo
najzwyczajniej się bałem, a w dużej mierze dlatego, że nie zrozumiałem tego na
czas. Znaczyłaś dla mnie bardzo dużo. A później, kiedy zasnęłaś tylko
utwierdzałem się w przekonaniu, że tak naprawdę Cię kocham. Próbowałem nas
uratować. Chciałem sprawić, żebyśmy trwali jak najdłużej, nawet jeśli miałyby
to być tylko wspomnienia. Ta cicha
modlitwa nie pomogła. Nasza miłość
na pewno wciąż trwała , ale po prostu była bezużyteczna, ciężka do
udźwignięcia, bezwładna w nas, jałowa jak zbrodnia lub potępienie. Była tylko
cierpliwością bez przyszłości i upartym czekaniem.**
Porównałaś nas do ciał istniejących w
kosmosie. Kosmos jest próżnią, my nią nie byliśmy. Zapełniliśmy ją rozmowami,
spojrzeniami i wspomnieniami. Poza tym wplątałaś w to wszystko te ciała
niebieskie. A przecież Ziemia krąży wokół Słońca. A skoro z nią idzie w parze
Księżyc, cała ta trójka jest ze sobą połączona. Nie rozdziela się, każde w
swoją stronę tylko trwa razem. Może nie w jednej linii, ale jednak.
Nie chcę wiedzieć, dlaczego nie rozważyłaś
swojego pozostania tutaj. Nie chcę też wiedzieć dlaczego sięgnęłaś po te
cholerne tabletki zamiast wybrać nas. Wszystko to pozostawię Tobie. Zamiast
tego, chciałem jednak podziękować. Za każdy dzień wspólnie spędzony, za każde
Twoje słowo, za najdrobniejsze spojrzenie i za najbardziej nikły uśmiech, z
którym swoją drogą było Ci bardzo do twarzy. Dziękuję za odnalezienie mnie,
kiedy sam nie zorientowałem się, że się zgubiłem. Chciałbym, aby to samo
przytrafiło się Tobie. Niestety nie mam Cię nawet gdzie szukać. I dziękuję
również za nas, mimo że prawdopodobnie nie istnieliśmy.
Jak dla mnie nasza znajomość nie była
błędem. Była czymś, co wydarzyć się musiało. Czymś, czego oboje
potrzebowaliśmy. I nie byłaś żadnym problemem. Skąd Ci to przyszło do głowy?
Oboje takowe posiadaliśmy, fakt, ale to właśnie Ty sprawiałaś, że te moje
problemy stawały się lekkie. Że najzwyczajniej sobie z nimi radziłem. O rany,
pewnie teraz wciągnęłabyś głośni powietrze, chowając wargi, a Twoje kości
policzkowe wystawałyby wyraźnie z frustracji, po przeczytaniu tego. I to ja
jestem nierównoważony, bo wyobrażam sobie Ciebie teraz obok mnie i Twoje
reakcje na różne sytuacje. Widzisz? Takich popaprańców świat nie widział i to
jest kolejny dowód na to, że byliśmy sobie pisani.
Twój tata zamieszkał z Mary. Z tego co wiem,
planują ślub. Mike otworzył własny sklep z płytami i ma się naprawdę dobrze. Z
chłopakami funkcjonujemy jako zespół, ale już nie w sensie muzycznym. Liam
spodziewa się dziecka, Niall kursuje między Irlandią a Londynem, bo jakżeby
inaczej. Harry coś brzdąka, a Louis powoli wychodzi na prostą, bo on chyba
najgorzej przeżył to, co się stało. On też nad tym wszystkim pracuje. A ja?
Zacząłem pisać sporadyczne teksy i jakoś funkcjonuję. Chociaż o tym wszystkim
pewnie wiesz, bo nadal trzymasz nad nami pieczę. Nieważne. Jeśli jeszcze kiedyś
się spotkamy, opowiem Ci o tym wszystkim co Cię ominęło, bo teraz nie ma sensu
się rozpisywać. Te historie byłyby niepełne. Przecież mam jeszcze całe życie do
przejścia.
Mówiłaś, że potrzebujesz moich słów i mojej
pamięci. O to nie musisz się obawiać. Cały czas mam Cię ze sobą, gdzieś między
szczelinami żeber, ukrytą pod kotarą skóry. I tam już chyba zostaniesz, wiesz?
Niezależnie czy Ci się to podoba czy nie. Dla mnie jesteś nadal żywa, mimo że
pewnym rzeczom pozwalam odejść. Uczę się tego z dnia na dzień. Chociaż czy tak
i tak mam wrażenie, że z każdym upływającym miesiącem jest Cię ze mną coraz
mniej. Właśnie, to jest jedna rzecz której chyba się boję. Że wreszcie tak bardzo
zatrzesz się w mojej podświadomości, że nie będę w stanie przywołać żadnego
szczegółu. Ale pamiętam o Tobie. Już nie musisz się bać. Możesz spokojnie zasypiać.
Teraz chyba moja kolej na to ostatnie
pożegnanie, czyż nie? Nigdy nie byłem dobry w dobieraniu słów. Chcę tylko
powiedzieć, że za Tobą tęsknię, że brakuje mi Ciebie na co dzień. Wracasz do
mnie niemal każdego wieczoru, wracasz w poszczególnych piosenkach, wracasz wraz
z zapachem jesieni. Ale tak naprawdę już Cię tu nie ma. Mam nadzieję, że jest
Ci dobrze tam gdzie jesteś. Że już nic Cię nie boli, że nie ma tam łez i
smutku, bo tego bym nie zniósł. O mnie się nie martw. Radzę sobie tak, jak
obiecałem.
Zayn
~*~
*Now is good
** Albert Camus – Dżuma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz